Sylwetki Małgorzaty Glinki nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Jedna z najbardziej utytułowanych i rozpoznawalnych zawodniczek w ostatnich latach mówi o swojej bogatej karierze
Na sportowej emeryturze nie brakuje pani siatkówki?
Nie wiem. Tyle lat grałam na wysokim poziomie, że pod koniec kariery czułam się zmęczona. Wydaje mi się, że był to odpowiedni czas na zejście z parkietu. Jedynie może troszkę brakuje mi adrenaliny, ale jestem już starsza i wydaje mi się, że mniej jej potrzebuje.
Moment ogłoszenia decyzji był trudny?
Bardzo, ponieważ to było moje całe życie, moja miłość i pasja. Odczuwałam wtedy stratę. Teraz już się w pewnym stopniu ogarnęłam i chcę przekazać swoje doświadczenie dzieciom poprzez takie akcje, jakie miały miejsce m.in. w Nowej Soli. Moim kolejnym celem jest szkolenie najmłodszych i propagowanie siatkówki.
Jak wspomina pani świetne czasy „Złotek” trenera Andrzeja Niemczyka?
Wspaniale, ponieważ kiedy są sukcesy, to jest przepięknie. Trzeba pamiętać, że nie były to tylko takie momenty. Przeżywałyśmy również porażki, które bolały bardzo. Taki jest sport i nie zawsze się wygrywa.
Trener Niemczyk miał w sobie to coś, że potrafił zjednać w sobie grupę trudnych charakterów?
Oczywiście. To był jeden z niewielu szkoleniowców, który miał dobre podejście do kobiet. Miał na nas dobry wpływ. Jego metody treningowe dobrze na nas działały. Żeby odnieść sukces, trzeba mieć nietuzinkowy charakter. Trener taki był i dlatego odniósł tyle wspaniałych sukcesów.
Jak wspomina pani swoje występy za granicą? Który okres w karierze był najlepszy?
Wydaje mi się, że Turcja, ponieważ trafiłam tam po ciąży, dostałam znacznie mniejsze pieniądze, a mimo tego potrafiłyśmy dwa razy wygrać Ligę Mistrzyń. Przeżyłam mnóstwo niesamowitych emocji, poznałam wspaniałych ludzi. Końcówka kariery była najlepszym momentem w karierze.
Można powiedzieć, że klimat śródziemnomorski dobrze pani służył?
Tak, przecież mój mąż to Włoch (śmiech). Generalnie komu by nie służył? Myślę, że każdy czułby się tak świetnie. My czekamy na wiosnę bardzo długo, a tam ciągle jest świetna pogoda. Byłam w Hiszpanii i mogłam chodzić w japonkach przez cały rok. Nie mogłam na nic narzekać.
Który z krajów najbardziej by pani teraz poleciła młodym zawodniczkom do dalszego rozwoju?
Myślę, że Włochy. Mają wspaniałe siatkarskie tradycje i doskonale szkolą młodzież. Ja też tam zaczynałam. Ich liga robi się coraz mocniejsza. Za moich czasów było trochę inaczej. Wtedy był kryzys finansowy. Sponsorzy się wycofywali, ale teraz wszystko wraca na dobrą drogę. Jak najbardziej polecam Italię.
Wróćmy do polskiej siatkówki. Jak oceniłaby pani jej obecny poziom?
Najchętniej powiedziałabym bardzo mało. Poziom jest niższy niż w ubiegłych latach. Bardzo mnie to martwi. Nie było kontynuacji naszych sukcesów. Zostało to zaprzepaszczone. Generalnie nie jestem od tego, aby wydawać opinię. Staram się wzbudzać zainteresowanie sportem u dzieci i młodzieży. Chciałabym iść tą ścieżką, aby jak najwięcej młodych chciało się ruszać i trenować. To jest moje obecne zadanie.
Potencjał szybko został zmarnowany... Dlaczego wasze sukcesy nie podniosły poziomu żeńskiej siatkówki?
