Szczepionka przeciw uprzedzeniom i ksenofobii, czyli wolontariat AIESEC
Przyjeżdżają do nas z całego świata. Sami kupują bilety lotnicze, sami się utrzymują, nie chcą ani grosza za swoją pracę. Młodzi wolontariusze pragną pokazać Polakom, że mogą pomóc. I że - choć wiele nas różni - są tacy sami jak my
Dominik nie ma czasu na wymianę grzeczności. Wbiega z grupą dzieci do Biblioteki Społecznej, po drodze ściska skośnooką Queenie z Hongkongu, mija Hindusa Partha z miasta Surat, studenta uniwersytetu Pandit Deendayal Petroleum, i Tevfika, przyszłego ekonomistę z Izmiru, i zaraz pyta Oskara, studenta ekonomii i matematyki stosowanej z Mexico City, czy zagra z nim w szachy.
- Dasz radę? - pytam siedmiolatka.
- Czasem z nim wygrywam - Dominik uśmiecha się szeroko, a Oskar, choć nie rozumie po polsku, śmieje się razem z chłopcem.
Z wakacyjnych zajęć w Bibliotece Społecznej Stowarzyszenia Przyjazne Pomorze na gdańskich Stogach korzysta w porywach nawet do osiemdziesięciorga dzieci. - Wszystkie mieszkają na osiedlu, większość z nich nigdzie nie wyjeżdża na wakacje, część wywodzi się z trudnych rodzin - mówi pracująca w bibliotece Marzena Brzezińska. - Zapisani przez rodziców przychodzą do nas rano, grają w piłkę z naszym wychowawcą Michałem i następnie spędzają kilka godzin z zagranicznymi wolontariuszami.
Te godziny to czas zabawy i nauki. Podczas gry w twistera dzieci poznają angielskie nazwy kolorów, podczas podchodów - nazwy przedmiotów, stron świata, roślin. A co, gdy się wzajemnie nie rozumieją? - Zawsze można się dogadać, oni mają tłumaczenie na telefonach - wyjaśnia dziewięcioletni Olek.
- Albo na migi! - krzyczy Kuba.
Piotrek dodaje, że może pokazać, gdzie na mapie świata leżą Indie, Turcja, Hongkong i Meksyk. I że już teraz wie, że w Meksyku są bardzo ostre papryczki i że tam grają w piłką zrobioną z siana.
Czwórka obcokrajowców prowadząca zajęcia na Stogach działa w AIESEC, jednej z największych międzynarodowych organizacji studenckich, założonej trzy lata po zakończeniu II wojny światowej. Celem AIESEC jest dążenie do osiągnięcia pokoju i pełnego wykorzystania potencjału ludzkiego. A także przełamanie uprzedzeń między ludźmi...
Każdy coś przynosi
- Do Gdańska na sześć tygodni przyjechało łącznie ośmioro wolontariuszy, wybranych z kilkuset kandydatów z całego świata - tłumaczy Agata Piątkowska, studentka UG, kierownik zespołu w lokalnym oddziale AIESEC w Trójmieście. - Każdy musiał wcześniej przysłać aplikację, wytypowaliśmy najlepszych z najlepszych. Wszyscy sami zapłacili za bilety, my oferujemy im tylko noclegi i jeden ciepły posiłek dziennie.
Oskar z Meksyku:- Ze zdumieniem zauważyłem, że Polska niczym nie różni się od krajów zachodnich
Studenci biorą udział w dwóch z siedemnastu projektów opartych na celach zrównoważonego rozwoju ONZ.
Cagla i Mirac ze Stambułu, Tracy z Szanghaju oraz Daria, Ukrainka studiująca w USA, uczestniczą w projekcie wspierającym placówki pozarządowe w Polsce. Od pierwszych dni czerwca pracują nad strategią marketingową i PR gdańskiej Fundacji Ja Też, zrzeszającej rodziców i ich dzieci z zespołem Downa.
