Szkoły rodzenia w natarciu. Pokonają doktora Google’a?
- Brzuszek do brzuszka! - nawołuje położna Teresa Szmańda do panów, trzymających fantomy niemowląt. Przyszli ojcowie mają wczuć się w rolę matek w trakcie karmienia. Patrzymy i nie wierzymy, ale to podobno dziś prawie norma. W Kujawsko-Pomorskiem działa już ponad 20 szkół rodzenia.
Szkoły są różne. Jedne zakładają same położne. Inne - przedsiębiorcy, którzy położne zatrudniają. Kolejne otwierają doule, czyli tzw. towarzyszki porodu. W szkołach, które mają podpisane kontrakty z NFZ, przyszli rodzice za naukę nie zapłacą. W pozostałych kosztuje ona ich około 300-600 złotych za kurs.
Wybór szkoły pozostawiamy zainteresowanym. Niech sami zdecydują, komu chcą zaufać. Dziś bliżej przedstawimy dwie szkoły rodzenia - toruńską „Szkołę Mamy i Taty” i bydgoską „Akademię z Brzuszkiem”. Różnią się, choć łączy je ta sama pasja.
„Czy mogę przyjść z tatą dziecka?”
- To jedno z pierwszych pytań, które zadają nam w mailach przyszłe mamy. Oczywiście, że mogą! Więcej, jest to nawet wskazane. Ciąża, poród, połóg, opieka nad dzieckiem - dziś mama i tata coraz częściej chcą to przeżywać razem, dzielić się obowiązkami. U nas drzwi dla par są szeroko otwarte - podkreśla położna Teresa Szmańda ze „Szkoły Mamy i Taty”.
Pewnie, że jakiś odsetek odważnych tatusiów zasłabnie potem przy porodzie. To jasne, że niejeden spanikuje w przyszłości przy pierwszej gorączce malucha. Jeśli jednak wraz z mamą dziecka przejdą przez szkołę rodzenia, nie tylko wiele się nauczą. Z pewnością będą większym wsparciem, bo pewne rzeczy zrozumieją.
Mija godzina 17.00 i w toruńskiej szkole zaczynają się warsztaty „z karmienia”. Mamy i tatusiowie dostają lalki wielkości niemowląt i na początek słyszą, że...
- Przy karmieniu obowiązują dwie podstawowe zasady. Pierwsza dotyczy miejsca. Musicie siedzieć wygodnie, bo po prostu ścierpniecie. Karmienie trwa średnio 30-40 minut - wykłada położna. - Kącik do karmienia musi być wygodny, najlepiej wyposażony w poduszki i coś pod nogi. Nie zapominajcie o wodzie mineralnej. Niech stoi blisko, bo w trakcie karmienia zawsze chce się pić...
Rodzice tulą plastikowe niemowlęta i słuchają dalej. Zasada numer dwa dotyczy sposobu trzymania niemowlęcia.
- Brzuszek do brzuszka! - nawołuje Teresa Szmańda do panów, którym przyłożenie niemowlęcia wychodzi na razie koślawo. Ale ćwiczą pilnie i jest coraz zgrabniej.
Większość dzisiejszej grupy zostanie rodzicami już niedługo. Terminy mają średnio za około dwa miesiące. Ich maluchy najczęściej na świat przyjdą w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym na Bielanach, bo w Toruniu nadal działa tylko jedna porodówka („W 2017 roku taki brak wyboru to skandal” - głośno mówi część kursantów).
Nieliczni z grupy, jak Kasia i Adam, postawili na Bydgoszcz. - Poznaliśmy już tyle złych opinii na temat toruńskiej porodówki, że chcemy rodzić w szpitalu MSWiA w Bydgoszczy. Jak tylko zacznie się rozwarcie, zaraz tam ruszamy. Jeśli nas nie przyjmą, podjedziemy do kolejnej bydgoskiej lecznicy - zdradza plan Adam.
Czego przed tą godziną zero nauczą się w toruńskiej szkole rodzice?
