- Wójcie, błagam, zlituj się nad nami i zamontuj chociaż pięć lamp we wsi! - mówi Anna Małkowska z Przyborza, w gm. Brzeźnica. Mieszkanka na początku tego tygodnia napisała specjalną petycję do wójta, pod którą podpisały się prawie wszystkie osoby z tej niewielkiej wsi. - Została mi jeszcze jedna osoba i już będzie komplet - zaznacza pani Ania, która postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce.
- Rzecz w tym, żeby wójt wreszcie zainteresował się naszą miejscowością, która ciągle omijana jest szerokim łukiem - przekonuje. Przy tym, jak podkreśla, już pal licho te doszczętnie podziurawione asfalty i fakt, że w Przyborze nie ma chodnika. Chociaż te problemy też są niemałym utrapieniem. Jednak na mieszkanie w miejscowości, gdzie panują egipskie ciemności, godzić się już dłużej nie ma zamiaru.
Teraz, kiedy idzie zima i coraz szybciej robi się ciemno, mieszkańcom pozostaje siedzieć tylko w domu, aby nie doszło do nieszczęścia. Kobieta wspomina kilka sytuacji, w której ona i jej 4,5 letnie dziecko mogły stać się ofiarami tragedii. - Ostatnio, gdy jechałam z córeczką na rowerze, to sam kierowca się zatrzymał i stwierdził, że choć mam światło przy kierownicy, a na plecach kamizelkę odblaskową, to i tak słabo mnie nie widzi - zanosi się od płaczu przestraszona pani Ania. Niejednokrotnie lądowała też z dzieckiem w przydrożnym rowie, aby uniknąć zderzenia z pędzącymi przez wieś samochodami. - Najgorzej, gdy jest mgła albo deszcz pada. A kierowcy wcale nie zwracają uwagi na rowerzystów. Parę dni temu znów musiałam zjechać do rowu. A co by się stało, gdybym tam nie wjechała lub gdyby za mną na rowerku jechała moja Olga? - ociera łzy mieszkanka Przyborza.
- A wójt? Tyle lat siedzi w gminie na “stołku” i do tej pory jakoś nic nie zrobił dla naszej miejscowości, a my przecież też płacimy podatki - mówi kobieta i dodaje, że w Przyborze, to nawet placu zabaw nie ma i żadne festyny też nigdy nie mają tam miejsca. Najgorzej jednak wygląda sprawa z brakiem oświetlenia. Ludzie najzwyczajniej w świecie boją się o swoje życie i nie chcą już dłużej żyć, jak na średniowiecznej prowincji. - Mam dziecka do przedszkola nie odprowadzać? Córka bardzo garnie się do rówieśników i zaraz zapyta: Mamusiu , dlaczego nie idziemy, przecież jestem zdrowa. Z jej domu, aby dostać się do najbliższego i jedynego przystanku autobusowego we wsi, musi pokonać ponad kilometr. - Codziennie boję się o siebie, córeczkę, ale też o innych ludzi. Tutaj niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku - mówi kobieta, która uzbrojona w latarkę i światełka ledowe każdego dnia, rano i wieczorem, przedziera się przez ciemną wieś. Niestety, nie wszyscy mają samochody, a po zakupy trzeba jechać do Brzeźnicy. - Ja już nie mogę tego wytrzymać, jak nie będzie ratunku, to chyba będziemy się musieli stąd wyprowadzić - mówi załamującym głosem A. Małkowska.
Gospodarz gminy bezradnie rozkłada ręce, twierdząc, że problem braku oświetlenia nie dotyczy jedynie samego Przyborza. - Nawet w przyszłym roku nie ma szans na oświetlenie w Przyborze. Bo mamy problem, żeby w ogóle spiąć budżet na zadania zlecone - mówi nam Jerzy Adamowicz, wójt gminy Brzeźnica. - Po prostu nie mamy pieniędzy - dodaje.
Zdaniem wójta, radni już wcześniej też zgłaszali taki problem. Ale z drugiej strony, jak chcemy zwiększyć dochody, podnieść je o dosłownie parę groszy, to są temu przeciwni - narzeka. - Dochody jak najmniejsze, bo to obciąża własną kieszeń, a żądania maksymalne, jak się da. - wytyka wójt.
Na koniec przekonuje, że “wójt nie jest cudotwórcą i pieniędzy nie stworzy”. - To naprawdę nie jest moja złośliwość ani urzędu. Nas po prostu na to nie stać - przyznaje J. Adamowicz.