Szef NIK i ponura przeszłość kamienicy przy ul. Krasickiego

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas / Polska Press
Artur Drożdżak

Szef NIK i ponura przeszłość kamienicy przy ul. Krasickiego

Artur Drożdżak

Kamienica przy ul. Ignacego Krasickiego 24 w Krakowie z dnia na dzień stała się sławna za sprawą prezesa NIK Mariana Banasia i działającego tam hotelu z pokojami na godziny. Ale wcześniej, zanim Banaś stał się właścicielem tej nieruchomości, w 1995 r., doszło tam do zabójstwa. I o tym będzie ta historia...

Przed wojną kamienica należała do bogatej rodziny krakowskich mieszczan. Po wojnie spadkobiercy mogli mieć prawo tylko do jednego lokalu, w pozostałych kwaterowano innych ludzi i w ten sposób w 1979 r. znalazł się tam Piotr Hyszko, złodziej, recydywista i zabójca. Jego życiorys to scenariusz na mroczny horror.

Na początku lat 50. był w kręgu podejrzenia, gdy w podkrakowskich Wróblowicach ktoś w sylwestra zamordował jego siostrę Irenę. Alibi 17-latkowi dała jednak druga z sióstr i Hyszko wymknął się śledczym. Dopuszczał się drobnych kradzieży i miał za to wyroki.

Zabójca sąsiadów

W 1958 r. Hyszko zamordował brzytwą małżeństwo sąsiadów i zabrał im dwie krowy. Wcześniej ukradł im kury i trafił na rok za kratki. Podwójne zabójstwo to była zemsta za to, że zgłosili pierwsze przestępstwo. Hyszko dostał dożywocie, ale w 1970 r., po wejściu w życie nowego kodeksu karnego, zamieniono mu karę na 25 lat więzienia. Odbył prawie cały wyrok. Na wolność wyszedł z więzienia we Wronkach i dostał przydział w kamienicy przy Krasickiego 24.

Zamieszkał pod numerem 3, pod nr 1 żyła Helena Wieszczek, bezdzietna, o 10 lat starsza pani. Hyszko rozkochał ją w sobie. I to na tyle skutecznie, że dała mu alibi, gdy we Wróblowicach w listopadzie 1981 r. doszło do okrutnego zabójstwa dziewczynki i rozkawałkowania jej zwłok.
11-latka była widziana na pętli autobusowej w Borku Fałęckim w towarzystwie Hyszki, ale alibi, jakie dała mężczyźnie Helena Wieszczek, powstrzymało śledczych przed zatrzymaniem recydywisty. Sprawę zabójstwa umorzono, sprawcy nie złapano.

Zabójca w „Solidarności”

Hyszko zapisał się do zakładowej Solidarności w krakowskim Hydropolu i gdy w grudniu 1981 r. nastał stan wojenny, został internowany. Siedział razem z Antonim Macierewiczem w Nowym Łupkowie w Bieszczadach.
Po ucieczce z obozu Hyszko pojawił się w Krakowie i przypadkowo wpadł. Trafił za kratki na pół roku, a po odbyciu kary obiecał Helenie małżeństwo. Liczył, że przejmie nieruchomość. Najstarszy brat Heleny Edward dawno temu zmarł, siostra Hermina wylądowała w domu starców na Helclów, a kolejny brat - Henryk Stachowski - przed laty wyprowadził się z ul. Krasickiego. Helena miała spory rodzinny majątek, biżuterię i toczyła o to spór z bratem Henrykiem.

Kupiła Hyszce mercedesa. On po cichu sprzedawał jej wartościowe rzeczy. W połowie lat 80. Stachowski poszedł pogadać z Hyszką o jego praktykach i spotkał wtedy późniejszego prezesa NIK Mariana Banasia.

AK-owiec i szef NIK

Znali się z działalności w Solidarności od 1980 r. Stachowski był dawnym oficerem Armii Krajowej okręgu myślenickiego. W 1945 r. został skazany za działalność wywrotową i odsiedział dwa i pół roku w Rawiczu. O Banasiu mówił, że to jego bliski przyjaciel, karateka, prawnik, wtedy tylko inspektor NIK.

Poszli na ul. Krasickiego. Doszło do awantury i Stachowski zerwał wtedy na lata kontakty z siostrą. Hyszko uzależniał od siebie Wieszczek, tym bardziej że chorowała, miała nadwagę i kłopoty z poruszaniem się. Wściekła się na Hyszkę, gdy zorientowała się, że przygarnął młodszą o 30 lat od niej Mirosławę Ch. i z nią układa sobie życie.

Hyszko grał na dwa fronty. Żył z Mirką, ale zajmował się Heleną, którą całkowicie odseparował od świata. Pilnował, by nikt jej nie odwiedzał, sam zanosił posiłki, odbierał pocztę, wynosił wiadro z fekaliami, bo toaleta była na korytarzu.

Kontrola lokatorki

Miał klucze do mieszkania Heleny i tylko on otwierał i zamykał jej drzwi. Nie zgadzał się na wizytę księdza, listonosza, pracowników opieki społecznej. Lokatorzy bali się Hyszki, bo wiedzieli o jego kryminalnej przeszłości. Potrafił postraszyć ich siekierą... Małżeństwu Elżbiecie i Jerzemu H. groził ucięciem głowy i wysadzeniem kamienicy tylko dlatego, że interesowali się losem Wieszczek. Całymi godzinami przesiadywał w piwnicy i kotłowni, gdzie miał piec do wytopu stali. Ciekawskim mówił, że wyrabia tam metalowe zawiasy do szaf. Twierdził też, że robi remont i pali tam stare meble.

