Zwierzęta traktowane są u nas jak przedmiot. Procedury odbierania ich złym właścicielom trwają latami.
Historię starego, zagłodzonego i zaniedbanego wilczatego psa z podkrakowskiej Korzkwi śledzę i opisuję od trzech lat. Bazyl w kwietniu 2014 roku został odcięty z łańcucha, który miał założony na zupełnie łysej szyi. Był skrajnie wyniszczony, nie miał sierści na klatce piersiowej, tułowiu, wokół szyi, na łapach. Właściciel psa, starszy człowiek, został ubezwłasnowolniony. Opiekunem prawnym mężczyzny była jego siostra. Teren, na którym wegetował Bazyl, od dwóch lat należał do jej zięcia i córki. Małżeństwo na przejętej działce budowało dom.
Inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w obecności pracowników Urzędu Gminy Zielonki i policji zabrali psa do schroniska w Krakowie. Wójt Zielonek wydał decyzję o odbiorze zwierzęcia. Lekarze w szpitalu schroniskowym musieli karmić go pozajelitowo. Był dramatycznie niedożywiony, miał anemię, ropne zapalenie i drożdżycę skóry, obustronne zapalenie uszu, inwazję pasożytów wewnętrznych.
Postępowanie umorzone
Prokuratura Rejonowa Kraków-Prądnik Biały umorzyła postępowanie „z powodu braku znamion czynu zabronionego”. Nie negowała faktu znęcania się, ale uznała, że nie wiadomo, kto sprawował opiekę nad psem, bo „doglądały” go cztery osoby. KTOZ złożyło skargę na decyzję prokuratury, sąd ją oddalił.
Właściciele działki odwołali się od decyzji wójta o czasowym odbiorze psa do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Krakowie. Dowodzili, że od czasu ubezwłasnowolnienia właściciela psa opiekowali się zwierzęciem. Żądali unieważnienia decyzji i zwrotu psa . SKO jednak utrzymało decyzję wójta w mocy.
Małżeństwo z Korzkwi dwukrotnie odwoływało się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który jednoznacznie stwierdził to, czego nie ustaliła prokuratura - opiekunami psa byli właściciele działki.
Mijały miesiące, a Bazyl tkwił w azylu, w dodatku wszystko wskazywało na to, że nikt nie odpowie za cierpienie psa. Nikt z wyjątkiem ofiary, która prawie dwa lata siedziała za kratami schroniska. Sytuacja kuriozalna: opiekunowie nie zrzekli się psa, w tej sytuacji tylko sąd mógł orzec przepadek zwierzęcia, ale sprawa w ogóle nie trafiła do sądu bo postępowanie zostało umorzone na poziomie prokuratury. Totalny klincz.
Sprawa ruszyła jednak z miejsca dzięki prokurator Dorocie Polak-Hawranek z Prokuratury Rejonowej Kraków-Prądnik Biały, która zwróciła się o uzasadnienie wyroku do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, utrzymującego w mocy decyzję wójta o odbiorze psa. Na tej podstawie ponownie zostało wszczęte dochodzenie a prokuratura skierowała akt oskarżenia przeciwko małżeństwu, które przejęło działkę wraz z psem.
Wyrok
18 kwietnia, po trzech latach od interwencji KTOZ, w Sądzie Rejonowym dla Krakowa-Krowodrzy II Wydział Karny zapadł wyrok w sprawie Bazyla. Sąd uznał Dorotę Z. i Krzysztofa Z. winnymi znęcania się nad psem. Wymierzył każdemu z nich karę po 3 tysiące złotych grzywny, po 5 tysięcy nawiązki na rzecz Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i zwrot kosztów procesu po 370 złotych. Wyrok nie jest prawomocny.
Małżeństwo może zostać dodatkowo obciążone kosztami pobytu Bazyla w schronisku, które wyniosły około 14 tys. złotych. Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt opiekę nad psem odebranym czasowo finansuje gmina. W przypadku wyroku skazującego gmina egzekwuje zwrot kosztów utrzymania od właściciela lub opiekuna zwierzęcia.
Bazyl w azylu przytył 10 kilogramów, jego sierść pięknie odrosła. Odrodził się jak Feniks z popiołów. Po moim pierwszym artykule w 2014 roku zgłosiły się osoby chętne przygarnąć staruszka, ale bez wyroku sądu lub zrzeczenia się psa nie można było przekazać go do adopcji. Mimo złej woli opiekunów, bezdusznych przepisów i ciągnących się w nieskończoność procedur nie umierał za kratami - wrażliwy człowiek wyciągnął Bazyla ze schroniska.
Bazylowe szczęście
Do schroniska przyszedł Marek, który od lat z żoną ratuje poszkodowane, bezdomne koty. Marek i Wiesia są też zakochani w owczarkach niemieckich. Poprzedniczka Bazyla, Westa, trafiła do azylu bardzo pobita. W ich domu przeżyła 15 lat. Po jej śmierci Marek w schronisku zobaczył Bazyla i podjął decyzję.
Zabrał go do domu jako opiekun tymczasowy. Poszedł z psem do lekarza, zrobił badania krwi, USG. Razem z diagnozą usłyszał wyrok: zaawansowany rak jąder, zniszczony szpik kostny. Gdyby Bazyl półtora roku wcześniej jak każdy dorosły, bezdomny pies lub kot po odbyciu kwarantanny w schronisku został wykastrowany, choroba nie rozwinęłaby się albo jej źródło zostałoby usunięte. Pech chciał, że miał „opiekunów”, a bez ich zgody nie można było zwierzęcia wykastrować. Marek zdecydował się na operację, a kilkunastoletni Bazyl bardzo chciał żyć. Konieczna była transfuzja krwi. Staruszek cieszył się życiem, był kochanym domownikiem, zaprzyjaźnił się z kotami, jadły z nim z jednej miski.
- W mieszkaniu w bloku nigdy nie nabrudził, na smyczy chodził poprawnie, jak jeździłem na wieś kury mu chodziły po głowie, nawet nie zaszczekał na nie. A przecież to był zwykły wiejski, łańcuchowy kundel - mówi Marek. - Czuł, że jest kochany, był szczęśliwy. Pół roku po zabiegu nastąpił przerzut na pyszczek. Guz się rozrastał, był nieoperacyjny. Podjąłem tę ostatnią decyzję. Został uśpiony, łepek trzymał na moich rękach...
Marek wiedział, że psu zostało mało czasu, choć nie sądził, że aż tak mało. Nie zdezerterował, dał staremu, łańcuchowemu biedakowi dom i czułą opiekę. Sześć szczęśliwych miesięcy. Jedynych dobrych w życiu Bazyla.
Procedury dłuższe niż życie
Zgodnie z prawem Bazyl odebrany trzy lata temu dopiero teraz, po wyroku skazującym i orzeczeniu jego przepadku przez sąd, mógłby zostać adoptowany przez nowego opiekuna. Mógłby, ale już nie żyje.
Panie i Panowie Posłowie! Tak na chłopski rozum coś tu jest nie tak. Zwierzę to nie przedmiot, który latami może czekać w magazynie na rozstrzygnięcie sądu. Najwyższy czas zmienić bezduszne przepisy, które zwierzęta skrzywdzone przez człowieka krzywdzą po raz kolejny, odbierając im szansę na dom, czasem na przeżycie.