Żeby gorzowianie awansowali do finału, to muszą w rewanżu pokonać wrocławian minimum 48:42
Choć stalowcy w rundzie zasadniczej PGE Ekstraligi pokonali spartan na Stadionie Olimpijskim 45:44, niedzielny półfinał miał być całkowicie inny i kompletnie różnić się od tego z maja. Z kilku względów, ale zwłaszcza dla tego, że we wczorajszym starciu nie mógł pojechać przechodzący rehabilitację Niels Kristian Iversen, zdobywca 14 punktów z Wrocławia.
Duńczyka miał zastąpić Li¬nus Sundstroem, ale już pierwszy bieg udowodnił, że będzie o to bardzo trudno. Gdyby nie defekt Szymona Woźniaka, spowodowany zderzeniem się z indywidualnym mistrzem Polski z gorzowskiego stadionu im. Edwarda Jancarza, to być może Szwed byłby ostatni.
Kolejną różnicą było to, że tym razem aż do końca startował Krzysztof Kasprzak, który kilka miesięcy temu na początku zawodów na wrocławskim obiekcie złamał obojczyk. On też miał nadrabiać to, co ewentualnie mógłby tracić Sundstroem, ale sam zaczął od jedynki.
W pierwszych trzech wyścigach wszystko przebiegło zgodnie z napisanym wcześniej scenariuszem, a więc rywalizacja rozstrzygała się na pierwszym łuku. I nic tu nie zmieniła nowa w porównaniu do pierwszego starcia nawierzchnia. Aż do IV ścigania. Co to była do jazda!
Ze startu najlepiej wyszedł Maks Drabik, a Hubert Czer¬niawski wypchnął na zewnętrzną Andrzeja Lebiediewa. W tej kolejności jechali aż do „siódmego” łuku, kiedy to Zmarzlik skutecznie zaatakował juniora Be¬tardu Sparty. Wrocławianin odbił pozycję, ale napędzony lider Cash Broker Stal znowu wyprzedził Drabika. Czerniawski odpierał ataki Łotysza do koń¬ca wyścigu. Później takich akcji było ledwie kilka, a wpływ miała na to też nawierzchnia.
W V wyścigu znów zawiódł Sundstroem, ale w kolejnym nie rozczarował za to Kasprzak, udowadniając, że jest świetnym startowcem. VII to następne kapitalne ściganie, pomiędzy Woźniakiem, po którym nie było widać, że startował na innym motorze, a Zmarzlikiem. Najlepiej punktujący zawodnik ligi zaciekle, ale nieskutecznie atakował wrocławianina. Daleko z przodu na metę przyjechał Tai Wo¬ffinden. To było show w wykonaniu Brytyjczyka! I po drugiej serii gospodarze mieli czteropunktową przewagę.
Następna, trzecia, zaczęła się ponownie od 5:1, jednak opiekun żółto-niebieskich Stanisław Chomski nie chciał skorzystać z rezerwy taktycznej, bo w IX wystartowała jego najlepsza w niedzielę para Vaculik-Kas¬przak. To była odpowiednia decyzja, bo nasza dwójka pojechała na 4:2. Przed X odbyło się dodatkowe równanie, bo tor zaczął się rozsypywać i stwarzał zagrożenie dla żużlowców, w szczególności dziura na pierwszym wirażu. Z samego biegu został wykluczony Maciej Janowski, który ruszył się na starcie, po raz drugi w tych zawodach. Fani „Staleczki” liczyli na 5:1, ale przeliczyli się. To się wydarzyło dopiero w kolejnym wyścigu. Stało się tak, bo… Lebiediew nie odkręcił kraniku z dopływem paliwa, przez co powtórka odbyła w trzyosobowym składzie. W niej Kasprzak kolejny raz pokazał, że jego pierwszy start był przypadkiem.
Takiej jazdy od „Key-Keya” można było oczekiwać, ale tego, co zrobił w XII Karczmarz, niewielu się spodziewało! „Siwy” dojechał pierwszy na metę, drugi mógł być Pawlicki, ale na trzecim okrążeniu wpadł w dziurę i stracił pozycję. W XIII znowu Zmarzlik nie najlepiej wyszedł spod taśmy, nadrobił na dystansie, ale triumfatora Grand Prix na „Jancarzu” nie był w stanie doścignąć.
Przed nominowanymi były dwa „oczka” przewagi na korzyść miejscowych. W XIV najlepszy był Zmarzlik, „dwójkę” dowiózł Pawlickim i przed ostatnim był remis. Tego nie udało się utrzymać, bo... Vaculika podbiło na dziurze i wyprzedził go Woffinden.
Stalowcy w Gorzowie będą musieli zwyciężyć Betard Spartę różnicą sześciu punktów. Gdyby wygrali 47:43, to do finału awansowaliby wrocławianie, którzy byli wyżej w tabeli przed play offami.