Nie mam pojęcia. Brakowało szkoleniowców. Nie było takiego zainteresowania naszą reprezentacją, jak ma to miejsce w siatkówce męskiej. W 2003 roku zaczęłyśmy tzw. złotą fazę. Później chłopcy do nas dobili. Szkoda, że nie ma tego kontynuacji. Tego się zbyt szybko nie zmieni i trzeba teraz dobrze pracować z młodzieżą, aby wychować następne złote pokolenie.
Uważa pani, że doświadczone zawodniczki mogłyby jeszcze coś dać zespołowi trenera Jacka Nawrockiego?
Chyba nie. Powinno się zacząć od nowej, świeżej krwi. Nie ma co się zastanawiać, że starsze pomogą. Wydaje mi się, że sezon jest na tyle intensywny, że lepiej jest im dać odpocząć. Młode niech tworzą nową grupę.
Nie odnosi pani wrażenia, że w tamtych czasach kadra żeńska była traktowana gorzej niż męska?
W siatkówce mężczyzn wszystko jest lepiej zorganizowane. Począwszy od ligi, a kończąc na międzynarodowych rozgrywkach. Sama ich gra jest bardziej widowiskowa. Odnośnie żeńskiej kadry mogło to wszystko lepiej wyglądać, ale uciekło to nam przez palce. Jednak nie jestem prezesem, ani szkoleniowcem i nie wypowiadam się na ten temat. Mogę tylko powiedzieć, że mi jako zawodniczce jest bardzo przykro, że w kobiecej siatkówce panuje taka sytuacja.
Poziom ekstraklasy kobiet również nie jest najwyższy. Dodatkowo sprawy organizacyjne również niekorzystnie wpływają na jej wizerunek…
Coś w tym, niestety, musi być. Pojawiają się sponsorzy, jednak wciąż nie ma odpowiedniego poziomu rozgrywek. Ludzie się tym nudzą, ponieważ wykładają swoje prywatne pieniądze i nadal nie ma większych sukcesów w Europie. Poziom jest jaki jest. Mamy teraz trenerów, którzy kiedyś byli statystykami. Takie rzeczy dzieją się tylko w Polsce. Z całym szacunkiem dla wszystkich, ale coś tu się pomieszało. Kulejemy w szkoleniu młodzieży. W tym musimy podpatrywać najlepszych na świecie. Nie możemy stać w miejscu. Musimy patrzeć się na kraje, które odnoszą sukcesy.
Nie chcemy czerpać wzorców ze świata?
Tak mi się wydaje. Trzeba podpatrywać czołówkę i chcieć wprowadzać ich pomysły w życie. Musimy pracować też nad swoim szkoleniem, które nie wygląda najlepiej.
Uważa pani, że w żeńskiej siatkówce w naszym kraju brakuje trochę autorytetów, jakie były kiedyś?
Nie, chyba nie brakuje. Na świecie jest dużo osób, od których można się uczyć. Trener Nawrocki już trzeci rok pracuje z kadrą. Wydaje mi się, że teraz będzie przełomowy moment. W następnej imprezie nasze dziewczyny powinny już coś pokazać. Trzymam za tę kadrę kciuki. Jednak jeżeli przez osiem miesięcy gra się na średnim poziomie, to ciężko później coś pokazać w reprezentacji.
Zazwyczaj z paniami pracują mężczyźni. Dlaczego kobiety nie chcą trenować żeńskich drużyn?
Ktoś mi niedawno mówił, aby poszła w trenerkę, ponieważ mam charakter. To nieprawda. Całe życie spędziłam na boisku i nie chcę po raz drugi zakładać tenisówek. Chcę trochę pożyć i być kobietą, bo trener musi być z jajem. Musi krzyknąć, opierdzielić, pochwalić… Przede wszystkim jest to praca psychologiczna plus dobry, mądry trening. To ciężka robota, gorsza od zawodniczki. Dlatego dziękuję. Ja już się najeździłam, swoje zobaczyłam.
Myśli pani o założeniu swojej szkoły, akademii?
Oczywiście. Zakładam również fundację, chcę pomagać dzieciom. Jak już coś robię, to chcę dawać z siebie wszystko. Najpierw muszę się do tego dobrze przygotować.
Spotkanie w Nowej Soli było pani pierwszą wizytą w naszym województwie?
