Szybki Henio i dzielny tata. Paweł Reich przyjął poród swojego syna Henryka
Mały przyszedł na świat niespodziewanie, na kafelkach w kuchni. Z tamtej nocy pan Paweł pamięta niewiele. Działał automatycznie, instruowany przez ratownika z numeru 112. To on uratował życie swoje syna Henia.
Maria Ochinowska i Paweł Reich mieszkają w bloku na toruńskiej Skarpie. Do niedawna mieli pod opieką czwórkę udanych dzieci - 12-letniego Michała, 9-letnią Zuzię, 7-latkę Różyczkę oraz 2-letniego Jerzyka. Wiadomo było, że w czerwcu rodzina się powiększy, bo pani Maria była w ciąży. Rodzice znali płeć dziecka, wybrali imię - Henryk. Nie spodziewali się jednak, jak trudny scenariusz napisze im życie.
- Byłam pod stałą opieką lekarza, a w niedzielę pojechaliśmy do szpitala na kontrolne badanie KTG. Wszystko było w porządku. Kazali nam jechać do domu i spokojnie czekać na rozwój wypadków - wspomina pani Maria. - Położyliśmy więc dzieci do łóżek i sami poszliśmy spać.
Okręcona pępowina
Tuż po północy panią Marię obudziły skurcze. Nie przypuszczała jednak, że akcja porodowa nabierze takiego tempa. Tak się Heniowi spieszyło na świat. Nie było już czasu na wzywanie taksówki, a karetka na pewno nie zdążyłaby dojechać. I tu inicjatywę musiał przejąć pan Paweł.
- Byłem jak w transie, bo doszło do mnie, że ich życie zależy od tego, jak się zachowam - opowiada. - Najpierw miałem problem nawet z wykręceniem numeru 112. Potem zacząłem słuchać instrukcji. Kiedy pokazała się główka, pomyślałem, że zaraz wszystko dobrze się skończy. A najgorsze było przede mną.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień