Święty Mikołaj jest za gruby, a renifer Rudolf czerwononosy to łania w ciąży
Święty Mikołaj to dzisiaj ikona popkultury. Występuje w reklamach, filmach, teledyskach. Ma supermoce, których nie powstydziłby się Superman albo inny komiksowy bohater. Nie jest wykluczone, że Mikołaj zna teorię względności Einsteina i dlatego dociera z prezentami na czas. Inaczej jest bez szans - rozmyśla dr Dariusz Kajewski, fizyk z UŚ
Mikołaj z Miry, biskup, święty katolicki i prawosławny. Żył na przełomie III i IV wieku, ale najstarsza legenda związana ze Świętym Mikołajem pochodzi z połowy VI wieku. Mówi o uratowaniu skazanych na śmierć żołnierzy. Był czczony jako święty i cudotwórca, opiekun biednych dzieci.
Mikołaj Walta Disneya, niezbyt święty starszy pan z siwą brodą i wyraźnymi krągłościami, też czyni cuda w kinie i w handlu. Stał się ikoną świąt Bożego Narodzenia. Jego postać już dawno przekroczyła granice jednej religii i rozprzestrzeniła się w kulturach, które z chrześcijaństwem mają niewiele wspólnego.
Taka już tradycja, że oprócz wigilijnego karpia i choinki w święta pojawiają się pytania, czy Mikołaj istnieje naprawdę. A jeśli tak, to w jaki sposób udaje mu się w jedną noc obskoczyć cały świat i dotrzeć do około 150 mln domów? A to oznacza zaliczenie kilkuset kominów na sekundę. Matematyka, niestety, nie daje mu żadnych szans.
Święty Mikołaj musiałby sunąć z prędkością 100.000 m na sekundę, a więc 300 razy szybciej niż dźwięk, choć zdecydowanie wolniej niż światło. Kto wytrzyma takie prędkości i przeciążenia? Jeszcze krzycząc: Ho, ho, ho! A ktoś widział w zoo czy w lesie latającego renifera?
Nie jest jednak wykluczone, że staruszek z siwą brodą i w czerwonym kubraczku wykorzystuje najnowsze technologie NASA, jeszcze nieznane całej ludzkości?
- Wszystko, co porusza się w atmosferze, podlega siłom tarcia. Przy tych prędkościach i na skutek tarcia Mikołaj rozgrzałby się tak bardzo, że spłonąłby, zanim zdążył dotrzeć do pierwszego komina - wyjaśnia fizyk, dr Dariusz Kajewski z Uniwersytetu Śląskiego. - Nic nie wymknie się prawom fizyki, nawet Święty Mikołaj. Można by przyjąć, że jego kostium oraz sanie z reniferami zostały pokryte specjalnym materiałem, stworzonym dzięki nanotechnologii, co chroniłoby go przed ciepłem wydzielanym podczas tego tarcia. Ale myślę, że to jest trudne do zrealizowania. Osłona termiczna musiałaby być cienka i lekka, żeby później Mikołaj mógł do komina wejść lekko i swobodnie i do tego wrócić do sań w miarę czysty - dodaje.
Mikołaj odrobił lekcję z fizyki
To wcale nie oznacza, że fizycy nie dają żadnych szans Mikołajowi. Nie można wykluczyć, że ten uśmiechnięty grubasek jest na bieżąco z najnowszymi osiągnięciami nauki. Na pewno wykorzystuje inną metodę poruszania się aniżeli ta tradycyjna, z punktu A do punktu B, a w jego przypadku - z komina do komina.
Należy założyć, że Święty Mikołaj dawno poznał teorię względności Alberta Einsteina i do niej dostosował swoje wigilijne podróże. Wykorzystuje zaginanie czasoprzestrzeni i tunele czasoprzestrzenne. A wtedy czas docierania do celu jest maksymalnie krótki, odległość z domu do domu niemal zerowa. Jak to sprawdzić?
