Rodzice: Nie ma przyborów i zabawek. Samorządy: Potrzebujemy jeszcze rok. Choć połowa września dawno za nami, reformowane szkoły daleko odbiegają od tego, jakimi chcieliby je widzieć rodzice. Najwięcej zarzutów mają w stosunku do szkół podstawowych powstałych w byłych gimnazjach. Brakuje w nich pomocy dydaktycznych, zabawek, nie wszędzie zakończyły się remonty sanitariatów. Są placówki, w których remonty toalet nawet jeszcze się nie zaczęły. Samorządy stawiają sprawę jasno: nie zdążyliśmy z wszystkim na czas. Co poniektórym zabrakło też pieniędzy.
Wieszaki w szatniach są za wysoko, remonty łazienek dopiero w trakcie, w salach brakuje pomocy dydaktycznych i zabawek, o placach zabaw przy budynkach już nie wspominając - punktują niedogodności w szkołach swoich pociech rodzice. Najmniej przygotowane na przyjęcie pierwszoklasistów okazały się podstawówki powstałe w obiektach dotychczasowych gimnazjów.
- Dzieci poza ławkami i krzesłami niewiele mają do dyspozycji. Brakuje pomocy szkolnych, zabawek, nie ma placów zabaw - ubolewa mama Zuzi, uczennicy jednej z gliwickich szkół.
W SP nr 4 w Orzeszu-Jaśkowicach w pow. mikołowskim rodzice ogłosili właśnie zbiórkę brakujących lektur. W SP nr 56 w Katowicach jedna z klas jest tak liczna, że uczniowie z lekcji na lekcje muszą nosić ze sobą... krzesła (bo sale nie zostały przygotowane na tyle osób). W gliwickiej „trzynastce” za świetlicę robi salka parafialna. Samorządy nie owijają w bawełnę, dostosowanie i wyposażenie wszystkich szkół do wdrażanej od września reformy edukacji zajmie im w najlepszym wypadku jeszcze rok.
Remonty w szkołach - przypomnijmy - były konieczne, bo do budynków wygaszanych gimnazjów we wrześniu przyszły uczyć się siedmiolatki, a w gmachach podstawówek zostali starsi uczniowie.
- Sale, owszem, zostały wyposażone w meble dla maluszków, są pomoce w świetlicach, ale łazienki remontu to chyba nie widziały - ocenia pani Anna, mama małej Julki, pierwszoklasistki jednej z pogimnazjalnych podstawówek. - Krany moim zdaniem są za wysoko, tak samo wieszaki na kurtki - wymienia.
Mama Zuzi z Gliwic doniosła nam z kolei, że w szkole córki brakuje pomocy dydaktycznych dla najmłodszych, nie ma też zabawek ani placu zabaw.
Są za to niemałe wydatki. Samorządów, rzecz jasna. Bo choć gminom z pomocą miało przyjść Ministerstwo Edukacji Narodowej, wypłacając pieniądze z rezerwy subwencji oświatowej, to resort nie wszystkie „rachunki” uwzględniał.
Ruda Śląska obliczyła, że na dostosowanie swoich szkół do nowych przepisów potrzebuje dwa miliony zł. Z ministerstwa otrzymała nieco ponad 400 tys.
- Dyrektorzy szkół doposażyli pomieszczenia dydaktyczne i świetlice m.in. w meble i pomoce. Przed nami jeszcze remonty sanitariatów, dalsze doposażanie świetlic i sal - wymienia Adam Nowak z rudzkiego magistratu. - Nie zdążyliśmy, nie stać nas też, żeby zrobić wszystko od razu - przyznaje.
Jak wylicza, samo dostosowanie czterech pogimnazjalnych podstawówek do potrzeb najmłodszych dzieci kosztować będzie tu 385 tys. zł.
Z tych samych powodów wymaganych remontów nie przeszła też część placówek w Częstochowie.
Dalej piszemy o:
- kłopotach z remontami w innych szkołach,
- problemach z ustawieniem planów lekcji,
- opinii w tej sprawie Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień