Sztuka. To bardzo dobry łup dla złodzieja, który wie, jak go ukraść
Polska, podobnie jak inne kraje, stara się chronić swoje zabytki. Jednym ze sposobów jest prowadzenie „Krajowego wykazu zabytków skradzionych lub wywiezionych za granicę niezgodnie z prawem”.
Kradzież cennych znaczków w Muzeum Poczty i Telekomunikacji była prosta. Osoba znająca zbiory i zawartość magazynów, skorzystała z okazji i podmieniła cenny arkusz znaczków na, hmm, filatelistyczne badziewie. Zapewne wykorzystała przy tym pewną naiwność osoby odpowiedzialnej za zbiory i jej niefrasobliwość w odniesieniu do przepisów.
Te zresztą są jasne. Zarówno ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (z 2003), jak i rozporządzenie w sprawie zabezpieczania zbiorów muzeum przed pożarem, kradzieżą i innym niebezpieczeństwem grożącym ich zniszczeniem lub utratą (z 2014 roku). Ustawodawca uznał, że w muzeach co 3 lata (5 jeśli zgodzi się organ nadzorczy) przeprowadza się skontrum całych zbiorów, czyli wielką ich inwentaryzację.
W Muzeum Miejskim Wrocławia w wygląda to tak: w komisjach inwentaryzacyjnych składają się z pracowników muzeum (ale nie pracowników danego działu). Nie wiem, jak rozwiązało to Muzeum Narodowe we Wrocławiu, bowiem osoba zatrudniona na stanowisku Głównego Inwentaryzatora odsyła do rozporządzenia ministra kultury. Można przypuszczać, że procedury nie różnią się szczególnie od tych stosowanych w innych placówkach.
Jednak w przypadku ochrony zabytków najważniejsze pytanie nie dotyczy niefrasobliwości, zaniedbań czy źle przeprowadzonego skontrum. Pytanie powinno brzmieć: czy jesteśmy w stanie uchronić się przed kradzieżami dzieł sztuki? Jestem zdania, że nie. Dlaczego? Zapraszam do lektury.
Kradzież w Lubiążu:
Ten rabunek był dokładnie przygotowany. Złodzieje dostali się do składnicy muzealnej między 1 a 5 kwietnia 1994 r. i ukradli 16 dzieł sztuki należących do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Włamywacze wspięli się na dach i przeszli w kierunku pomieszczeń klasztornych i opuścili się na niszę okienną, która znajduje się 10 metrów nad dziedzińcem. Po wypchnięciu okna magazyny stały otworem. Po robocie usunęli ślady włamania, dlatego nie wiemy, kiedy do niego doszło.
Wiadomo, że większość skradzionych obrazów to prace twórców śląskich i niemieckich z XVIII i XIX w. Policja uznała, że bardzo prawdopodobne, iż była to kradzież na zamówienie (raczej spoza Polski), dlatego rozpoczęto międzynarodowe poszukiwania. Tę wersję potwierdza fakt, iż po kilku latach ciszy część obrazów „wypłynęła” na rynku niemieckim.
Złodzieje na Podlasiu:
Muzeum Podlasia Południowego w Białej Podlaskiej ma bogatą kolekcję ikon rosyjskich XVII - XIX wieku. Trzon kolekcji (około 1400 obiektów) stanowią konfiskaty celne. 8 maja 2016 r. z ekspozycji „Ikona święta tajemnica” złodziej ukradł „Św. Michała Archanioła” (wykonanego temperą na desce, na przełomie XVIII/XIX wieku w Rosji). Złodziej wykorzystał nieuwagę pracownika nadzorującego kolekcję...
Łódzka kradzież na urzędnika:
W ubiegłym roku, nomen omen 8 maja, do jednego z domków jednorodzinnych na Julianowie zapukały dwie osoby. Właścicielka wpuściła złodziei, którzy podawali się za pracowników Urzędu Miejskiego. Przestępcy wykorzystali nieuwagę starszej pani i wynieśli autoportret Teodora Axentowicza z żoną i dzieło nieznanego autora, przedstawiające rybaka z fajką.
Holendrzy bez Van Gogha:
Nie tylko w Polsce dochodzi do spektakularnych kradzieży dzieł sztuki. W nocy z 7 na 8 grudnia 2002 skradziono z Muzeum Van Gogha dwa obrazy: „Plaża w Scheveningen” i „Wyjście kongregacji z kościoła w Nuenen”. Złodzieje weszli przez dach. Zostały po nich wybite okno i ponad 4-metrowa lina. Policjanci byli zdumieni, że złodziejom udało się wejść do budynku stale patrolowanego przez strażników, zaopatrzonego w kamery i czujniki wykorzystujące podczerwień. Chociaż sprawców kradzieży (Octave Durhama i Henka Bieslijna) złapano, obrazów nadal nie odnaleziono.
Napad z bronią w ręku:
23 sierpnia 2004 zamaskowani i uzbrojeni bandyci wdarli się do Muzeum Muncha w Oslo. Złodzieje zrabowali słynny „Krzyk” i „Madonnę”, obrazy warte 100 mln euro. Policja zjawiła się po 15 minutach, a norweski minister kultury powiedział: „Nie chroniliśmy naszego kulturowego dziedzictwa tak jak należy”. Norweska policja odzyskała „Krzyk” po dwóch latach i 9 dniach. Informację o miejscu jego przechowywania przekazał przestępca sądzony w procesie o napad na bank. A tak przy okazji, „Krzyk” po raz pierwszy skradziono w 12 lutego 1994 r., policja odzyskała go po trzech miesiącach.
Jedyny polski Monet:
Jedyny obraz Claude’a Moneta w polskich zbiorach to „Plaża w Pourville”, własność Muzeum Narodowego w Poznaniu. W 2000 roku, dokładnie 19 września, okazało się, że ktoś wyciął z ram oryginał i zastąpił go kopią. Kiedy? Na to pytanie nie potrafiono dać odpowiedzi. Wydawało się, że obraz przepadł, jednak 12 stycznia 2010 odnaleziono dzieło w jednym mieszkań w Olkuszu. Złodziej tłumaczył, że nie zamierzał obrazu sprzedać, ukradł go z miłości do Moneta.
Pamiętajmy też o szoku, jaki wywołała kradzież w Auli Leopoldyna Uniwersytetu Wrocławskiego (1997 r.), gdzie z ram wycięto portrety rektorów. Na zamówienie. Jedynie dwa udało się odzyskać, a co z resztą? Sprawa jest skomplikowana, ponieważ po 15 latach sprawa jest przedawniona, a złodziej bezkarny. Jeśli uda się odnaleźć obrazy, teoretycznie mogą one wrócić do właściciela czyli Uniwersytetu Wrocławskiego. Teoretycznie, ponieważ trzeba będzie udowodnić ich obecnemu posiadaczowi, że nabył je „w złej wierze”...
Czy trzeba więcej przykładów, by się przekonać, że najlepsze zabezpieczenia są zawodne? Inna sprawa, że najcenniejsze obrazy trudno sprzedać. Bo kto kupi „Wieżę Babel” Pietera Bruegla czy Monę Lisę (znaną jako „Gioconda”) Leonarda da Vinci?