- Nasza fundacja wspiera około 140 rodzin, głównie z Pomorza - wyjaśnia Jakub Proma, współpracujący bezpośrednio z wolontariuszami. - Jesteśmy jedną z wielu organizacji NGO, jako rodzice zajęci pracą i opieką nad dziećmi nie mamy czasu na dodatkowe działania marketingowe. A ci młodzi ludzie są bardzo kreatywni, otwarci. Pomagają nam w nawiązaniu kontaktu z podobnymi organizacjami działającymi za granicą, przygotowują prezentację wideo w języku angielskim, którą zamieścimy na naszej stronie, szukają dla nas sponsorów w Polsce i za granicą. Każdy z nich coś przynosi ze swojego podwórka. Mirac, który u siebie zbiera w dużych międzynarodowych firmach środki na działalność fundacji zajmującej się ochroną środowiska, zaproponował, że spróbuje tych samych metod u nas. W Turcji przynosi to efekty, a nuż i w Polsce się uda?
Cagla i Tracy dodatkowo dwa-trzy razy w tygodniu spędzają kilka godzin w socjoterapeutycznej świetlicy Świetliki we Wrzeszczu. - Rozmawiamy z dziećmi, staramy się uczyć je angielskiego - mówi 19-letnia Tracy. - Poznajemy opowieści o losach dzieci... Niektóre z z nich trudno zapomnieć.
Dzieje się barbarzyństwo
Projekt, w którym uczestniczą Queenie, Tevfik, Oskar i Parth, wspiera oenzetowski cel numer 10 - „Mniej nierówności”. Promuje on równość społeczną, ekonomiczną i polityczną niezależnie od wieku, rasy, płci, pochodzenia, wyznania czy statusu ekonomicznego. W skrócie - ma zwiększyć poziom tolerancji wśród Polaków. A jest co zwiększać. Według Prokuratury Generalnej, tylko między 2006 a 2014 r. liczba spraw sądowych dotyczących rasizmu wzrosła z 60 do 1365.
Dziś wręcz zalewają nas informacje o kolejnych aktach agresji. Tylko w ostatnim tygodniu dowiedzieliśmy się o opluciu na ulicy w Lublinie niemieckiej uczennicy ubranej w muzułmańską burkę i o policjantach, którzy śmiechem zareagowali na zgłoszenie o incydencie. O mężczyźnie, który nie pozwolił wejść do kościoła w Sopocie kobiecie z ciemnoskórym dzieckiem. O żyjącym od lat w Trójmieście Meksykaninie, nazwanym przez kierowcę ambulansu w obecności żony Polki i małego dziecka „małpą, gorylem i zjadaczem bananów”.
- Z obawą słucham wiadomości - mówi Jan Urbanik, społecznik, emerytowany pracownik gdańskich Fosforów, bibliofil i założyciel Biblioteki Społecznej. - Dzieje się barbarzyństwo.
Jan Urbanik zawsze był człowiekiem ciekawym świata i ludzi. Innych kultur, religii. - W czasach gdy trudno było spotkać w PRL obcokrajowca, przez nasz dom przewinęło się wielu Kubańczyków i Wietnamczyków. W jaki sposób? Kiedy tylko spotykałem osobę o egzotycznych rysach i innym kolorze skóry, zapraszałem ją do domu. Dzięki temu na weselu mojej siostry w Olkuszu gościem był pewien Wietnamczyk. Wszyscy tam do dziś o nim pamiętają.
Wolontariusze z AIESEC pierwszy raz pojawili się w Bibliotece Społecznej na Stogach we wrześniu ubiegłego roku. Jan zna tylko język rosyjski, więc w porozumieniu się z młodymi ludźmi pomagali trójmiejscy studenci. Dzieciaki grały w ping-ponga z ciemnoskórym Olaniyanem z Nigerii, zwanym powszechnie Olkiem, ćwiczyły gry planszowe z Puyą z Iranu i tuliły się do Noury z Egiptu. Do Noury, podobnie tak jak teraz do Queenie, lgnęli wszyscy, od maluchów, aż po dzieci starsze.
Polska na różowo
Przed 15 laty naukowcy z z Uniwersytetu Harvarda rozpoczęli badania nad poziomem uprzedzeń rasistowskich w poszczególnych krajach Europy. Uczestniczyło w nich około 288 tysięcy Europejczyków o białym kolorze skóry, którym pokazywano twarze białe i kolorowe, prosząc o połączenie ich ze słowami typu „dobre, ładne” lub „brzydkie, złe”. Na podstawie wyników tych badań przed dwoma miesiącami portal psychologiczny Mind Hacks opublikował europejską mapę rasizmu. I tak w różnych odcieniach niebieskiego oznaczono kraje o najniższym poziomie uprzedzenia rasowego. Zdecydowanie w tym zestawieniu wygrywają kraje skandynawskie, Belgia, Wielka Brytania, Irlandia, a także... część krajów byłej Jugosławii (co można tłumaczyć traumatycznymi doświadczeniami wojennymi). Po drugiej stronie krwistoczerwonym kolorem, oznaczającym największy odsetek rasistów, wyróżniono Czechy, Litwę, Białoruś, Ukrainę, Mołdawię.
Póki dziecko jest małe, trzeba mu pokazać, że osoby o innym kolorze skóry są takie same jak ono, że można się z nimi zaprzyjaźnić i wspólnie bawić
Polska jest bladoróżowa. Niewiele ciemniejsza od Finlandii czy Hiszpanii, ale za to jaśniejsza od Portugalii. Wielkich powodów do chwalenia się tolerancją nie mamy, jednak nadal większość Polaków nie jest rasistami. Dlaczego więc tyle spraw sądowych, skąd tyle doniesień o atakach na cudzoziemców? A może ci, którzy wcześniej skrywali swoje poglądy, poczuli się ośmieleni coraz bardziej oficjalnymi wypowiedziami polityków? I słysząc, że rozumie się ich obawy przed „terrorystami w burkach”, nie mają hamulców, by opluć na ulicy kilkunastoletnią dziewczynkę?
- Ksenofobia, wcześniej wstydliwie skryta, dzisiaj wychodzi na wierzch - twierdzi Jan Urbanik. Dlatego dla pana Jana te kilkutygodniowe kontakty dzieci z wolontariuszami są rodzajem szczepionki przed zainfekowaniem uprzedzeniami.
- Póki dziecko jest małe, trzeba mu pokazać, że osoby o innym kolorze skóry są takie same jak ono, że można się z nimi zaprzyjaźnić i wspólnie bawić - tłumaczy Parth.
Dzieci są otwarte, ciekawe świata. Przyjmują ludzi takimi, jacy są naprawdę. Zresztą nie tylko dzieci - także dorośli mieszkańcy gdańskich Stogów z sympatią przyjmują niecodziennych opiekunów maluchów.
Akwedukt uczy świata bez strachu
- Zależy nam na tym, by pokazać dzieciom świat taki, jaki naprawdę jest, bez zbędnego strachu - tłumaczy Anna Krzeszowska-Hovanecz z kwidzyńskiego Stowarzyszenia Akwedukt. Stowarzyszenie w ramach projektu Wolontariatu Europejskiego od czterech lat gości wolontariuszy zagranicznych z Europy i Azji, właściwie - jak mówi Anna - już z całego świata. Obcokrajowcy spędzają w Kwidzynie 12 miesięcy.
Podczas wakacji można zapisać dziecko na Culture Week, czyli tygodniowe półkolonie - spotkania z kulturą różnych krajów europejskich. Zajęcia prowadzone są w języku angielskim, co bardzo istotne, bo pomaga to nie tylko w edukacji lingwistycznej, ale także pozwala na lepsze poznanie - czytaj zrozumienie - drugiego człowieka.
W spotkaniach i zajęciach z wolontariuszami uczestniczą i 9-12-latki. Zdarza się, że dziecko nagle, powtarzając zasłyszane od dorosłych opinie, mówi: - Muzułmanie są niebezpieczni, to terroryści. A potem dowiaduje się, że ten sympatyczny Turek, który organizuje ciekawe zabawy, to także muzułmanin. Czy więc trzeba się go bać?
