Szwedzki. Śląski Banksy, który nie stroni od komentowania polityki
Szwedzki, koleś w żółtej koszulce i dżinsach, zdobi mury, płoty i ściany w całej aglomeracji. Celnie, choć ironicznie, komentuje różne wydarzenia. Skąd się u nas wziął? Ze Szwecji?!
Pewnego szarego dnia, typowego dla przemysłowego śląskiego regionu, pojawiła się postać, która była absolutnym kontrastem dla niezbyt kolorowej rzeczywistości. Rażąca jak promienie słońca żółć koszulki, niebieskie dżinsy i niepasujące do tego czarne, zmierzwione włosy. I słowa. Zamknięte w chmurach, trafiały w cel niczym świetnie wyszkolony snajper. Czasem wyśmiewały nasze przywary, a czasem trafnie komentowały naszą szarą, śląską rzeczywistość. Ale nie tylko...
Cóż, że ze Szwecji
Śląsk poznał Szwedzkiego w 2000 roku. Dokładniej po raz pierwszy mieli z nim styczność mieszkańcy Zagłębia, gdzie artysta, kryjący się pod tym pseudonimem, zostawiał swoje pierwsze ślady. - Zawsze lubowałem się w sztuce survivalu, dlatego uznałem, że w szwedzkim dobrobycie niczego więcej się nie nauczę - opowiada nam kulisy swojego przybycia na Śląsk Szwedzki, z charakterystycznym dla siebie humorem. - Wymyśliłem więc, że muszę się przenieść do kraju o mniejszej dbałości o obywatela, gdzie prawdziwą sztuką jest przeżyć - dodaje artysta.
- Myśląc nad tym zbierałem w pobliskim lesie rośliny oraz zwierzęta, które następnie planowałem skonsumować wieczorową porą, jednak tego razu myśli o emigracji przyćmiły mój umysł na tyle mocno, że nieopacznie spośród zarośli wytargałem zamiast przypraw - rośliny halucynogenne, w wyniku czego przy spożywaniu posiłku urwał mi się film i obudziłem się po kilku dniach w Polsce, a konkretnie w Sosnowcu - opowiada.
Jak zaznacza, Sosnowiec nie był przypadkowym miastem. - Sosnowiec jest jedynym miastem w Polsce położonym na południu i jednocześnie mającym dostęp do morza. To musiało wpłynąć w jakimś stopniu na cel mej nieświadomej podróży, ponieważ Bałtyk pokonałem wpław - wspomina.
W Sosnowcu właśnie powstały pierwsze charakterystyczne "szwedziki", jak nazywa swoje prace artysta, o którym niedawno głośno było przy okazji jednego z nich, który powstał w sąsiedztwie wież Stalexportu w Katowicach i głosił "Je suis Charlie". - W tym przypadku postanowiłem solidaryzować się z innymi artystami i z satyrykami "Charlie Hebdo", jednak nikomu nie chcę narzucać konkretnego toru myślenia i interpretacji - przyznaje Szwedzki.
Z Sosnowca było zresztą blisko do innych miast: Katowic, Chorzowa czy Siemianowic Śląskich, gdzie wiele jego prac okala mury miejskie. Siemianowice, a dokładniej dzielnica Hugo, stała się miejscem pamiętnej bitwy pomiędzy Szwedzkim a inną artystką uliczną - Moną Tusz. Jako narzędzi użyli puszek z farbą, a amunicją były słowa. Z tej bitwy nikt jednak nie wyszedł zwycięsko. - Do tej pory mamy swój kąt widzenia na tamten temat i prawidłowości działań - wspomina Szwedzki. - Z Moną nie współpracujemy i nie współpracowaliśmy nigdy, ale też nie rywalizujemy, znamy się, i to wystarczyło, aby konflikt złagodzić, choć nie powiem, bawiłem się przednio - śmieje się Szwedzki dodając, że prace jego "rywalki" to zupełnie inna bajka, która nie wpisuje się w satyryczny charakter jego prac.
A te zdecydowanie mają prześmiewczy charakter, choć zdarzały się właśnie takie wyjątki jak ten przy Stalexporcie czy komentarz dotyczący likwidacji kilku śląskich kopalń, gdzie postać Szwedzkiego stoi na tle szybu kopalnianego, a nad nim unosi się chmurka słów "Nie beda Kopacz".
- Jeśli chodzi o górników, to temat na osobną historię, ale w skrócie: każdy rozumny człowiek widzi, jak nasz rząd próbuje sprzedać wszystko, co da się ogolić. Tak jest np. z górnictwem, ale to tylko ostatni gorący temat, a naprawdę tak jest ze wszystkim, co nasz kraj ma. To widać i to coraz bardziej wkurza - mówi Szwedzki.
Jaki kraj, taki Banksy
Artysta komentuje jednak najczęściej to, co nas otacza, sprawy, które są bliższe zwykłemu mieszkańcowi Śląska. - Tak naprawdę najbardziej lubię "szwedziki" w zwyczajnych miejscach, gdzie to po prostu pasuje. Przykładowo Szwedzki mówiący "Lubię często fresco z Tesco" czy "Tu społem" to moi ulubieńcy. Każdy, nawet niewtajemniczony, widząc to miejsce od razu łączy fakty, a w efekcie się uśmiecha i o to chodzi!
Przez kilkanaście lat działalności Szwedzki stał się marką. Od jakiegoś czasu można nabyć np. T-shirty, pudełka na śniadanie, czy... musztardę zilustrowane pracami Szwedzkiego. - Musztarda jest akurat bonusem dodawanym do koszulek z kolekcji "Smacznego", pakowanych w styropianowe opakowania na wynos i w tym kontekście tak, Szwedzki stał się marką - mówi artysta, który zarazem podkreśla, że ta strona jego działalności jest po prostu kolejnym nośnikiem jego prac. - Dodatkowo daję ludziom możliwość posiadania Szwedzkiego na własność. Mają poczucie, że jest się jednym z nielicznych, bo serie są limitowane i mają średnio po 30 sztuk. To nie jest liczba, na której można jakoś megazarobić. Raczej zarabiam nimi na kolejne serie, dając sobie przy okazji mały napiwek.
Stąd też artysta nawet na moment nie rozstaje się z postacią Szwedzkiego, czasem współpracując z innymi artystami ulicznymi. Najczęściej można go zobaczyć w towarzystwie Franka Myszy. - Franczesco to mój znajomy z ekipy, tworzymy 0700team i siłą rzeczy czasami powstają wspólne prace, nie za często, nie za rzadko, ale w sam raz - podkreśla Szwedzki, którego niektórzy nazywają śląskim Banksym. - Hehee... Słyszałem takie określenia i nie będę kryć faktu, że bardzo pozytywnie łechcą moje ego, ale skoro tak mówią, to ja może od siebie dodam tylko, że jaki kraj, taki Banksy.