W Szprotawie od lat 60. centralnym miejscem uroczystości patriotycznych jest pomnik przyjaźni polsko-radzieckiej. Czy należy go
TAK: Dziś wiemy, jak wyglądała przyjaźń polsko-radziecka
nie
Taka była nasza historia. Czy tego chcemy, czy też nie
Krzysztof Burzyński, kustosz Izby Solidarności w Szprotawie:
Ze wspomnień 92-letniego Wiktora Patyka, pochodzącego ze Szprotawy, wynika, że pomnik przedstawiający żołnierza polskiego i radzieckiego przy ul. Niepodległości, powstał na początku lat 60. Z inicjatywy członków ZBOWiD-u. Czy należy go zburzyć?
Uważam go za relikt czasów, które słusznie minęły. Świadczy o zakłamywaniu historii. Przecież teraz dobrze wiemy, jaka była rola żołnierzy radzieckich wchodzących na nasze tereny. Jeśli chodzi o burzenie, to nie jestem skłonny do radykalnych działań. Myślę, że lepszym miejscem dla niego byłby cmentarz radziecki. Tam mógłby stanąć i nie budziłby żadnych kontrowersji. Na ten temat powinna się wypowiedzieć lokalna społeczność.
Ale ludzie nie chcą zmian. Jeszcze w ubiegłym roku pod pomnikiem odbywały się uroczystości patriotyczne. Można też zobaczyć pod nim nowe znicze.
Jest mi przykro, że w mieście praktycznie nie ma symboli Solidarności, przed którymi można organizować uroczystości. Uważam, że edukacja jest niezmiernie ważna. Z tego powodu staram się możliwie często spotykać z młodzieżą i zapraszać ją do Izby Solidarności, żeby opowiedzieć o naszej historii.
Pomnik zaprojektował artysta z Wrocławia, a ówczesna rada narodowa zapłaciła za niego 60 tys. zł. Tak wspomina tamte czasy W. Patyk. Na postumencie jest żołnierz radziecki, ale również polski, w rogatywce. Czy w takim razie „odciąć” polskiego żołnierza od radzieckiego?
Można się pokusić o zmianę jego wymowy. Przecież nie tylko radzieccy żołnierze wygrali wojnę. Uczestniczyło w niej również wiele innych nacji. Walczyli bohatersko i przelewali krew. Może należałoby zaznaczyć przynajmniej część prawdy historycznej na pomniku. Żeby skłaniał do refleksji i opowiadał o tamtych czasach.
Władysław Sobczak, wiceprzewodniczący rady miasta:
Gdy tylko zrobiło się cieplej, pod pomnikiem przyjaźni polsko-radzieckiej chętnie przysiada młodzież z pobliskiego LO, a starsi zajmują ławeczki na skwerku. Pytani o pomysł wyburzenia pomnika dziwią się, że komuś to przychodzi do głowy.
Ten pomnik to znak naszych czasów. Były takie, jakie były. Może to nam się nie podobać, możemy się buntować, ale to przecież kawałek naszego życia. Pomnik wpisał się w krajobraz tego miejsca, a ludzie nie odbierają go jako symbolu minionego ustroju, tylko część pejzażu.
Będzie Pan żałował, jeśli zapadnie decyzja o jego wyburzeniu? Będzie Pan przeciwko temu protestował?
Nie. Nie jestem sentymentalnie do niego przywiązany i nie zamierzam kruszyć kopii, żeby został w tym miejscu, ale uważam, że wyburzenie, czy też rozebranie go nie jest dobrym pomysłem. Nie należy w ten sposób podchodzić do pozostałości z przeszłości.
A jeśli zapadnie decyzja o wyburzeniu, to co wtedy? Kto powinien pokryć koszty rozbiórki?