Byłam tu po raz pierwszy i wcale nie znam tych terenów. Oj daleko tutaj z Warszawy (śmiech). Bardzo się cieszę, ponieważ widzę, że to co robię ma sens. Mam nadzieję, że każdy weźmie coś dla siebie z naszego spotkania. Dobre rzeczy najlepiej przekazuje się przez wzorzec. Żyjemy teraz w zwariowanym świecie.
Na Ziemi Lubuskiej brakuje siatkówki na dobrym poziomie. Jest to spowodowane tylko brakiem pieniędzy?
Przede wszystkim tak. Kiedy jest sponsor, to większość chce tam grać. Jak grałam w Policach to było przecież podobnie. Małe miasteczko, a jednak potrafiło ściągnąć najlepsze zawodniczki. Widocznie macie inne sporty, które dominują. Na tym trzeba się skupić. Ważne, żeby był sport na dobrym poziomie.
Na Ziemi Lubuskiej brakuje siatkówki na dobrym poziomie. Jest to spowodowane tylko brakiem pieniędzy?
Przede wszystkim tak. Kiedy jest sponsor, to większość chce tam grać. Jak grałam w Policach to było przecież podobnie. Małe miasteczko, a jednak potrafiło ściągnąć najlepsze zawodniczki. Widocznie macie inne sporty, które dominują. Na tym trzeba się skupić. Ważne, żeby był sport na dobrym poziomie.
Szybko dostosowała się pani do innego trybu życia po zakończeniu kariery?
Nie dostosowałam się i dopiero powoli się do tego przyzwyczajam. Potrzeba czasu, ponieważ 25 lat profesjonalnie grałam. Rodzina ze mną nie miała łatwo, ja z nią również. Jednak się docieramy i to jest najważniejsze. Sportowcy muszą mieć na siebie jakiś pomysł. Nieważne czy jest to biznes, akcja społeczna… Powinni być między ludźmi i wciąż dzielić się swoim doświadczeniem.
Jakich rad udzieliłaby pani dzieciom na początku ich przygody z siatkówką?
Mogę powiedzieć, że byłam taką samą dziewczynką jak one. Na początku wyglądałam jak Sierotka Marysia, która stała na boisku i bała się piłki. Najwięcej można zyskać pracą i miłością, ponieważ ja byłam wręcz zakochana w siatkówce od samego początku. Dla mnie szkoła nie istniała, tylko treningi. Nie wiem również czemu jestem taka wysoka. Moi rodzice są niżsi. Chyba wyciągnął mnie tak sport. Kolejnym aspektem są ludzi, którzy nas otaczają. Kto cię wspiera, jakie decyzję podejmujesz po drodze. Wszystko wpływa na ostateczny sukces.
W jaki sposób można w dzisiejszych czasach oderwać dzieci od komputera?
Przede wszystkim jest to zadanie rodziców. Jeżeli będą oni zaangażowani w ich rozwój, zawiozą na trening, albo zmotywują do uprawiania sportu to już jest bardzo dużo. Trzeba wierzyć w ich mądrość i chęć wprowadzenia pewnych limitów w życiu dziecka. Należy pokazać pewne alternatywy, które zastąpią im czas, który spędzają w domu.
Sukcesy Małgorzaty Glinki
- Dwukrotna mistrzyni Europy z 2003 i 2005 roku.
- Zwyciężczyni Ligi Mistrzyń w 2011 i 2013 roku. Drugie miejsce - 2005, 2006.
- Mistrzyni Francji 2006, Hiszpanii 2007, 2008, Turcji 2013, Polski 2014, 2015.
- Triumfatorka Pucharu Włoch 2001, 2004, Francji 2006, Hiszpanii 2007, 2008, Turcji 2013 i Polski 2014.
- Zdobywczyni Superpucharu: Włoch 2001, 2003, Hiszpanii 2006, 2007, Polski 2014.
- MVP: m.in. mistrzostw Europy 2003, ligi francuskiej 2006, hiszpańskiej 2007.
- Uczestniczka igrzysk olimpijskich 2008, najlepsza siatkarka Europy 2003.