Święci Kościoła, którzy urodzili się w województwie łódzkim
Co łączy Faustynę Kowalską, Maksymiliana Kolbego i Urszulę Ledóchowską? Są świętymi związanymi z regionem łódzkim.
Niedługo minie 77. rocznica męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana. Rajmund Kolbe, bo tak brzmi prawdziwe imię świętego urodził się w Zduńskiej Woli 8 stycznia 1894 r. W domu, w którym przyszedł na świat (przy dawnej ul. Browarnej 8, dziś nazwanej jego imieniem) jest teraz muzeum. Nie miał roku, gdy jego rodzina wyprowadziła się w poszukiwaniu pracy do Łodzi, a potem do Pabianic. Kiedy rodzice Rajmunda Kolbego przenieśli się do Pabianic, wynajęli mieszkanie u babci Stefana Lubiszowskiego.
- Moja babcia bardzo polubiła Rajmunda, późniejszego ojca Maksymiliana - opowiadał nam przed laty pan Stefan. - Odwiedzał ją nawet po latach. Pisał do niej listy z Japonii.
W 1909 r. Rajmund wstąpił do niższego seminarium franciszkanów we Lwowie. W zakonie przyjął imię Maksymilian. Potem wyjechał na studia do Rzymu. Po nich wrócił do Polski i założył stowarzyszenie Rycerstwo Niepokalanej. Stworzył klasztor franciszkanów w Niepokalanowie - Teresinie. W 1930 r. wyjechał na misje do Japonii. Po powrocie znów pracował w Niepokalanowie. Aresztowany w lutym 1941 r. przez Niemców trafił do obozu w Oświęcimiu. Zginął w nim śmiercią męczeńską 18 sierpnia 1941 r. oddając życie za Franciszka Gajowniczka. 17 października 1971 r. został ogłoszony przez papieża Pawła VI błogosławionym, a 10 października 1982 r. Jan Paweł II ogłosił ojca Maksymiliana świętym.
Święta Urszula Ledóchowska ukochała robotniczą Łódź, choć urodziła się w zupełnie innym zakątku świata. Przyszła na świat 17 kwietnia 1865 r. w Austrii. Na chrzcie otrzymała imię Julia. Urodziła się w rodzinie znanej z patriotycznych i niepodległościowych tradycji. Jej dziadek generał Ignacy Ledóchowski, obrońca Modlina podczas powstania listopadowego, musiał opuścić kraj i znalazł schronienie za granicą. Rodzina Ledóchowskich powróciła do Polski w 1883 r. i osiedliła się w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Julia miała wtedy 18 lat.
Rodzina Urszuli Ledóchowskiej nie była zwykłą rodziną. Brata Włodzimierza wybrano na generała zakonu jezuitów. Starsza od Urszuli o dwa lata siostra - matka Maria Teresa została błogosławioną. Założyła zakon misyjny i nazywana jest apostołką Afryki. A najmłodszy brat Ignacy był żołnierzem. Dosłużył się stopnia generała, a między 1924 a 1926 r. był dowódcą łódzkiego okręgu wojskowego. Jego córka Józefa też wstąpiła do zakonu i została szarą urszulanką. Wiele lat pracowała w Łodzi i była uwielbiana przez młodzież. Inna z córek generała - Teresa Tyszkiewicz była znaną malarką...
Do klasztoru urszulanek w Krakowie Julia wstąpiła, gdy miała 21 lat. Przyjęła zakonne imię Urszula. Pracowała jako nauczycielka, wychowawczyni. Została przełożoną domu. Założyła m.in. pierwszy na ziemiach Polskich zakonny internat dla studentek. W 1907 r. ze specjalnym błogosławieństwem Piusa XI wyjechała do Rosji, potem do Finlandii i Szwecji. Tam śpieszyła z pomocą religijną, zakładała internaty dla dziewcząt i szkoły. Wydawała czasopisma, tłumaczyła na język fiński katechizm katolicki. Wraz z innymi siostrami w 1920 r. wróciła do Polski. Wtedy przekształca swoją wspólnotę zakonną, której była przełożoną, w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, nazywane powszechnie szarymi urszulankami. Niedługo po powrocie do kraju matka Urszula Ledóchowska otrzymała list od biskupa Wincentego Tymienieckiego, ordynariusza nowo powstałej diecezji łódzkiej. Biskup Tymieniecki prosił, by matka Ledóchowska przysłała swoje siostry do fabrycznej Łodzi.
