Szymon Majewski w reklamie z piękną dobrzynianką [rozmowa, zdjęcia]
Kamila Wenderlich, piękna dobrzynianka, wraz z innymi cheeleaderkami, wzięła udział w dynamicznej reklamie, której twarzą jest Szymon Majewski.
- Z czym kojarzy się pani dzieciństwo, spędzone na pięknej ziemi dobrzyńskiej?
- Z beztroską, mnóstwem radości. To tu mieszka cała moja rodzina, więc staram się jak najczęściej ich odwiedzać. Kocham to, że każde miejsce, każdy zakątek tego miasteczka ma swoją historię, którą znam i wspominam z uśmiechem na twarzy. Wiem, że w większym mieście jest więcej możliwości i perspektyw na rozwijanie się młodzieży, ale życie w tak małym miasteczku, z rodziną przy boku, wykształciło we mnie wiele pozytywnych cech charakteru i wartości, które pielęgnuję do dziś.
- Pani pasje także narodziły się tutaj, w Dobrzyniu nad Wisłą.
- Od najmłodszych lat byłam bardzo aktywna fizycznie. Uwielbiałam i uwielbiam każdą formę sportu. Od lekkoatletyki po gry zespołowe. Fascynował mnie windsurfing i piłka nożna. Windsurfing ze względu na pasję mojego chrzestnego Andrzeja Świętego, który osiągał sukcesy w tej dyscyplinie już jakiś czas temu. Piłka nożna dlatego, że mój tata grał i śledził rozgrywki piłkarskie. Ja jednak poszłam swoją, taneczną drogą, czego nie żałuję.
- Skąd taniec?
- Byłam samoukiem do piętnastego roku życia. Włączałam sobie teledyski popularnych zespołów i próbowałam naśladować ich ruchy. Układałam swoje choreografie przed małym lustrem w ciasnym przedpokoju. Już wtedy wiedziałam, że to jest właśnie to, co chcę robić w najbliższej przyszłości. Zapisałam się na zajęcia taneczne we Włocławku i po krótkim czasie, zauważona przez trenerkę, awansowałam do Anwil Dance Team - cheerleaderek z Włocławka.
Jak czuła się pani na parkiecie, przed tysiącami kibiców? - Już po pierwszym występie na parkiecie zdałam sobie sprawę, że ta adrenalina, połączona z przyjemnością tańca przed publicznością, szybko mi się nie znudzi. Dla zespołu koszykarskiego Anwil Włocławek tańczyłam prawie cztery lata. I tak cheerleadingiem zajmuje się już dziewiąty rok. W innym zespole cheerleaderek, ale z tym samym zaangażowaniem i pasją.
- Studiowała pani w Gdańsku. Wybór miejsca i uczelni to przypadek?
- Ukończyłam liceum ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika we Włocławku i po maturze składałam papiery do różnych miast w Polsce. Los chciał, że zdecydowałam się na Gdańsk. Nie ze względu na Uniwersytet Gdański i kulturoznawstwo, na które się dostałam. Myślę, że ten wybór to kwestia szczęścia, przypadku i intuicji, które razem wzięte sprawiły, że tu zamieszkałam. Początkowo przerażała mnie odległość od rodzinnego miasta, ale stwierdziłam, że spróbuję. Nikogo na Pomorzu nie znałam, nie miałam tu żadnej rodziny. Ciężko było się zaaklimatyzować, ale na szczęście zaczęłam tańczyć jako cheerleaderka, co pozwoliło mi na poznanie ludzi i znalezienie dodatkowego zajęcia. Zamierzam w Gdańsku pozostać na stałe. Więc w sumie wybór miasta i uczelni był bardzo trafny.
- Sport, studia... A są jeszcze przecież w pani życiu konkursy piękności!
- Gdy byłam małą dziewczynką marzyłam o tym. Przecież każda mała dziewczynka chce zostać księżniczką i nosić koronę na głowie. W 2011 roku, gdy bariera osiemnastu lat została przekroczona, wzięłam udział w castingu do Miss Polski Ziemi Toruńsko-Włocławskiej. Nikt, absolutnie nikt mnie do tego nie namawiał, to była moja inicjatywa. I tylko nieliczni wiedzieli o tym, że podjęłam się takiego zadania. To było sprawdzenie swoich możliwości i tego, jak konkurs wygląda od przysłowiowej kuchni. Sprawdziłam się, mimo iż byłam bardzo młoda. Przeszłam przez wiele etapów, aż do finałowej dziesiątki. To było dla mnie ogromne wyróżnienie i byłam z tego wyniku niesamowicie zadowolona. Cały czas z tyłu głowy wiedziałam, że brakuje mi tych dwóch centymetrów i większego doświadczenia życiowego. Traktowałam to jako wspaniałą przygodę i do tej pory pamiętam, że tak właśnie było.
- Kolejne pani etapy w życiu wiążą się już głównie z Gdańskiem.
- Tak, wyprowadziłam się do Gdańska, aby studiować, pracować, rozwijać się. Poznałam rzeczywistość i perspektywy większego miasta, poznałam samą siebie i swoje możliwości. Dzięki samodzielności i gospodarności nauczyłam się organizować czas i doceniać wartości, których nigdy nie byłam tak bardzo świadoma. Wtedy ponownie postanowiłam wziąć udział w konkursie Miss Polski. Wygrałam etap regionalny zostając Miss Polski Ziemi Pomorskiej. Główny tytuł był dla mnie czymś pięknym, ponieważ to była pierwsza wygrana w moim życiu. Zaczęły pojawiać się nowe oferty pracy i współpracy. Moje życie było pełne emocji, ale po tym konkursie naprawdę nabrało tempa.
- Modeling, moda? Pociągają panią?
- Przygoda z modelingiem rozwinęła się, ale nie na tyle, ile mogłabym w tej dziedzinie osiągnąć. To ze względu na napięty grafik i mnóstwo rzeczy, które na co dzień pochłaniają mój czas.
- Lubi pani gotować? Bo nie zdążyła pani w pełni pokazać tych umiejętności w "Piekielnej Kuchni", programie prowadzonym przez Wojciecha Amaro.
- Udział w tym telewizyjnym show był możliwy dzięki temu, że wygrałam najważniejszą nagrodę w konkursie Miss Polski 2015, czyli nagrodę od publiczności. Zostałam Miss Polski Widzów Polsatu i wystąpiłam w "Hells Kitchen" jako gość, wraz z innymi dziewczynami z konkursu oraz z misterami. To było ciekawe doświadczenie, choć rzeczywiście króciutkie. Ja lubię gotować, wiele osób które spróbowała moich dań było zachwyconych, ale ten talent odziedziczyłam niechcąco po najlepszej kucharce jaką znam, czyli mojej babci. Mam nadzieję, że moje dzieci w przyszłości będą zachwycać się moim jedzeniem tak, jak ja nieustannie zachwycam się potrawami mojej babci.
- Widziałam na profilu społecznościowym pani piękne zdjęcia z różnych stron świata. To zawodowe czy prywatne podróżowanie?
- Dopiero kilka lat temu odkryłam moją najnowszą pasję, czyli podróżowanie. Poznawanie nowych kultur, życia innych ludzi w obcych krajach, zwiedzanie pięknych miejsc. Nigdy nie spodziewałabym się, że aż tak mnie to wciągnie i że w ciągu tych trzech lat odwiedzę ponad trzydzieści europejskich miast oraz trzykrotnie Stany Zjednoczone. Uważam, że podróżowanie jest najlepszą formą edukacji jak i rozwijania swojej zaradności i osobowości. Prowadzę bloga na którym opisuję wszystkie swoje wyprawy.
- Żyje pani aktywnie, ale czy według jakiegoś planu? Czy bierze pani to, co życie przyniesie?
- Jeśli chodzi o moje plany na najbliższy czas to... ich nie mam. Już nie raz przekonałam się, że nie warto wybiegać w przyszłość i planować, co się będzie robiło za kilka lat. Ja mam swojego anioła stróża, który zawsze nade mną czuwa i podpowiada, co będzie dla mnie najlepsze. Moje życie samo weryfikuje pewne sprawy, ja tylko trochę pomagam moja pracą i zaangażowaniem. Wszystko się jakoś układa. Mam też wiarę w Boga, który pomaga przezwyciężyć gorsze dni i momenty zwątpienia, bo przecież każdy z nas takie chwile ma.