Szalony rajd napastnika z nożem Luki L. po Toruniu. Czy można było go powstrzymać?
W poniedziałkowy poranek, 17 stycznia, Luka L. uskutecznił szalony rajd po ulicach Torunia z nożem w ręku. Pięć osób ranił, trzem innym uszkodził odzież lub samochód. Ten 21-letni kucharz, syn Polki i Włocha, twierdzi, że w przeddzień "ktoś dosypał mu czegoś" do drinka. Czy temu dramatowi można było zapobiec?
Z kuchennym nożem w ręku Luka wyszedł z domu przy ul. Drzewieckiego w Toruniu przed godziną 5.00 rano. O godzinie 4.04 jego matka wzywała pogotowie ratunkowe do pobudzonego syna. Odmówiono przyjazdu, polecono młodzieńca obserwować. O 4.45 matka dzwoniła też na policję.
Nożownika policja zatrzymała dopiero ok. godziny 6.10 rano, gdy zdążył już z nożem przemierzyć Chełmińskie Przedmieście i całą starówkę. Czy można było jego szaleńczy rajd po mieście udaremnić? Prześledźmy krok po kroku, co się działo.
Niedzielny wieczór i noc. "Po pracy na drinka, a potem halucynacje"
Niedzielny wieczór, który poprzedził poranny dramat, jest ważny dla sprawy. Jego przebieg prowadząca śledztwo Prokuratura Rejonowa Toruń Wschód również będzie chciała odtworzyć. Na razie znana jest tylko relacja samego nożownika. Nam przekazał ją jego obrońca (z wyboru), adwokat Radosław Prątnicki.
21-letni Luka L. nie był dotąd karany. Jest synem Włocha i Polki. Rodzice prowadzili kiedyś na toruńskiej starówce restaurację. Syn poszedł w ich ślady. Ma wykształcenie gastronomiczne, pracował w Toruniu jako kucharz.
W niedzielę (16 stycznia) skończył pracę w restauracji "La Nonna Siciliana" przy ul. Łaziennej na starówce o godz. 21.00. Potem poszedł z kolegami na drinka. Podobno nie zamierzał mocno imprezować, bo nazajutrz rano miał stawić się w przychodni na badania z zakresu medycyny pracy.
- Jak twierdzi mój klient, żadnego środka odurzającego świadomie nie przyjął. Podejrzewa, że ktoś mu czegoś dosypał - mówi adwokat Radosław Prątnicki. - Spotkanie ze znajomymi nie trwało długo, jednak do domu dotarł dopiero około godz. 3.00. Co się działo przez te kilka godzin, nie wiemy. Już w nocy Luka L. zaczął się dziwnie i źle czuć.
Młody mężczyzna twierdzi, że miał halucynacje. W domu nie poznawał matki i brata. Nocą wydzwaniał do różnych osób, w tym do ojca we Włoszech. Mówił mu, że nie wie, co się dzieje w jego głowie. Sam prosił matkę o wezwanie karetki.
Pod wpływem jakich konkretnie środków był nożownik? - Nadal czekamy na wyniki badań krwi i moczu oraz opinie. Spodziewamy się ich na początku przyszłego tygodnia - mówi prokurator rejonowa Izabela Oliver.
Poniedziałek, między godziną 4.00 a 5.00. Matka dzwoni na pogotowie i na policję
Jak przekazuje obrońca, matka zadzwoniła na pogotowie ratunkowe dokładnie o godzinie 4.04. Przebieg rozmowy z dyspozytorem zna na razie tylko z jej relacji. Kobieta miała zgłosić, że syn jest pobudzony. Miał już też wtedy mieć kłopoty z oddychaniem. Dopytywano ją, czy "coś brał". Tego nie była pewna, bo Luka L. wcześniej zaprzeczał, gdy o to pytała.
- Przyjazdu odmówiono. Polecono uspokoić syna i obserwować dwie godziny - ciągnie adwokat Radosław Prątnicki. - W mojej ocenie przyjazd pogotowia zapobiegłby dalszym wydarzeniom. Podobnie jak szybsza reakcja policji, do której matka zgłosiła się telefonicznie po wyjściu pobudzonego syna z domu, jeszcze przed godziną 5.00.
Prokurator Oliver zapewnia, że nagranie zgłoszenia na "112" będzie analizowane. - W poniedziałek, 7 lutego, wystąpiliśmy do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu o jego zabezpieczenie i udostępnienie - mówi.
Oczywiście, treść rozmowy będzie istotna. Mogło być tak, że zgłoszenie matki słusznie dyspozytor ocenił jako niekwalifikujące się do wysyłania karetki. Ale i mogło dojść do zbagatelizowania sygnału. Czas pokaże, jak było w tym wypadku.
Pomiędzy godziną 5.00 a 6.10 rano. Krwawy rajd z nożem: od Szosy Chełmińskiej po starówkę i ul. Piastowską
Uzbrojony w nóż Luka wybiega po kłótni z matką z mieszkania tuż przed godziną 5.00. Zaczyna atakować przypadkowych ludzi. Chronologicznie i geograficznie te ataki prokuratura na razie ułożyła następująco.
Pierwszą ofiarę nożownik atakuje o godz. 5.00, przy Szosie Chełmińskiej. To pracownica administracji Biblioteki UMK w Toruniu, która właśnie zmierza na przystanek, by dojechać do pracy. Luka pyta ją o papierosy. Gdy słyszy, że nie ma, bo nie pali, podnosi nóż. Usiłuje zadać jej ciosy w brzuch i głowę, ale kobieta odskakuje. Ostatecznie odbiera cios w lewą dłoń. Do szpitala, w którym będzie miała przyszywany palec, zawozi ją przypadkowy kierowca. -Do dziś nie może podnieść się z psychicznej traumy - podkreśla adwokat Mariusz Lewandowski, pełnomocnik pokrzywdzonej.
Godzina 5.05 i druga ofiara. To idącą Szosą Chełmińską Wioletta R. Tej kobiecie nożownik zadaje cios w twarz, raniąc jej żuchwę. Następnie przyspiesza i dociera do starówki.
Godzina 5.20 to przyjęty czas ataku na trzecią osobę. To Jakub C., którego napastnik próbuje ugodzić nożem w klatkę piersiową. Mężczyźnie udaje się zasłonić i ostatecznie przyjmuje ciosy w obie dłonie. Podobnie jednak jak w przypadku pierwszej ofiary śledczy kwalifikują i ten atak jako usiłowanie zabójstwa.
Godzina 5.35, Rynek Nowomiejski. Tutaj Luka L. rzuca się na Agnieszkę L. Szczęśliwie, ten atak jest chybiony. Uderza kobietę w lewe ramię, czego skutkiem jest tylko zasinienie.
Czy napastnik słabnie? Tylko chwilowo. O godz. 5.40 atakuje piątą osobę na Placu św. Katarzyny. To Renata P. Tę kobietę, szczęśliwie, też godzi nożem tylko powierzchownie. Skutkiem też są tylko siniaki. Fizycznie, bo psychicznie każda z pokrzywdzonych osób mierzy się z traumą do dziś.
Przy tym samym placu, o godz. 5.45 dochodzi do szóstego ataku. Tym razem Luka uderza nożem przednią szybę znajdującego się tutaj samochodu. Poszkodowaną jest właścicielka pojazdu, Alina S.
Między godzina 5.00 a 6.00 rano - tak określają dziś śledczy czas ataków na kolejne osoby. Siódmym pokrzywdzonym jest Krzysztof M., którego napastnik na tym wspomnianym placu św. Katarzyny uderzył nożem w głowę. Cios, szczęśliwie, spowodował jednak powierzchowną ranę ciętą.
Ósmą ofiarą nożownika staje się Oleksil L., obcokrajowiec idący ulicą Piastowską. To już obrzeża starówki. Jemu nożownik zadaje cios dotkliwy - skutkiem jest cięta rana twarzy o długości 10 centymetrów.