- Diecezja była nowa, brakowało księży, katechetów - tłumaczyłam nam przed laty zmarła już siostra Andrzeja Zaborowska. - Było dużo biedy, dzieci. Siostry urszulanki miały służyć im pomocą.
Pierwsze urszulanki pojawiły się Łodzi na początku marca 1922 r. Matka Urszula wysłała do wtedy do Łodzi siostrę Anielę Łozińską, która zamieszkała u Marii Nowickiej, przy ul. Gdańskiej (dawniej ul. Długa). Matka Urszula pisała do Anieli listy, żeby wspomóc ją na duchu, aż w końcu sama przyjechała do Łodzi. Siostra Łozińska została wizytatorką religii w Łodzi. Niedługo też po tym siostra Łozińska z trzema innymi zakonnicami przeniosła się do domu przy rogu ul. ks. Skorupki i Piotrkowskiej, gdzie dziś mieści się księgarnia archidiecezjalna. Potem siostry przeniosły się do domu przy Czerwonej 6, który ofiarował im bp Tymieniecki.
Do domu przy Czerwonej ciągnęły setki dzieci. Siostry urszulanki założyły w nim przedszkole. Uczyły też religii w łódzkich szkołach. Dziewczynki i chłopcy zapisywali się do Krucjaty Eucharystycznej, Sodalicji Mariańskiej.
Krucjata Eucharystyczna był organizacją dla dzieci, która powstała we Francji. Matka Urszula Ledóchowska przeniosła ją do Polski. Przed wybuchem II wojny światowej należało do niej blisko 200 tys. dzieci, a najwięcej w Łodzi.
Matka Urszula Ledóchowska bardzo często odwiedzała Łódź. Bywała w tym mieście przynajmniej raz w miesiącu. Prowadziła bowiem konferencję dla katechetek i nauczycielek należących do założonej przez nią Sodalicji Mariańskiej.
- Już za życia miała opinię świętości - wspominała siostra Andrzeja. - Wszyscy mówili o niej nie inaczej jak mateńka.
Siostra Andrzeja poznała błogosławioną Urszulę w 1935 r. Miała 19 lat i po skończeniu seminarium nauczycielskiego przyjechała do Łodzi, by pracować w przedszkolu sióstr urszulanek przy ul. Czerwonej.
- Któregoś dnia dowiedziałam się, że do domu przyjedzie matka Urszula - opowiadała nam siostra Andrzeja. - Cały dzień w domu panował podniosły, radosny nastrój. Ja i moja koleżanka Irena nie byłyśmy jeszcze siostrami, więc usiadłyśmy wysoko, na kręconych schodach, by dobrze wszystko widzieć. W pewnym momencie do domu weszły dwie zakonnice. Jedna wysoka, przystojna, a druga drobniutka, niepozorna. Byłyśmy pewne, że matką Urszulą jest ta pierwsza. Ale ku naszemu zaskoczeniu wszystkie siostry przyklękują przy tej małej, niepozornej istocie. Witają ją, a ona je tak czule obejmuje...
Siostra Andrzeja mówiła nam, że matka Urszula była cała nastawiona na „pomaganie człowiekowi w poznaniu Boga i dojściu do niego”.
- Nie robiła jednak tego w nudny, dewocyjny sposób - zaznaczała siostra Andrzeja. - Matka znała dobrze psychikę dzieci. Zabawa przeplatała się z modlitwą.
