Szczepienie „na Jandę”. System rozchodzi się w szwach. I to działa!
Kiedy kilka miesięcy temu krajem wstrząsnęła afera z celebrytami szczepiącymi się poza kolejką, wydawało się, że powszechne oburzenie jest jednocześnie powszechnym zobowiązaniem do karnego przestrzegania terminu przyjęcia wakcyny. Internet zaroił się od moralnych świadectw: pierwej sczezłbym, niżbym miał się zaszczepić przed grupą zero, przed babcią i dziadkiem, przed obłożnie chorymi, niechaj nieszczepione ramię mi uschnie jeśli skorzystałbym z okazji na wcześniejszą iniekcję, Rejtanem się naonczas przed punkt szczepień rzucę. O lukach w systemie mówiło się cichutko i łatwo było to zagłuszyć odgłosami z publicznego ukrzyżowania Krystyny Jandy et consortes, w czym ochoczo uczestniczyli również przedstawiciele rządu.
Dziś system szczepień w Polsce wygląda z grubsza tak. „Dzwoń szybko do szpitala iks. Robią zapisy na Pfizera, kolega dostał termin na dzisiaj!”. „Znajomi poszli pod punkt szczepień, skierowanie na miejscu i dostali od strzała z nadwyżek!”. „Kolega zaprowadził matkę na szczepienie i sam załapał się na Astrę, bo ktoś nie przyszedł”. „Dużo wolnej Astry w igreku. Masz, spisuj numer, terminy na zaraz”.
Takie wiadomości odbieram codziennie, a wcale nie jestem z Rzeszowa. Szczepienie „na Jandę” stało się dziś procederem powszechnym, tyle że samemu trzeba się o to wystarać i znaleźć dziurę w płocie. Można oczywiście relatywizować - w końcu relatywizowanie to nasz sport narodowy - że wtedy było inaczej, mało szczepionek, podważenie społecznej umowy i tak dalej, ale wszystko wpada pod wspólny mianownik – szczepień spoza rozdzielnika. Skala tego zjawiska nie jest nawet precyzyjnie rozpoznana, bo Rzeszów nie jest przecież samotną wyspą, nikt też przy zdrowych zmysłach nie stwierdzi, że grupa znajomych i przyjaciół królika skończyła się na kręgu towarzyskim Teatru Polonia. Nikt tego jednak dziś sprawdzać nie będzie z prostego powodu – skoro zmniejsza to odsetek niewykorzystanych dawek i zwiększa pożądane statystyki, to nie ma o co kruszyć kopii. Bo patrząc na sprawę szczepień tylko z tej perspektywy - jest to zjawisko pozytywne.
Powiadają, że skuteczne przeprowadzenie programu szczepień będzie dla Michała Dworczyka trampoliną do najwyższych stanowisk w państwie. Wróżę sukces – akcja skazana jest na powodzenie. Nie przez niezawodną strukturę systemu, który jednak nie jest wolny od wad, a właśnie przez samorganizację Polaków i skłonność do chodzenia na skróty. Nie potępiam, nie krytykuję, sam jestem beneficjentem kosmicznego chaosu z uwalnianiem terminów dla osób 40+.
Dziwna to jest jedynie dla państwa konstatacja, że system działa tym lepiej i wydajniej, im bardziej rozchodzi się w szwach (rejestracja sobie, punkty szczepień sobie, ludzie sobie). Czego już nawet nie potrafi ukryć sam minister Dworczyk, a jest to przecież polityk najlepiej w Polsce wytrenowany do publicznych występów. Przy szczepieniach wystarczy jednak udawać, że wszystko jest pod kontrolą.
Przy walce z samą pandemią ta metoda, niestety, nie zadziałała.