Należy na kartce papieru namalować dwa punkty: A i B. Żeby dotrzeć z jednego miejsca do drugiego, czyli z punktu A do punktu B, trzeba pokonać jakąś odległość, mniejszą czy większą, w zależności od wytyczenia trasy. Wykorzystując zaginanie czasoprzestrzeni należy teraz zgiąć kartę papieru tak, żeby nachodziły na siebie punkty A i B. Odległość właściwie nie istnieje i zapewne Mikołaj to już przetestował wieki temu.
Samiec nie ma poroża zimą
Naukowcy ciągle zabierają głos w sprawie Świętego Mikołaja. Biolog Mirosław Nakonieczny, profesor z Uniwersytetu Śląskiego, już dawno poddał w wątpliwość płeć latającego renifera, czerwononosego Rudolfa, który zajmuje miejsce na samym przedzie zaprzęgu Mikołaja. Jego piękne poroże świadczy o tym, że jest panią Rudolfową, w dodatku w ciąży. Zimą żaden męski osobnik renifera nie ma rogów. Zrzuca je zaraz po godach, już jesienią, żeby nie dźwigać w mroźną zimę, bo ten ciężar wymaga dodatkowej energii.
Samice renifera zachowują rogi na zimę, ale tylko te, które są w ciąży, bo poroże jest źródłem wapnia dla rozwijającego się płodu. To ciężarna pani Rudolfowa ciągnie ciężkie sanie Świętego Mikołaja.
Czy renifer Mikołaja może latać? Tu sprawa się komplikuje. Renifery nie zapadają się w śniegu, ale nie tylko dlatego, że śnieg w ich okolicach jest zmrożony. Stopy tych zwierząt są szeroko rozstawione, a na zimę wyrasta im dodatkowe owłosienie między racicami. Tworzy się coś na kształt poduszki i ułatwia uciekanie.
To jeszcze nie oznacza, że mogą latać, bo żaden ze znanych światu podgatunków renifera nie potrafi wzbić się w górę. Może się jedynie rozpędzić do 24 km na godzinę. Zaraz, zaraz, powiedzą zwolennicy latających reniferów, przecież naukowcy nie sklasyfikowali jeszcze tysięcy gatunków, więc nie ma co wyciągać pochopnych wniosków. Może jednak są tak wyjątkowe renifery i ukrywają się przed naukowcami gdzieś w lodach bieguna północnego?
Wyglądem Świętego Mikołaja są mocno zaniepokojeni lekarze. Wyraźna otyłość brzuszna i nieustannie zaczerwieniona twarz, niby od mrozu, niechybnie wskazują, że jest on narażony na zawał serca oraz udar mózgu. Kto wie, czy nie ma cukrzycy i nadciśnienia. Stres, by sprostać oczekiwaniom dzieci, ekstremalne warunki pracy robią swoje. No i je za dużo słodyczy.
Zapracowane nanoroboty
Ile musiałyby ważyć sanie Mikołaja? Policzmy. Skromna paczuszka waży z pół kilograma, a oszacowano, że dzieci wierzących w Świętego Mikołaja jest około 400 mln, więc załadunek na saniach ważyłby 200 tys. ton. Jak taki ciężar wprawić w ruch, a potem wyhamować przed każdym kominem?
Zdaniem dr. Kajewskiego, prezenty musiałyby być wytwarzane na bieżąco, w czasie drogi przez nanoroboty pracujące w worku Mikołaja. Inaczej pani Rudolfowa z całym zaprzęgiem nie ruszy z miejsca.
- Nanoroboty mogłyby wykorzystywać do produkcji zabawek atomy, które latają wokół nas cały czas. Trzeba je tylko wyłapać i łączyć ze sobą w molekuły, które później będą tworzyły materiał do zbudowania zabawki - dodaje naukowiec. - Mamy powszechnie dostępny węgiel, tlen, azot, wodór, z których budujemy potem cząsteczki, większe cząsteczki polimerów i w zasadzie mamy wszystko, jak u Świętego Mikołaja.
To tylko magia? A jakże, przecież to magiczne święta. Nie ma co pozbawiać się wiary w siwego pana w czerwonym płaszczu, w dodatku z prezentami.