Siostry wspominały, że matka Ledóchowska ciągle podróżowała. W pociągach spędziła pół życia. Wiele jej książek i artykułów powstawało właśnie w kolejowym wagonie, np. „Wspomnienia dzikusa”, „Wśród puszcz i bagien” oraz artykuły do założonego przez nią czasopisma „Orędowniczek”. Była osobą świetnie wykształconą. Znała siedem języków, ślicznie malowała, śpiewała, grała na pianinie.
Matka Urszula Ledóchowska umarła 29 maja 1939 r. w Rzymie. W swoją ostatnią podróż do Rzymu wyruszyła z Łodzi, gdzie była kilka miesięcy przed śmiercią.
Matkę Urszulę Ledóchowską pochowano na cmentarzu Campo Verano w Rzymie. Gdy po kilkudziesięciu latach odkopano jej zwłoki pozostały w nienaruszonym stanie... Potem ciało Urszuli Ledóchowskiej pochowano w rzymskiej kaplicy sióstr urszulanek, a w 1989 r. przewieziono do domu urszulanek w Pniewach koło Poznania. 20 czerwca 1983 r. w Poznaniu Jan Paweł II ogłosił matkę Ledóchowską błogosławioną. 18 maja 2003 r. została kanonizowana.
Św. Faustyna Kowalska jest jedną z najbardziej znanych polskich świętych. Świat zna ją jako propagatorkę kultu Bożego Miłosierdzia. Katolicy z całego globu odmawiają Koronkę do Miłosierdzia Bożego, czytają jej „Dzienniczek”. Przez teologów zaliczana jest do wybitnych mistyków kościoła katolickiego. Jest też patronką Łodzi.
Helena Kowalska, bo tak nazywała się święta, urodziła się w Głogowcu koło Świnic Warckich 25 sierpnia 1905 r. Była jednym z dziesięciorga dzieci miejscowych rolników - Marianny i Stanisława Kowalskich. Rodzina patronki Łodzi nie należała do bogatych. Kowalscy mieli trzy hektary ziemi. Ojciec był znanym w okolicy cieślą, matka zajmowała się domem i dziećmi. Oczywiście w Głogowcu i okolicach nie żyje już nikt, kto osobiście znał Helenę Kowalską. Jednak starsi mieszkańcy przypominają sobie opowieści rodziców i dziadków. Podobno lubiła chodzić własnymi ścieżkami. Co rano biegała do kościoła, po drodze omawiała różaniec. Lepiła z gliny figurki pana Jezusa, Matki Bożej i rozdawała je dzieciom. Nikomu jednak nawet przez myśl nie przyszło, że zostanie świętą. Kiedy miała dziewięć lat, przystąpiła do pierwszej komunii świętej. Gdy wracała z kościoła szła sama, z dala od innych dzieci. Kiedy ją pytano dlaczego idzie sama, odpowiadała: - Nie idę sama. Pan Jezus idzie ze mną.
Bardzo lubiła, gdy ojciec czytał jej na głos książki o pielgrzymach i pustelniach.
Helena do szkoły poszła, gdy miała 12 lat. Bo dopiero w 1917 r. założono w Świnicach Warckich szkołę. Kiedy już nauczyła się pisać i czytać, zaczęła prosić rodziców, by puścili ją do klasztoru. Nie chcieli się jednak na to zgodzić. A poza tym, by wstąpić do zakonu trzeba było wnieść 400 zł wiana. Dla Kowalskich była to ogromna suma.
W końcu Helena postanowiła sama zarobić na wiano. Poszła na służbę. Miała 16 lat gdy ruszyła w świat. Pracowała najpierw w Aleksandrowie Łódzkim u Leokadii Bryszewskiej, właścicielki piekarni. Raz wyszła z wiadrami do obory. Zobaczyła wtedy wielką jasność. Rzuciła wiadra i pobiegła do gospodarzy.
- Komórki się palą! - wołała.
Jeszcze nie wiedziała, że ta jasność, to Pan Jezus.
Po tym zdarzeniu jej gospodarze orzekli, że zwariowała. Po Helenę przyjechali rodzice i zabrali ją do domu.