- Pewne rzeczy można odkręcić - mówi Anna Krzeszowska-Hovanecz. - Najważniejsze to rozmawiać i odpowiadać na wszystkie pytania. Im więcej dziecko pyta, tym metoda jest skuteczniejsza. A poza tym dzieci uczą się na podstawie obserwacji. Pozwala to im otwierać się na inna kulturę.
Obcokrajowcami interesują się nie tylko dzieci. Coraz częściej dorośli, zwłaszcza po 55 roku życia, uczestniczą w spotkaniach organizowanych przez Akwedukt. Mandalar, buddyjski mnich z Birmy, który współpracuje ze stowarzyszeniem w ramach edukacji międzyreligijnej, przyciągnął na spotkanie w połowie czerwca kilkudziesięciu zainteresowanych.
Rasizm? Złe traktowanie wolontariuszy?
- Nie spotkałam się ani razu z takim zachowaniem - twierdzi Anna. - Zresztą sama jestem żoną obcokrajowca. A mój mąż, Sandor, twierdzi, że jeśli coś trudnego trzeba załatwić, to tylko on jako Węgier da sobie w Polsce radę.
Nigdy
Muszę zadać to pytanie. Formułuję je tak: Czy ktokolwiek potraktował was nieuprzejmie ze względu na narodowość, religię, kolor skóry? Czy był taki moment, gdy poczuliście się źle w Polsce?
Oskar z Meksyku: - Nigdy. Nie byłem wcześniej w tej części Europy i ze zdumieniem zauważyłem, że Polska niczym nie różni się od krajów zachodnich. A ludzie? Zanim przyjechałem do Gdańska, byłem w Ornecie, gdzie uczestniczyłem w zajęciach w szkole. Opiekowała się mną wspaniała rodzina. Gospodarz był zapalonym motocyklistą, dostałem nawet od niego koszulkę.
Cagla z Turcji: - Polacy są bardzo uczynni. Kiedy słyszą, że nie jestem stąd, starają się nie tylko pomóc, ale także opowiedzieć o waszej historii, obyczajach. Kiedy jechałam pociągiem do Gdańska, pokazali mi taki duży, czerwony zamek. Mówili, że jest bardzo stary. To był Malbork?
Kiedy polski gospodarz usłyszał, że będę musiał w nocy wracać z Sopotu, wsiadł do samochodu i przywiózł mnie do domu
Parth z Indii: - Tylko na samym początku, gdy wysiadłem na dworcu w Gdańsku i pytałem o drogę do hostelu, nikt mi nie pomógł. Ale może dlatego że pytałem tylko starszych ludzi, którzy mogli nie znać języka angielskiego? Potem już nic złego się nie działo.
Tracy z Chin: - Jechałam do Gdańska z parą, którą poprosiłam, by powiedzieli, kiedy mam wysiąść w Oliwie. Tuż przed końcem podróży poszłam do toalety. Trochę długo to trwało, bo nagle usłyszałam łomot do drzwi. Stał za nimi objuczony całym moim bagażem współpasażer , który w ostatniej chwili wysadził mnie na peronie. Tak się mną przejął.
Tevfik z Turcji: - Pochodzę z Izmiru i widzę, że wy tu, w Gdańsku, macie podobny do naszego sposób życia. Wraz z drugim Turkiem, Mirakiem, i Darią z Ukrainy mieszkamy w Chwaszczynie u wyjątkowo sympatycznego gospodarza. Ostatnio, kiedy usłyszał, że będę musiał w nocy wracać z Sopotu, wsiadł do samochodu i przywiózł mnie do domu. Jesteście bardzo życzliwi.
AIESEC jest największą organizacją młodzieżową na świecie.
Jego powstanie w 1948 r. było reakcją na konflikty wywołane II wojną światową. Dziś AIESEC zrzesza ponad 70 tys. młodych ludzi, studentów 2400 uniwersytetów z 22 krajów