Świebodzin. Przestępczość z końca XX wieku: w zwykłych ludziach wyzwalał się dziki pęd do łamania prawa
W ostatnich kilku latach minionego tysiąclecia wraz z przeobrażeniami politycznymi kraju na naszym terenie ”wybuchła” niczym nieokiełznana przestępczość. W wielu spokojnych, wydawałoby się, ludziach wyzwalał się wtedy dziki pęd do łamania prawa i wszelkich zasad życia społecznego. Kroniki policyjne każdego dnia zapełniały się kolejnymi, bulwersującymi opinię publiczną, niecnymi postępkami. Tak, jak ówczesna Nowa Sól była synonimem narkomanii i typków spod ciemnej gwiazdy, tak Świebodzin słynął ze złodziejaszków wszelkiej maści i głośnych rozbojów. Przypominamy dwa takie wydarzenia z końca XX wieku.
Bratu odgryzł ucho
Dwudziestego sierpnia1999 roku świebodzińska prokuratura poleciła policji przeprowadzenie dochodzenia w sprawie „braterskiej” bijatyki, do której doszło 24 lipca w Rusinowie. Poszkodowany, 29-letni rusinowianin, przebywał tego dnia około godz. 15.15 wraz z kolegami przed miejscowym sklepem. Wówczas nadszedł jego starszy brat. Zażądał od obecnych postawienia mu piwa. Gdy życzenie zostało spełnione, wylał część napoju na ziemię a resztę na jednego z kolegów. Chociaż młodszy brat zaprotestował, chwycił butelkę po winie i rozbił ją ścianę sklepu tuż przy głowie oblanego już piwem mężczyzny. Kolejny protest zakończył się szamotaniną, w której napastliwy osobnik odgryzł bratu część ucha. Gdy udało im się rozłączyć, starszy ponownie sięgnął po butelkę. Widząc to, poszkodowany próbował uciec w kierunku domu siostry. Tam jednak dopadł go rozjuszony„Kain” i zadał kilka ciosów stłuczonym szkłem, pozostawiając na szyi i obydwu rękach swojej ofiary wiele krwawych śladów. W świebodzińskim pogotowiu poszkodowanemu zszyto rany i skierowano na obdukcję. Na tym jednak nie zakończyła się feralna historia. Po powrocie od lekarza ponownie doszło do spotkania braciszków pod sklepem. Tym razem starszy pozrywał bratu opatrunki, ugryzł go w szyję i porozrywał ubranie. Po kilkunastu dniach poszkodowany rusinowianin zażądał ścigania brata za przestępstwo, ponieważ nie był to pierwszy przypadek krwawego pobicia.
Ociosał panienki
Siedemnastego sierpnia 1999 roku w prokuraturze podpisano akt oskarżenia przeciwko 30-latkowi z Toporowa, któremu zarzucono pobicie i ograbienie z mienia dwóch cór Koryntu. Feralnego dnia panienki stały przy drodze koło sklepu w Mostkach. Wracały autostopem ze Słubic. Zatrzymały poloneza, w którym znajdowali się dwaj mężczyźni. Bez oporów zgodzili się je podwieźć. Szybko zauważyli zresztą, kogo zabrali, gdyż niemal od razu zaproponowali im „numerek”. Panie zgodziły się, tak więc wkrótce wjechali do lasu w pobliżu Przełaz. - Gdy było po wszystkim – jak przyznała jedna z kobiet – obaj zapłacili nam po 60 zł. Panienki ponownie rozsiadły się w wozie, wówczas znienacka zostały zaatakowane przez jednego z mężczyzn. Okazał się nim żonaty ojciec dwójki dzieci, niepracujący stolarz, żyjący z oszczędności. Bił dziewczyny pięścią w twarz, żądając jednocześnie oddania mu wszystkich pieniędzy, które posiadały przy sobie. Gdy międzyrzeczczanka odmówiła, otrzymała kolejny mocny cios. Tym razem oddała więc portfel, 150 zł i kosmetyki. Druga z poszkodowanych, mieszkanka Pszczewa, utraciła w ten sposób 250 zł, kosmetyki i dwie karty telefoniczne. Jakby tego było mało, niewyżyty osobnik nakazał im rozebrać się. Przestraszone posłusznie wykonały polecenie. Rzeczy te oskarżony wrzucił na tylne siedzenie, a następnie samochód odjechał. Panienki pozostały w lesie w swoich ulubionych strojach, czyli niemal nago. W trakcie śledztwa w tej sprawie, do poszkodowanych zgłosiła się żona oskarżonego, która zwróciła im zabrane przez mężusia rzeczy. Jednocześnie poprosiła ofiary o wycofanie oskarżenia. Kobieta odmówiła złożenia zeznań. Relację poszkodowanych potwierdził kierowca poloneza, który nie brał udziału w zdarzeniu. Tymczasem oskarżony poszedł w zaparte i do niczego się nie przyznawał. Starał się udowodnić, że między nim a prostytutką do niczego nie doszło. Zrezygnował z uciech, ponieważ odrzucił go nieprzyjemny„afrodyzjak”, kiedy się rozebrała. W tej sytuacji – jak uważał – miał prawo do zwrotu zapłaconych wcześniej pieniędzy.