Świeczki w kształcie „kałacha”, torebki, szminki, kotka, Pałacu Kultury, statku kosmicznego? Nie ma problemu! Dzięki autorskiej metodzie produkcji formę świeczek „Candellany” ogranicza tylko wyobraźnia. Zakochała się w nich Ameryka, gdzie trafia większość produkcji. Wśród klientów są m.in. legendarne zespoły: Behemoth, Slayer, Kreator oraz wielkie firmy, w tym Facebook.
Świeczki jako gadżet i element wyposażenia wnętrz cieszą się popularnością, zwłaszcza teraz, zimą, gdy wpisują się w modę na hygge (duńska sztuka szczęścia). Te z toruńskiej „Candellany” są tak interesujące, że aż żal je zapalić...
Kilka lat temu Marek Kaliński założył start-up YouArtMe, portal do komercjalizacji sztuki, jak mówi. Nadal można tam kupić designerskie elementy wyposażenia wnętrz, odnawiane meble czy wyszukane dekoracje. Jednak oczkiem w głowie pana Marka stała się marka świec „Candellana”, której jest współtwórcą. A impuls do ich wytwarzania dało niecodzienne zamówienie ze stolicy.
- Zwróciło się do nas muzeum w Wilanowie, które złożyło zamówienie na kolekcję, związaną z jego ekspozycją zimową. Pomyśleliśmy: zima, świeczki - to zagra. Umieliśmy drukować 3D, robić formy. Co w tym trudnego? - wspomina Marek Kaliński. Dzisiaj sam się śmieje ze swojej naiwności. Okazało się, że produkcja fantazyjnych świec to nie jest łatwa sprawa. Dość powiedzieć, że pierwszą udaną i, jak podkreślają zgodnie ich wytwórcy, ładną świeczkę udało się odlać dopiero dwa lata później.
- Kiedy wytworzyliśmy nasze świeczki, okazało się, że na rynku takich nie ma. Wraz z moją lepszą połową podjęliśmy życiową decyzję - idziemy w to! - mówi Marek Kaliński.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień