Kolejny spór światopoglądowy - po proteście przeciwko koncertowi grupy Behemoth - w szczecineckim samorządzie i na linii ratusz - Kościół.
Radni w poniedziałek zdecydowali, że program in vitro będzie prowadzony przez trzy lata i skierowali jego założenia do Agencji Oceny Technologii. Jeżeli nie będzie uwag - a projekt jest wzorowany na już działającym programie łódzkim - to za kilka miesięcy pierwsze bezpłodne pary będą mogły się starać o dotację na in vitro.
Fundusze dla 20 par
Skorzystać z tego będą mogli tylko mieszkańcy Szczecinka - zameldowani tu nie później niż od początku stycznia 2016 roku - którzy spełnią kryteria, nie tylko medyczne (np. wiek poniżej 40 lat). Procedura in vitro kosztuje kilkanaście tys. zł, miasto dołoży do tego 5 tys. zł, co oznacza, że co roku dziecko spróbuje mieć w ten sposób 20 par.
Przy skuteczności tej metody zapłodnienia rzędu 30 procent powinno to zaowocować kilkorgiem dzieci.
- To ułamek kosztów - mówi rodzic bliźniaków, które przyszły na świat dzięki in vitro.
- Jeździliśmy do kliniki leczenia niepłodności, w sumie przeszłam zbiegi trzykrotnie, co razem z przygotowaniem kosztowało nas znacznie więcej niż 20 tysięcy. To nadal metoda dostępna dla zamożnych. Inna rzecz, że np. znajoma z Niemiec jeździła w tym samym czasie na zabiegi i jej niemiecka kasa chorych w całości zrefundowała te wydatki.
Burmistrz Szczecinka Jerzy Hardie-Douglas z Platformy Obywatelskiej nie ukrywał, że lokalny projekt - wzorem innych miast - powstał w odpowiedzi na wycofanie się rządu Prawa i Sprawiedliwości z dofinansowania procedur in vitro.
- W latach 2013-16 skorzystało z tego około 20 tysięcy par, z czego urodziło się 2287 dzieci - podsumowała radna Grażyna Kuszmar.
Rada podzielona
W głosowaniu za programem było 12 radnych z PO, przeciw 5 z opozycji Razem dla Szczecinka oraz radny niezależny Janusz Rautszko i Jerzy Kania z klubu PO. Przeciwnicy nie ukrywali, że są przeciw z uwagi na zastrzeżenia Kościoła do tej metody, w której lekarz decyduje, która zapłodniona komórka jajowa otrzyma szansę na życie.
- Co robi się z dziećmi, które nie „załapały” się do brzucha mamy? - tak obrazowo radny Marcin Bedka niepokoił się o los zapłodnionych komórek jajowych, które nie trafią macicy kobiety. Radny Marek Ogrodziński z PO, ginekolog, odpowiadał, że są one mrożone i przechowywane. Emocji w dyskusji na formy Rady Miejskiej nie brakowało. Padały zarzuty pod adresem przeciwników in vitro, że nie idą z postępem medycyny i cofają Polskę do średniowiecza.
- Nawet Kościół nie jest w stanie zatrzymać nauki - mówił burmistrz.
- Dla mnie wartości chrześcijańskie są bliskie, dla pana to średniowiecze - odpowiadał Andrzej Grobelny z RdS.
- Po chrześcijańsku panu wybaczamy, każdy grzesznik ma szansę. W pobliskich Chojnicach, gdzie także zamierzają przyjąć miejski program in vitro, Kościół nie chce, aby burmistrz tego miasta niósł krzyż podczas najbliższej drogi krzyżowej. W Szczecinku zaś w jednym z kościołów odprawiono mszę w intencji nawrócenia burmistrza.