„Karmienie to nasz konik”
Na kurs w „Szkole Mamy i Taty”, jak przewiduje NFZ, zapisać się może mama (z tatą) po 21 tygodniu ciąży. Szkołę prowadzą dwie położne. Teresa Szmańda to mgr położnictwa, specjalistka z pielęgniarstwa położniczego, certyfikowany doradca laktacyjny i instruktorka Aktywnej Szkoły Rodzenia. Jako położna pracuje w Toruniu od niemal 30 lat. Beata Kalinowska to specjalistka pielęgniarstwa położniczego i neonatologicznego. Od wielu lat pracuje na sali porodowej w Chełmży i jest po prostu dobra w tym, co robi.
- Kurs składa się z wykładów na temat ciąży, porodu, pielęgnacji noworodka, karmienia naturalnego (to nasz konik!), połogu oraz zagadnień prawnych, jak np. prawa pacjenta czy prawo do zasiłków - wylicza Beata Kalinowska. - Teorii towarzyszy praktyka, czyli gimnastyka, przygotowująca do porodu oraz rozmaite zajęcia warsztatowe.
To, czym szkoła się szczyci, to oferta kompleksowa. Tutaj rodzice nie tylko przejdą kurs podstawowy, ale mogą też skorzystać z jogi dla ciężarnych, nauki pierwszej pomocy przedmedycznej, poradnictwa laktacyjnego (to wszystko odpłatnie).
- Oferujemy też bezpłatną, bo w ramach NFZ, środowiskową opiekę poporodową, czyli sześć tzw. wizyt patronażowych. Po raz pierwszy w domu matki jesteśmy już po 24 godzinach od jej wyjścia ze szpitala. Pomagamy przy karmieniu, sprawdzamy poziom bilirubiny u dziecka (to w związku z żółtaczką poporodową), podpowiadamy, jak rozwiązywać problemy związane z pielęgnacją noworodka. I po prostu rozmawiamy - mówi Beata Kalinowska.
Szkoły rodzenia - dlaczego warto?
Korzyści jest przynajmniej kilka. Tu chodzi nie tylko o wiedzę, ale i relację z partnerem, o oswojenie lęków, grupę wsparcia. Uczestnictwo w zajęciach pomaga zrozumieć proces porodu, a także zwiększa szansę na to, że kobieta nie będzie podczas niego sama. Mężczyźni, którzy biorą udział w spotkaniach, lepiej rozumieją potrzeby partnerek, zazwyczaj towarzyszą im i wspierają, zarówno w czasie ciąży i porodu, jak i po narodzinach dziecka. Badania wykazały, że długość porodu kobiety nieprzygotowanej, rodzącej po raz pierwszy wynosi około 8-12 godzin, natomiast kobieta przygotowana do porodu rodzi 6-8 godzin. U kobiet przygotowanych do porodu mniejsze jest prawdopodobieństwo uszkodzenia szyjki macicy (zdarza się u około 25 procent kobiet nieprzygotowanych i tylko u 6 procent kobiet przygotowanych do porodu). Mniejsza jest również potrzeba zastosowania znieczulenia podczas porodu czy utrata krwi podczas rodzenia łożyska. Dodatkową zaletą uczestnictwa w szkole rodzenia jest poznanie innych mam i ojców. - Obserwujemy, jak nasi kursanci stają się dla siebie najprawdziwszą grupą wsparcia. Wielu po prostu się zaprzyjaźnia - podkreśla położna Teresa Szmańda.
Doktor Google i teściowa
A rozmawiać ze świeżo upieczonymi mamami naprawdę jest o czym...
- Młode mamy często „wiedzę” czerpią z internetu. O tym, co podpowiada im doktor Google, można by książkę napisać - wzdycha Teresa Szmańda, a Beata Kalinowska potakuje. - Wciąż krążą mity o słabym pokarmie (nie ma takiego!), wpływie zjedzenia czegoś tam na pokarm (bzdura absolutna, bo oprócz alkoholu i witamin nic szybko się do niego nie przedostaje), że nie wspomnę o podgrzewaniu mleka matki na grzejniku jako sposobie na czkawkę u dziecka (to już „porada” z internetowego forum). Jeśli taką „wiedzę” zderzymy z niekoniecznie współczesnymi poradami mam i teściowych, w głowie matki powstaje niezłe zamieszanie.
