Syberia moja miłość. I wielkie wyzwanie
Przy prawie całkowicie wypełnionej sali Chojnickiego Centrum Kultury Romuald Koperski, podróżnik, pianista, dziennikarz i fotografik opowiadał o swojej fascynacji Syberią, do której wraca wielokrotnie i już szykuje się na majowy tam wypad.
Przed kilkoma laty razem z przyjaciółmi ruszył niemieckim autem z demobilu, z lekka dostosowanym do arktycznych warunków na wyprawę z Portugalii na krańce Czukotki. Zdjęcia i opowieść o niej zdominowały spotkanie.
Że było zimno, jakieś minus pięćdziesiąt, to w tamtych stronach normalka. Że dookoła tylko śnieg i puste połacie zamarzniętych rzek i przestworzy, też trzeba było się przyzwyczaić.
- W którymś momencie człowiek zaczyna się zastanawiać, co tutaj robi, po co tu przyjechał - wspomina podróżnik. - Jak zgaśnie silnik, jak się złamie półośka, to raczej nie ma co liczyć na ratunek...
Więc nic dziwnego, że gdy podróżnicy zobaczyli ślady wozu, to ich radość była tak wielka, że musieli się napić...wody mineralnej. Szczęście trwało krótko, bo okazało się, że napotkany Sybirak też zabłądził...
Ale udało się jednak dojechać do osady Czukczów. Tu było trochę horroru, bo malec poczęstowany kamyczkami dostał biegunki i Polacy zobaczyli, że opieka nad dzieckiem tutaj wygląda nieco inaczej niż u nas. - Matka przeciągnęła jego tyłek jakieś dwadzieścia metrów po śniegu, to samo zrobiła z futrem - relacjonował Koperski. - I po krzyku. Potem powtórzyła operację.
Gorzej było z zaproszeniem na poczęstunek. Bo przystawka z treści żołądkowej renifera, danie główne - mózg z krwią i deser z larw much to było jednak wyzwanie. Nie obyło się bez wzmocnienia wodą mineralną, bo odmawiać w gościach wszak nie uchodzi...
Na swojej drodze podróżnicy z Polski spotkali ...pijanego renifera, myśliwych, którzy uraczyli ich bardzo mocną procentową miksturą, tak że jeden z nich zaczął sobie wyobrażać, że jest śpiewakiem operowym i gadał od rzeczy. Na pamiątkę Polacy zostawili gospodarzom kalendarz z rozebranymi panienkami.
Ale Syberia to też Polacy, to ich ślady po zsyłkach, to maleńka miejscowość Wierszyna, gdzie żyją dotąd ich potomkowie. Koperski i jego przyjaciele wspierają mieszkańców, na ś więta wożą im paczki, uczestniczą też w akcji „Okulary dla Syberii”. Właśnie z Wierszyny przywiózł do Szymbarka dom Sybiraka.
Było wiele pytań, w tym o jego wyczyn fortepianowy i Rekord Guinnessa w grze na tym instrumencie.
- Najważniejsze, to nie jeść i nie pić przed tym i w trakcie - śmiał się Koperski. - Ja wypiłem tylko dwie szklanki wody, zjadłem dwa kawałki chleba. I dlatego się udało.
Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił, a do autora opowieści ustawiła się pokaźna kolejka - chojniczanie chcieli mieć książkę Koperskiego z jego autografem, a on cierpliwie wpisywał dedykacje, zaś stosik prac o Syberii topniał jak śniegi w tamtych stronach latem...
Pożyteczne spotkanie na pewno zostanie na długo w pamięci. A kto wie, może zachęci kogoś do dalekiej podróży...