Szkoły im. św. Guzmana mają zwrócić 1,2 mln zł miejskiej dotacji. Zdaniem ratusza, uczniowie kształcili się w domach, choć nie mogli.
Gimnazjum i Liceum Śródziemnomorskie im. św. Dominika Guzmana działają w Lublinie przy ul. Kowalskiej. Prowadzi je spółka Prosperidad. Na każdego ucznia otrzymuje dotację z miejskiego budżetu (od 270 do 470 zł). Urzędnicy ratusza sprawdzili, jak wydawano pieniądze w latach 2014 - 16. I nakazali zwrócić blisko 1,2 mln zł.
Chodzi o pieniądze na 587 uczniów „realizujących obowiązek szkolny poza szkołą”. - Jest oczywiście prawna możliwość, żeby uczeń kształcił się w domu, ale muszą być do tego spełnione określone warunki. Chodzi m.in. o opinię poradni psychologiczno- -pedagogicznej. W tym przypadku tego zabrakło - tłumaczy Paweł Ząbek, zastępca dyrektora Wydziału Audytu i Kontroli Urzędu Miasta Lublin.
Podczas kontroli okazało się bowiem, że część uczniów w ogóle nie miała wspomnianej opinii. A części została ona wystawiona już po rozpoczęciu kontroli - dla 165 osób w ciągu trzech dni. Wszystkie zawierały takie samo, krótkie uzasadnienie, choć przepisy wymagają, żeby w dokumencie określić m.in. „indywidualne potrzeby rozwojowe i edukacyjne oraz możliwości psychofizyczne dziecka”. Ponadto, zdaniem kontrolerów, opinie wydawała poradnia będąca „podmiotem nieuprawnionym” - nie figurowała w ewidencji, a pod jej adresem działał Ośrodek Terapeutyczno-Szkoleniowy. Na jego stronie informacja o tym, że funkcjonuje tam poradnia, pojawiła się dopiero po piśmie ratusza w tej sprawie.
Znaków zapytania jest więcej. Urzędnicy stwierdzili m.in., że 115 uczniów nie miało dokumentów potwierdzających polskie obywatelstwo ani nawet faktu mieszkania w Polsce. Jak stwierdzili kontrolerzy, wskazuje to, że „nie podlegali obowiązkowi szkolnemu w Polsce”, co oznacza „brak przesłanek do ich dotowania z budżetu miasta”.
Co na to szefowie kontrolowanych szkół? W placówkach przy ul. Kowalskiej usłyszeliśmy, że do połowy sierpnia są na urlopie i nie ma możliwości kontaktu z nimi.
Nie pierwszy raz
To nie pierwszy przypadek prywatnej szkoły, od której urzędnicy zażądali zwrotu pieniędzy. Centrum Nauki i Biznesu „Żak” prowadzi w Lublinie szkołę policealną oraz LO dla dorosłych. W marcu pisaliśmy, że miejscy kontrolerzy dopatrzyli się, że między styczniem 2014 a lutym 2016 roku szkoły dostały o 176,5 tys. zł za dużo, bo na liście uczniów wykazywano osoby, które nie uczestniczyły w co najmniej połowie zajęć. A to podstawowy wymóg, żeby szkoła dostała pieniądze.
W latach 2014 - 2016 miejski Wydział Audytu zakończył 12 kontroli w tego typu placówkach. Tylko w jednej wszystko było w porządku. W pozostałych nieprawidłowości dzielą się na dwa rodzaje. Po pierwsze, wykazywanie do dotacji uczniów, mimo że nie uczestniczyli w 50 proc. zajęć. Zdarzają się jawne fałszerstwa - np. wpisywanie na listy „martwych dusz”. I po drugie - wydawanie publicznych pieniędzy na cele niezgodne z przepisami. Zdarzały się nawet zagraniczne wakacje.
Miastu bardzo trudno jest odzyskać pieniądze, bo od decyzji nakazującej zwrot szkoły odwołują się do SKO i sądów, a postępowania ciągną się latami. Urząd zgłasza też sprawy do prokuratury, ale te często są umarzane.
Prowizje sprawdza prokurator
Finansowe nieprawidłowości kontrolerzy stwierdzają też w publicznych placówkach. Tak było w przypadku SP nr 4. Chodziło o umowy o współpracy z PZU SA. Firma ubezpieczała uczniów, a szkoła miała dostawać prowizje. W ich wpłatach panował jednak bałagan. Kiedy w 2013 r. okazało się, że w kasie brakuje pieniędzy za sześć lat, dyr. Alina Broniowska wpłaciła z prywatnych środków prawie 24 tys. zł. Ratusz skierował sprawę do prokuratury.
- 16 czerwca wszczęto dochodzenie - mówi Jarosław Król, z-ca szefa Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ. - Dotyczy nierzetelnego prowadzenia ksiąg rachunkowych. Prowadzone jest w sprawie, nie przeciwko komuś - dodaje.