Szkoła w Gościmcu to nie tylko cyferki i złotówki. Ludzie boją się, że zostanie zlikwidowana
Cały Gościmiec żyje jedną sprawą: co będzie ze szkołą podstawową. Mieszkańcy nie chcą, by przejęło ją stowarzyszenie, a taki jest plan gminy, która szuka oszczędności.
W Szkole Podstawowej im. św. Huberta w Gościmcu uczy się 67 dzieci z trzech sołectw: z Gościmca, Błotna i Górecka. Atmosfera jest tam kameralna, wszyscy się znają, niektórzy nauczyciele uczyli też rodziców swoich obecnych uczniów, tam też chodzili ich dziadkowie. To najmniejsza z trzech gminnych szkół, w pozostałych - w Zwierzynie i Górkach Noteckich jest więcej uczniów, ale działają tam też gimnazja.
Niedawno wójt przekazał rodzicom informację, że gmina chce przekazać prowadzenie szkoły stowarzyszeniu
Stało się tak już np. w Wielisławicach. Dla gminy oznacza to oszczędności. Obecnie dopłaca do szkoły 300 tys. zł rocznie (w sumie na wszystkie szkoły około 1 mln zł). A jeśli szkołę przejmie stowarzyszenie, dopłacać nie trzeba będzie. Jej utrzymanie będzie tańsze, nauczyciele będą tam bowiem zarabiać mniej, stracą też kosztujące sporo gminę przywileje z karty nauczyciela. Rodzice boją się takiego rozwiązania. - Powiedzmy, że w szkole trzeba będzie coś naprawić, wyremontować, sanepid nakaże jakieś zmiany. Stowarzyszenie może stwierdzić, że nie chcą inwestować w szkołę, zrezygnują, i szkoły nie będzie - mówi Izabela Freitag, jedna z mam.
- Wtedy dzieci będą musiały jeździć do Górek Noteckich, dla niektórych to 30 km, 6-latki będą wstawać o 6, wracać późnym popołudniem. To dramat dla tych dzieci, dla rodziców - mówi Elżbieta Szymańska, przewodnicząca rady rodziców.
- To nasz mały dom kultury. Na dzień babci przychodzi tu cała wieś. Ludzie się tu integrują. Nie wyobrażamy sobie, żeby szkoły nie było. Albo żeby kierowało nią obce stowarzyszenie, kierowane przez kogoś, dla kogo to będzie po prostu interes, i które może zatrudnić gorzej wykwalifikowanych nauczycieli, bo zaoferują im gorsze warunki i niższe stawki. A gdzie wyrównywanie szans dzieci z małych wsi? - mówi Emilia Deutschman.
- My nawet nie prosiliśmy gminę o pieniądze, gdy trzeba było coś zrobić. Sami zbudowaliśmy plac zabaw, malowaliśmy klasy, kosimy boisko, załatwiamy piasek do piaskownicy, organizowaliśmy imprezy rodzinne, które wójt tak chwalił. Na pikniku rodzinnym w maju sam ogłosił, że dopóki on tu jest wójtem, to włos z głowy tej szkole nie spadnie. Przed wyborami w ulotkach wyborczych zapewniał, że za jego rządów nigdy nie będziemy musieli martwić się o szkołę. Wcześniej gminę stać było na szkołę, a teraz nagle nie? - mówi Halina Sankowska.
- Zawsze zapewniałem, że będę za utrzymaniem tej placówki, dopóki gmina jest w stanie ją utrzymać - wyjaśnia wójt Tomasz Marć. Dodaje, że nigdy nie zapowiadał, że gmina chce zlikwidować szkołę, a jedynie przekazać ją stowarzyszeniu. - Tak naprawdę nigdy gminy nie było stać na tę szkołę, ale to był trudny temat. W tym roku do budżetu wpłynęło 130 tys. zł mniej z podatku rolnego, nie było dużego zwrotu vatu z inwestycji, składki za dzierżawę uległy obniżeniu. Dochody gminy się obniżają, za to dochodzą nowe zadania do realizacji, za które musimy płacić - mówi wójt. Dodaje, że gmina nie tylko w szkole szuka oszczędności. W urzędzie zlikwidowane zostaną dwa stanowiska, od 2017 r. nie będzie funduszu sołeckiego, obniżone zostały pensje gminnych pracowników i diety radnych.
Ta szkoła to coś więcej, niż miejsce nauczania. Tu integruje się nasza mała społeczność.
- Przyjrzeliśmy się też oświacie, i okazało się, że najwięcej dokładamy do szkoły, która ma najgorsze wyniki w gminie. W ostatnich latach wyniki szkoły wynosiły 50 proc. średniej województwa, a pozostałych gminnych szkół kształtowały się w granicach tej średniej. Ostatni test wypadł lepiej, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. A szkoła robi zamieszanie tylko dlatego, że nauczyciele boją się, że stracą swoje przywileje, jeśli placówkę poprowadzi stowarzyszenie - mówi wójt Marć.
- To przykre, że ocenia się nas w ten sposób. Nasze dzieci miały w tym roku najlepsze wyniki w gminie. Osiągają świetne wyniki na konkursach powiatowych, jak choćby pierwsze miejsce w konkursie ortograficznym, drugie z języka angielskiego. To efekty pracy naszych wykwalifikowanych nauczycieli, zaangażowanych rodziców. Nic dziwnego, że wszyscy boją się, że wraz ze stowarzyszeniem trafią tu mniej wykwalifikowani nauczyciele, i cały potencjał zostanie zmarnowany. Zresztą szkoła to nie tylko wyniki, cyferki. Nie wszystko też można ograniczyć do złotówek. Szkoła w tej wsi to coś więcej, niż tylko szkoła. To miejsce, gdzie spotykają się mieszkańcy, rodzice, dziadkowie, gdzie ogniskuje się kultura, integruje się nasza mała społeczność i kształtują się wartości młodych ludzi i ich pogląd na świat, który często w tej małej miejscowości mogą oglądać tylko w telewizji - mówi dyrektor szkoły Marek Szeligiewicz.