W 1922 r. przyjechała do Łodzi. Zamieszkała u wujostwa Rapackich, w kamienicy przy ul. Krośnieńskiej 9. Pracowała u tercjarek franciszkańskich. Z tej pracy zrezygnowała. W lutym 1923 r. najęła się na służbę do Marcjanny Sadowskiej, właścicielki łódzkiego sklepu, który mieścił się przy ul. Abramowskiego 29. Rodzina pani Sadowskiej mieszkała w tej kamienicy. Helena trafiła do niej z biura pośrednictwa pracy. Zaoferowano jej bardzo niską płacę, licząc, że dziewczyna zrezygnuje. Helena jednak przyjęła pracę. W jej domu służyła do lipca 1924 r.
- Tak dobrej służącej nigdy potem już nie miałam - opowiadała po latach pani Sadowska. - Bardzo lubiła ją trójka moich dzieci, często opowiadała im bajki.
Ludzie, którzy pamiętali Helenę Kowalską , wspominali że była dziewczyną średniego wzrostu, szczupłą. Miała falowane włosy i nosiła gruby warkocz.
W Łodzi pracowały też dwie siostry Heleny - Natalia i Gienia. Gienia mieszkała w kamienicy stojącej na przeciw tej przy ul. Abramowskiego 29, a Natalia przy Nawrocie. Któregoś dnia w trójkę wybrały się na zabawę do parku „Wenecja”. To obecny park im. Słowackiego, znajdujący się między al. Politechniki a ul. Pabianicką. Helena wyszła z mieszkania przy ul. Abramowskiego. Ubrana była w biało-różową sukienkę. Na zabawie kupiły losy. Helena i Gienia wygrały na loterii gipsowego aniołka.
W pewnej chwili do Heleny podszedł student. Poprosił ją do tańca. Początkowo się opierała. Tłumaczyła, że nie umie tańczyć. Ale w końcu się zgodziła. Natalia, opowiadała potem, że w pewnej chwili zauważyła, iż Helena siedzi sama na ławce, ze spuszczoną głową.- Chodźmy do kościoła - prosiła Natalię. Ona jednak nie chciała. Kupiła przecież bilet na zabawę. Potem w swym „Dzienniczku” św. Faustyna pisała, że w tańcu ujrzała obok siebie Jezusa.
- Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami - pisała. - Który powiedział mi te słowa: „Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?” W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed moich oczu towarzystwo, w którym się znajdowałam. Pozostał Jezus i ja.
Helena wyszła z zabawy. Pobiegła szybko do łódzkiej katedry. Padła krzyżem przed ołtarzem.
- Wtem usłyszałam te słowa: „Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru” - zapisała siostra Faustyna w „Dzienniczku”.
Tak się też stało. Zapukała do bram Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosiernej. Do klasztoru wstąpiła jednak dopiero za rok. Przez ten czas pracowała jako służąca w Ostrówku, by zdobyć brakujące pieniądze na wiano. Próg zakonu przekroczyła 1 sierpnia 1925 r. Ale już po kilku tygodniach chciała się przenieść do innego klasztoru, w którym miałaby więcej czasu na modlitwę.
Pierwsze miesiące swego klasztornego życia spędziła w Warszawie. Potem przeniesiono ją do Krakowa. W krakowskich Łagiewnikach dokończyła postulat i po dwóch latach złożyła śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Co pięć lat były odnawiane. Przyjęła zakonne imię Maria Faustyna.
Wreszcie 1 maja 1933 r. złożyła w Krakowie śluby wieczyste. Zaliczono ją do tzw. drugiego chóru. Przez lata klasztornego życia była kucharką, ogrodniczką, furtianką. Przebywała w domach zakonnych w Płocku, Krakowie, Wilnie.
Siostra Faustyna umarła 5 października 1938 r. w Krakowie. 18 kwietnia 1993 r. została beatyfikowana, a 30 kwietnia 2000 r. kanonizowana.