W szpitalu im. WAM przy ul. Żeromskiego w Łodzi do niedzieli wstrzymano przyjęcia planowe na ortopedii. Dwoje pacjentów ma bakterię.
Kobieta i mężczyzna, którzy leżeli na oddziale ortopedycznym (czwarte piętro) w tzw. dużej jego części, jest zakażonych Clostridium difficile. To bakteria jelitowa, która wywołuje biegunkę i z łatwością może przenieść się na innych pacjentów. Chorzy zostali odizolowani, a ta część oddziału, w którym leżeli - musi przejść dezynfekcję. Dyrekcja szpitala wstrzymała planowe przyjęcia pacjentów do tej części łódzkiej ortopedii.
- U dwóch pacjentów stwierdzono biegunkę, a badania laboratoryjne potwierdziły obecność bakterii. Podjęliśmy działania, które polegają na odizolowaniu tzw. dużej strony oddziału, czyli tej, gdzie wykonywane są większe zabiegi. Pozostała część ortopedii funkcjonuje normalnie - mówi Jacek Dudek z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. WAM w Łodzi.
Z naszych informacji wynika, że jedna pacjentka przyjechała do szpitala z niewyleczoną bakterią i zakaziła innego chorego.
Pacjenci zostali odizolowani, będą też wypisywani sukcesywnie do domu, jeśli pozwala na to ich stan zdrowia. Chodzi o to, by ta „zakażona” część ortopedii w WAM-ie została pusta i można było przeprowadzić w niej dezynfekcję.
Planowe przyjęcia pacjentów, a tym samym ich poważne zabiegi, zostały wstrzymane do niedzieli. To czas, jakiego potrzeba na oczyszczenie oddziału i zapewnienie bezpieczeństwa pacjentom oraz personelowi, by bakteria nie rozprzestrzeniła się po całym szpitalu. - W poniedziałek cały oddział będzie normalnie funkcjonował - zapewnił nas wczoraj Jacek Dudek.
Dyrekcja szpitala uspokaja także, że praca w placówce z powodu bakterii nie została sparaliżowana i jeśli ktoś potrzebuje pomocy, z pewnością ją otrzyma, także na ortopedii. Działania szpitala nadzoruje łódzki sanepid, który dostał zgłoszenie o podejrzeniu ogniska bakterii.
- Szpital postępuje zgodnie z procedurami, pododdział zostanie poddany dekontaminacji - potwierdza Zbigniew Solarz, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi.
Problem jednak jest o wiele poważniejszy, bo w ostatnim czasie pacjentów zakażonych laseczkami bakterii Clostridium jest więcej. Właściwie nie ma dnia, by łódzki szpital zakaźny im. Biegańskiego nie przyjmował takiego chorego, bo to tam trafiają oni na leczenie.
- To jest niestety bardzo często bezmyślny efekt antybiotykoterapii - mówi dr Piotr Krawczyk, zakaźnik ze szpitala im. Biegańskiego w Łodzi. - Bakteria produkuje własną toksynę wydzielającą duże ilości wody, dlatego u chorego występują tzw. wodniste stolce. Biegunka powoduje zaburzenia elektrolitowe, które mają wpływ na czynność serca. Młode osoby mogą to przejść lekko, ale dla tych obciążonych chorobami problem jest poważniejszy - dodaje lekarz.
Antybiotyki, którymi dziś leczymy nawet grypę, niszczą w organizmie fizjologiczną florę jelitową, a tym samym powodują namnażanie tej bakterii. I choć lekarze razem z lekami przepisują osłonowo probiotyki, rzadko kto je wykupuje w aptece. A to błąd, bo one mają sprawić, by prawidłowa flora nie została zaburzona.
- Leczenie bakterii jest długotrwałe i wielotygodniowe z prawdopodobieństwem nawrotu. Jeśli pacjent już raz chorował, przy następnej antybiotykoterapii bakteria może znów powrócić - ostrzega dr Piotr Krawczyk.
Bakteria przenosi się tzw. drogą brudnych rąk, więc bardzo łatwo można nią się zakazić. Leczenie jest bardzo drogie, leki kosztują nawet kilkaset złotych.