Ta córka umie prawie wszystko. A jak nie umie, to w każdej chwili może się nauczyć
Ma mnóstwo pomysłów, które czasem wydają się szalone. Większość realizuje. Bo to sprawia, że czuje się szczęśliwa: majsterkuje, odnawia stare meble i pomaga ludziom. Patrycja Niewińska-Bielawska została nagrodzona w naszej akcji Kobieca Twarz Regionu w kategorii „Córka”.
Najbardziej na świecie chciała podziękować swojej mamie – że jest wspaniała, opiekuńcza, no i w ogóle, że jest mamą. Chciała, by mama ubrała się elegancko, odpoczęła, została doceniona. – Uważam, że kobieta bez względu na wiek powinna być elegancka, czuć się pewna siebie i żyć pełnią życia. I czuć się młodo , bo najważniejszy jest duch, a nie przeżyte lata. Bardzo chciałam zdopingować moją mamę, by spojrzała na siebie inaczej niż zwykle – opowiada.
Dlatego zgłosiła ją do naszej akcji Kobieca Twarz Regionu.
– Ale szybko zorientowałam się, że w kategorii, w której startuje mama, jest tak duża konkurencja, że nie mam szans, by dostała się do finału. Do akcji zgłosiłam więc... siebie – uśmiecha się Patrycja Niewińska-Bielawska. Plan się powiódł: Patrycja dostała się do finału, a po rozmowie ze wszystkimi finalistkami jury uznało, że to właśnie ona jest Kobiecą Twarzą regionu w kategorii „Córki”. Jedna z nagród, jaką otrzymała, jest kilkudniowy pobyt z ekskluzywnym spa.
– Pojadę z mamą, oczywiście – zapowiada Patrycja.
Adam Jakuć, redaktor naczelny „Gazety Współczesnej” i „Kuriera Porannego”, a zarazem przewodniczący kapituły, tłumaczy, że Patrycja ujęła jurorów wszechstronnością zainteresowań, otwartą głową i odwagą: – Podczas rozmowy położyła przed nami na stole pędzel i szpachlę, bo uwielbia odnawiać stare zapomniane meble. Sama nauczyła się tego fachu, żeby udowodnić tacie i babci, że – tak jak oni – sama potrafi wszystko zrobić. Mało tego, praca z niepełnosprawnymi dziećmi i dorosłymi nauczyła ją tego, żeby nie oceniać powierzchownie ludzi, żeby każdemu dać szansę i wsparcie. Nieustannie kształci się i rozwija, aby spełniać swoje marzenia, ale najbardziej chciałaby uszczęśliwić swoich rodziców – opowiada o Patrycji Adam Jakuć.
A Patrycja od razu tłumaczy: – Przyniosłam szpachlę, ponieważ odnawianie mebli szalenie mnie odpręża. Gdy tylko chcę odreagować jakiś stres, zamykam się w garażu – jeśli jestem u rodziców, albo gdy jestem u siebie – w specjalnie zaaranżowanym do takich prac pokoju.
Jak mówi, robi to dla siebie, dla własnej satysfakcji. – Nic nie sprzedaję – zastrzega. Choć pochodzi z Klepacz koło Białegostoku, dziś mieszka przede wszystkim w Brukseli, gdzie wyjechała za mężem. – Bruksela to wspaniałe miejsce dla takich osób jak ja, dla ludzi którzy uwielbiają pracę ze starymi meblami – przekonuje. Dlaczego? Bo znalezienie starocia nadającego się do odnowy jest tam bardzo proste. – Gdy komuś znudzi się stary mebel, po prostu wystawia go na ulicę – opowiada Patrycja. Takie skarby może wziąć sobie wtedy każdy. – To często meble Ludwikowskie, którym brak na przykład klamek czy też jednych drzwiczek... – tłumaczy Patrycja. Dla niektórych takie wybrakowane nieco meble to już niepotrzebne śmieci – dla mnie to źródło radości.
Dzięki tej pasji i dom rodzinny Patrycji, i ten brukselski, pełne są aranżacyjnych niespodzianek. To na przykład czarna ściana z mnóstwem złotych i... pustych ramek na zdjęcia, które samodzielnie odnowiła. Albo rzeźbione głowy lwów ustawione jako ozdoba. Albo odnowiona komoda w stylu Ludwikowskim.
– A pierwszy stół oddałam koleżance do nowego mieszkania. Zyskał kolejne życie! – podkreśla z dumą nasza laureatka.
Pani od plastyki pokazała kierunek
Partycja od dziecka miała swoje zdanie. I od dziecka była ambitna – ale w ten zdrowy, niosący szczęście sposób. Lubiła robić tylko to, co sprawiało jej przyjemność. A gdy nie mogła – udowadniała całemu światu, że nie warto jej się sprzeciwiać. Bo i tak dopnie swego. A jak dopnie – będzie szczęśliwa!
– Od dziecka powtarzałam, że chcę uczyć się baletu albo pracować w cyrku jako akrobatka – uśmiecha się.
Niestety, gdy była mała, w Białymstoku jeszcze tego typu zajęć dla dzieci po prostu nie było. W zamian rodzice zapisali ją na... dodatkową plastykę. Na szczęście tak jej się te zajęcia spodobały, że brała w nich udział od drugiej klasy aż do samego końca podstawówki. – Bo miałam niesamowitą panią nauczycielkę – tłumaczy. – Świetnie pokazywała kierunek, w którym należy podążać. Pamiętam, jak kiedyś chciałam narysować drzewo. „Pamiętaj, że drzewo nie jest brązowe. Tam jest i żółty, i pomarańczowy, i zielony” – powiedziała mi. Wtedy zaczęłam bardziej przyglądać się otoczeniu. Zwracałam uwagę na rzeczy, na jakie wcześniej nie zwróciłabym uwagi – wspomina. Ta umiejętność patrzenia na świat w nieco inny sposób przynosiła efekty. Mała Patrycja w konkursach plastycznych zbierała nagrodę za nagrodą.
– A pod koniec gimnazjum wygrałam konkurs na palmę wielkanocną, co mi pomogło dostać się do liceum plastycznego – zaznacza.
Tam rozwijała swoją pasję plastyczną i... szukała kolejnych zainteresowań. – Na przykład tych związanych z drewnem i meblami – wymienia.
I opowiada, jak kiedyś jej tato zamówił drewno na opał do domu. Razem z chrustem przywieziono piękne, stare, rzeźbione drzwi.
– Od razu zapowiedziałam, że w życiu ich nie spalę. I zrobiłam z nich stół. Szlifowałam, malowałam i wyszedł naprawdę piękny – uśmiecha się Patrycja. I przyznaje, że właśnie w ten sposób zaczęła się jej przygoda z dawaniem nowego życia starym meblom.
Zaczęła oglądać w internecie tutoriale, czytać porady innych pasjonatów odnawiania starych mebli. – Jest tego mnóstwo. Ludzie na szczęście chcą dzielić się wiedzą – mówi.
Ale niestety, nie wszyscy. Tata Patrycji na początku stanowczo odmówił nauczenia ją majsterkowania.
– Tata umie wszystko. Dosłownie. Sam zbudował dom, umie majsterkować w elektryce i drewnie, sam naprawi samochód, szyć też umie – wymienia dziewczyna.
Jednak gdy prosiła, by pokazał jej, jak się robi poszczególne rzeczy – odmawiał. Tłumaczył, że to męskie sprawy.
– A ja i tak wszystkiego się nauczyłam. Sama! Odnawiania mebli, majsterkowania, wieszania żyrandoli, wymieniania gniazdek, malowania ścian, przeróbek mebli, wieszania karniszy – wylicza ze śmiechem. I tłumaczy, dlaczego tak bardzo jej na tym zależało:
– Jestem niecierpliwa. I lubię, jak jest tak, jak sobie wymarzyłam. A nikt nie zrobi tego szybciej i bardziej w moim guście niż ja sama.
Szalone marzenia do spełnienia
Ale życie Patrycji to nie tylko odnawianie mebli. Jest naprawdę szaloną dziewczyną. Morsowała, strzelała w paintballu, łaziła po lesie, biegała na długie dystanse, brała udział w mistrzostwach gry w kręgle. Zawsze kolegowała się głownie z chłopakami – taki charakter, takie zainteresowania, taki temperament. – Zawsze też marzyłam o tym, by skoczyć na bungee. Nie zrobiłam tego jeszcze i bardzo żałuję, ale... – uśmiecha się, zawieszając na chwilę głos. 17. urodziny urządziła w plenerze. Przygotowała niespodziankę dla wszystkich gości! – Skok wahadłowy z mostu – wspomina ze śmiechem. I tłumaczy: – W skoku wahadłowym, w przeciwieństwie bo bungee, lina jest sztywna i napięta. Dlatego na koniec skoku kręci się jak na wahadle, a nie odbija się jak na sprężynie.
W liceum w ogóle była mega aktywna. Występowała w teledyskach białostockich gwiazd, reklamach, chodziła na sesje zdjęciowe. – Pracowałam nawet jako... tłum na imprezach – wspomina.
Pomagać ludziom, odnawiać meble
Później zainteresowała się psychologią. – Mam korzenie ormiańsko-białorusko-polskie. To sprawiło, że na własnej skórze zobaczyłam, co znaczą stereotypy i jak różnie i niesprawiedliwie ludzie mogą oceniać drugiego człowieka. Zawsze jakiś nauczyciel na początku roku informował całą klasę o moim pochodzeniu – wspomina. Dlatego bardzo chciała się dowiedzieć, jak pomagać dyskryminowanym ludziom, zwłaszcza dzieciom. Jak sprawić, by nie było im tak ciężko na co dzień, by poczuli się lepiej. Dlatego skończyła studia o kierunku nauczanie wczesnoszkolne i przedszkolne, a później zdecydowała się na zdobycie kwalifikacji terapeuty zajęciowego. Pracowała i w domu dziecka, i w DPS, i w szpitalu psychiatrycznym. Dzięki temu wie, że z tymi miejscami również wiąże się wiele stereotypów.
– Pacjenci szpitala psychiatrycznego to w dużej części mądrzy, wykształceni ludzie. A ja miałam im mówić, jak żyć...
Sama żyje tak, by być szczęśliwą. Dlatego opuściła Klepacze i teraz częściej można ją spotkać na ulicach Brukseli niż w tej rodzinnej miejscowości.
– Mojego męża znam od dziecka. Ale zakochaliśmy się w sobie dopiero trzy lata temu – opowiada.
Mąż Patrycji od dawna mieszka w Brukseli. Ale co roku przyjeżdżał na wakacje. – I zawsze mieliśmy ze sobą kontakt – uśmiecha się dziewczyna. – A pewnego razu inaczej na siebie spojrzeliśmy. I w ciągu tygodnia musieliśmy zdecydować, co robimy ze swoim życiem – opowiada.
Oczywiście – zostawiła wszystko w jednej chwili. – I pojechałam do rzeczywistości mego męża, by się w niej odnaleźć – wspomina.
Odnalazła się – jak to ona – bardzo szybko. Od razu znalazła znajomych, pracę. – Teraz jednak chwilowo nie pracuję, bo od września zaczynam kurs francuskiego prowadzony po angielsku. Bardzo się boję, czy sobie poradzę – przyznaje. Jednocześnie bardzo jej na tym kursie zależy. Bo chciałaby zacząć wykorzystywać swoją wiedzę, umiejętności, kwalifikacje również tam, w Brukseli, którą – przynajmniej na razie – wybrała na miejsce swojego życia. – Znajomość języka to podstawa – nie ma wątpliwości. Bo jak mogę pracować jako terapeuta, jak mogę komuś pomóc, skoro nie umiem się porozumieć, porozmawiać, wysłuchać... – tłumaczy.
Ale oprócz tego Patrycja szuka fajnego kursu, gdzie będzie szkoliła swoje umiejętności w odnawianiu mebli. – Bo ciągnie mnie do tego szalenie! – dodaje z rozbrajającym uśmiechem.