Rolą położnych w trakcie wizyt patronażowych jest właśnie uspokojenie zaniepokojonej rodzicielki i przekazanie jej wiedzy rzetelnej.
„Mieliśmy złe doświadczenia”
Opuszczamy Toruń i udajemy się do Bydgoszczy. Tutaj poznajemy sekrety „Akademii z Brzuszkiem”. Te szkołę rodzenia przed pięcioma laty stworzył Michał Żmich z żoną. Najpierw działała przy szpitalu MSWiA, potem już samodzielnie.
- Skąd wziął się pomysł takiego przedsięwzięcia? Przyniosło go życie. Oczekując dziecka, odwiedziliśmy z żoną dwie szkoły rodzenia. I bardzo nam się nie podobały. Nie przystawały do współczesności - wspomina Michał Żmich.
Wraz z żoną postanowili, że w ich szkole nie będzie sztywnej atmosfery i tak samo sztywnych mebli. Chcieli przyjaznego klimatu, poduszek zamiast ławek i krzeseł, profesjonalnych fantomów niemowląt, zamiast starych lalek i, generalnie, otwartości na potrzeby rodziców.
- Zależało nam na obecności ojców w szkole, a także na praktycznym podejściu do tematu - objaśnia Michał Żmich. - Do dziś jestem głęboko przekonany, że rodzic nie musi znać na pamięć cykli hormonalnych. Ważniejsza jest konkretna wiedza o tym, jak przewinąć dziecko, jak reagować, gdy płacze, jak karmić.
Michał Żmich zawodowo nie miał nic wspólnego z położnictwem. Tworząc „Akademię z Brzuszkiem”, zatrudnił specjalistów. Oczywiście, miewał kłopoty z grafikiem położnych. W końcu to osoby pracujące w różnych porach doby. Ostatecznie jednak szkoła ruszyła i zdaje się, że przez kilka lat zdobyła zaufanie bydgoszczan. Wystarczy zerknąć na opinie w internecie.
„Szkoła musi dawać więcej i więcej”
Oferta „Akademii z Brzuszkiem” to kurs złożony z ośmiu spotkań. Na każde składają się dwie godziny zajęć teoretycznych i godzina ćwiczeń. Koszt: 550 zł w trybie zwykłym, 600 zł w systemie weekendowym.
Dziś ta bydgoska szkoła zawiesiła działalność i czeka na nowe otwarcie. Właściciele zaangażowali się w inny biznes i właśnie dopinają sprzedaż akademii.
- Baby boom widać gołym okiem, więc dla szkół rodzenia to dobry czas. Nie jest to jednak biznes, który sam się kręci. Młodzi rodzice są coraz bardziej świadomi i wymagający. Nie można stać w miejscu. Cały czas trzeba dawać więcej i więcej. Porady ratowników medycznych na okoliczność wypadków dzieci, chustowanie dzieci, masaż Shantala - to tylko przykłady zajęć, które wprowadziliśmy do oferty, odpowiadając na życzenia rodziców - podkreśla Michał Żmich.
Jaki wybór w regionie?
W Kujawsko-Pomorskiem działa już ponad dwadzieścia szkól rodzenia. Zdecydowana większość - przy szpitalach. W mniejszych miastach regionu rodzice specjalnego wyboru nie mają - albo skorzystają z tej jednej jedynej placówki, albo wcale. Ewentualnie gdzieś dojadą.
W miastach większych, jak Bydgoszcz czy Toruń, wybór już jest. Nie tylko miedzy nauką bezpłatną i płatną. Szkoły, jak wspomnieliśmy na wstępie, różnią się też programami i podejściem prowadzących. Więcej - różnią je też filozofie. Przykładem autorska szkoła rodzenia Marty Kokorzyckiej, douli z Torunia.
Empatyczna towarzyszka porodu, bo tak często określa się doulę, bardziej niż wiedzą stricte medyczną służy przekazem pokoleniowym kobiet, zgodnie z którym poród to proces naturalny i bezpieczny. Wyróżnia ją elastyczność oferty - tę szkołę rodzenia można skończyć indywidualnie w domu, grupowo, na kursie zwykłym i cesarskim (gdy planowane jest cesarskie cięcie). Wybór należy do rodziców.