Wyłysiał, zaczął nosić perukę i taką miał ksywę - „Peruka” - wśród miejscowych żulików. Często widywano go z wózkiem, którym transportował złom do skupu metali. Tam trafiła choćby wanna z mieszkania Wieszczek. Kobietę wyzywał, bił kablem i poniżał.

W 1994 r. w swoim mieszkaniu udzieliła mu notarialnego pełnomocnictwa do dysponowania majątkiem i występowania przed urzędami. Hyszko liczył, że przejmie kamienicę, pełnomocnictwem posługiwał się przed lokatorami przy Krasickiego.
Do Heleny co pewien czas wzywał karetkę, bo liczył, że kobieta trafi do szpitala, ale ona konsekwentnie odmawiała pozostania w lecznicy.

Ostatni raz lekarz był u niej 20 marca 1995 r. Zauważył, że pacjentka ma podbite oczy. Odmawiała badania, a na pytania wzruszała tylko ramionami. Po tej dacie nikt już nie widział Wieszczek żywej.

Zniknięcie Heleny w czerwcu 1997 r. pierwsza zauważyła Mirosława Ch., która mimo zakazu Hyszki weszła przez uchylone okno do mieszkania sąsiadki. Pomógł jej w tym Adam F., kolega jej konkubenta, któremu Hyszko w tajemnicy przed wszystkimi udostępniał pusty lokal. Wiedział, że kolega jest poszukiwany listem gończym. Wpuszczał go w nocy do środka, zamykał drzwi na klucz i wypuszczał rano.

Adam F. pomógł dostać się do środka Mirosławie Ch. Zobaczyła, że lokatorki nie ma, a przecież Hyszko trzy razy dziennie nosił posiłki, które jej gotowała. W środku oprócz braku lokatorki ujrzała skalę zniszczeń. Niespodziewanie za nią wszedł przez okno Hyszko, uderzył ją w twarz i powiedział, że „idzie po siekierę i zabije”.

Zbrodnia bez ciała

Konkubina zawiadomiła policję o zniknięciu Wieszczek i groźbach pod swoim adresem. Gdy śledczy pojawili się w lokalu nr 3, okazało się, że zniknęły meble, zerwano tynk ze ścian i zlikwidowano podłogę. Po lokatorce nie było śladu. Hyszko twierdził, że wyjechała do rodziny pod Rzeszów, ale to się nie potwierdziło. Mimo braku ciała oskarżono Hyszkę o dokonanie zabójstwa. Ważnym świadkiem była Mirosława Ch., jego konkubina, z którą był 13 lat. Bała się partnera, ale składała obciążające go zeznania. Powiedziała, że Hyszko mówił jej, że nigdy nie powie prawdy o losie Heleny, bo „jest kapusiem”.

- Ty możesz wierzyć, w co chcesz. Nie mam żony, dzieci, zostałem tylko ja sam i zemsta - rzucił raz Mirosławie C. Opisała, jak zamykał się w piwnicy od wewnątrz, wpuszczał ją z posiłkami i nie wychodził do północy. W maju 1997 r. dym widziała z pieca w piwnicy aż na podwórku.
- Krzyczałam, by przestał, bo cuchnie gumą i leci ludziom do okien, to się powstrzymał - zeznała konkubina Hyszki. Gdy trafił za kratki, wyszło też na jaw, że dokonywał włamań z kolegą Marianem M. Hyszko wyroku nie doczekał, zmarł przed rozpoczęciem procesu w styczniu 1999 r. Słowa dotrzymał, nie zdradził nikomu, co się stało z Wieszczek.

Wyrok za włamania usłyszał tylko jego wspólnik Marian M. Pytano go, czy nie wie czegoś na temat zaginięcia Heleny. Zeznał, że Hyszko pokazywał mu Skałki Twardowskiego, gdzie jest najgłębsza woda, wrzucał tam kamienie i sugerował, że tu przywiózł Wieszczek i wrzucił ją na głębinę. Tego nie udało się potwierdzić.

Gdy Helena zniknęła, jej brat Henryk Stachowski złożył wniosek o uznanie jej za zmarłą, potem odzyskał rodzinną kamienicę w 2000 r., a pięć miesięcy później przepisał ją Marianowi Banasiowi.

Kamienica dla Banasia

Pół roku po tym, jak Banaś stał się właścicielem nieruchomości, podpisał umowę ze Stachowskim i zobowiązał się dożywotnio do przyjęcia mężczyzny jako domownika, dostarczania mu wyżywienia, ubrań i lokum. Także do zapewnienia pomocy i pielęgnowania w chorobie oraz zorganizowania pogrzebu.

Stachowski zmarł w grudniu 2009 r. Jednak już od 2006 r. w kamienicy zaczęły być udzielane usługi hotelowe. Potem w nieruchomości bracia Janusz i Wiesław K. spokojnie prowadzili swój seksualny biznes, czyli pokoje na godziny. Sytuacja się zmieniła, gdy we wrześniu 2019 r. w budynku pojawili się dziennikarze TVN i nagrali rozmowę obsługi seksbiznesu z szefem NIK Marianem Banasiem, ale to już zupełnie inna historia.

Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.