To ważny problem. Jeśli wojewoda nakaże rozbiórkę, to państwo powinno pokryć jej koszty. Ale znając życie, to spadną one na samorządy. Rządy - czy ten, czy poprzedni nakładają na samorządy coraz więcej obowiązków, nie dając przy tym pieniędzy na ich realizację. Więc pod tym względem mam obawy, czy to nie będzie kolejny, kosztowny obowiązek, który trzeba będzie zrealizować.
Co powinno stanąć na skwerze zamiast pomnika przyjaźni polsko-radzieckiej? Czy są bohaterowie, którzy za jakiś czas znowu nie zaczną budzić kontrowersji?
To ważne pytanie. Gdyby nie było pomnika, to trzeba będzie w inny sposób zagospodarować teren. I też pewnie na koszt samorządu. Jeśli chodzi o bohaterów, to powinni zdecydować mieszkańcy.
Trwa akcja zmian ulic kojarzących się z byłym ustrojem. Czy powinna być prowadzona?
Lidia Sadłocha, kucharka z Żar
- Nie rozumie o co tyle hałasu i komu przeszkadzają te utrwalone przez lata nazwy ulic czy pomników. To przecież też kawał historii i wplecionych w nie ludzkich losów. Ciekawa jestem czy nasz kraj stać na takie wyrzucanie pieniędzy, bo przecież każda zmiana niesie za sobą określone koszty. Jeśli te pomysły rządu przejdą i tak zapłacimy za nie m podatnicy. A przecież te pieniądze można wydać na ważniejsze potrzeby, a tych nie brakuje.
Józef Dołbień, emeryt ze Skwierzyny
- Wiele zależy od kontekstu. Zbrodniarzy na pewno nie warto upamiętniać. Jeśli nazwa dotyczy jakiejś grupy, myślę że nie należy jej zmieniać. O tym, czy ktoś zasłużył na upamiętnienie, czy też nie, powinni zadecydować mieszkańcy, ale bezstronnie, nie biorąc pod uwagę ewentualnych kosztów, czy problemów z tym związanych.
Elżbieta Miszczuk, emerytka z Kostrzyna nad Odrą
- Absolutnie nie powinno się likwidować pominków i zmieniać nazw ulic. Burzymy pomniki i stawiamy inne a jak zmieni się ustrój to znów te będą burzyć. Przecież to jest historia. Popatrzmy na naszych sąsiadów w Seelow. Mają tam Muzeum Armi Radzieckiej i jakoś im nie przeszkadza. U nas zawsze szukają problemu tam, gdzie go nie ma. Jestem oburzona tymi pomysłami z dekomunizacją.
Katarzyna Sip, urzędniczka z Kargowej
- Uważam, że niewielu ludziom przeszkadz ają nazwy ulic. Ja też nie jestem za zmianą nazw, chociaż w naszym mieście nie ma takich, które nadawałyby się do wymiany. Na szczęście, bo przecież ludzie musieliby też zmieniać dowody osobiste i prawa jazdy. Kto za to zapłaci? Nasi parlamentarzyści? Władza powinna pamiętać, że ich decyzje oznaczają często wydatki i kłopoty dla ludzi.
Sławomir Gargasiewicz, historyk z Nowej Soli
- W przypadku nazw ulic uważam, że powinny one coś przypominać albo promować. W tym pierwszym przypadku należy przypominać także te elementy historii, które pokazują nasze błędy, ku przestrodze. Nie zawsze było pięknie. Nie można za to promować złych postaci, osób, które źle się zapisały. Im pomniki, czy ulice, nie należą się.
Antoni Kotowicz, emeryt z Zielonej Góry
- Jeśli Polska ma być dla Polaków, a jestem przekonany, że tak powinno być, to z ulic powinny zniknąć nazwy, które z polskością nie mają nic wspólnego. Lub co więcej, tej polskości w przeszłości szkodziły. Dlatego popieram propozycje zmiany nazw ulic. Jest ich wprawdzie już niewiele, w Zielonej Górze nawet nie przypominam sobie które, ale zmiany są konieczne. I trzeba to zrobić jak najszybciej.