Godzina 6.10 - policja zatrzymuje nożownika w dramatycznych okolicznościach
Do zatrzymania Luki L. dochodzi w okolicach wiaduktu przy rondzie Pokoju Toruńskiego. Dokładnie - przy ul. Sobieskiego. Napastnik jest tak pobudzony, że funkcjonariusze muszą użyć wobec niego paralizatora. Próbuje atakować również ich, wyzywa i grozi, wreszcie - skacze na tory. Sam łamie sobie nogę i zanim trafi na policyjny dołek, trzeba z nim jechać do szpitala.
O tym, że nożownik atakuje ludzi, policja miała zgłoszenia już po godzinie 5.00. Czy godzinnego rajdu po ulicach Torunia nie mogła przerwać szybciej? Monika Chlebicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy przekazała nam, że to tempo pracy funkcjonariuszy nie budzi zastrzeżeń. Śledczy natomiast dodają, że takie zgłoszenia "z ulicy" najczęściej są chaotyczne, a w tym wypadku - z uwagi na intensywność ataków - cała sytuacja była też bardzo dynamiczna. W ich ocenie również policjanci stanęli na wysokości zadania.
Innego zdania, jak wspomnieliśmy, jest broniący napastnika adwokat Radosław Prątnicki. Krytyczne komentarze wobec skuteczności mundurowych pojawiają się też do dziś ze strony zwykłych torunian.
Co będzie dalej? Nożownik poczeka na proces w areszcie. Śledztwo będzie długie
Luca L. twierdzi, że od momentu wyjścia z nożem w ręku z domu niczego nie pamięta. Spotykanych przypadkowo ludzi na ulicach widział z pokrzywionymi twarzami i ciemnymi oczodołami. Miał halucynacje, odbierał ich jako zagrożenie - tak utrzymuje. Jego obrońca obstaje natomiast przy tym, że przynajmniej w sensie psychiatrycznym był niepoczytalny. Czy również w prawnym, okaże się. Tutaj na pewno poczekać trzeba na wyniki obserwacji sądowo-psychiatrycznej i opinie biegłych.
21-latek został tymczasowo aresztowany. Wcześniej przedstawiono mu całą listę zarzutów, na czele z tymi najpoważniejszego kalibru: usiłowania zabójstwa dwóch osób. Inne zarzuty dotyczą spowodowania obrażeń ciała poważniejszych (powyżej 7 dni) lub lżejszych, naruszenia nietykalności cielesnej, uszkodzenia mienia, czynnej napaści na funkcjonariuszy policji, a do tego - działania w warunkach chuligańskich, czyli publicznie, bez powodu, z rażącym lekceważeniem prawa.
Formalnie Luce L. grozi nawet dożywocie.
Prokuratura Rejonowa Toruń Wschód nie kryje jednak, że śledztwo w tej sprawie będzie pracochłonne i długie. Tak z uwagi na liczbę pokrzywdzonych, jak i okoliczności. Poszkodowani przez nożownika dotąd byli głównie tylko rozpytywani. Zeznania "do protokołu" dopiero zaczynają składać. Konieczne będzie gromadzenie dokumentacji medycznej, zabezpieczanie i analiza monitoringów, powoływanie biegłych.
Aktywną rolę w śledztwie na pewno odegra nie tylko obrońca Luki L., ale i prawni pełnomocnicy jego ofiar. Ci ostatni nie kryją, że niezależnie od skali obrażeń fizycznych reprezentowanych przez siebie osób dochodzić planują dla nich także satysfakcji finansowej za krzywdy psychiczne. A te nie są wydumane. Dość wspomnieć sytuację pierwszej zaatakowanej osoby, czyli pracownicy administracji Biblioteki Głównej UMK. -Jej psychika tak ucierpiała, że nadal wymaga profesjonalnej pomocy. Jest na L4 - podkreśla adwokat Mariusz Lewandowski.
***
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień