Tabletka jest dobra na wszystko?
Za zimne stopy, za dużo potu, za mało apetytu - suplementy diety mamy dziś prawie na wszystko. - Często wcale ich nie potrzebujemy - przekonują specjaliści. Reklama mówi jednak co innego.
Cierpisz na bezsenność? Długi spacer i liczenie baranów nie są już w modzie. Lepiej weź tabletkę. Dziecko nie ma apetytu? Może dawać mu mniej słodyczy? A może sprawdzić, czy nie ma anemii? Nie, pomoże mu syropek. Przewlekłe zmęczenie? Może zrobić jakieś badania? Albo po prostu pójść na urlop? Gdzie tam, łyknij sobie pigułkę.
Takie rozwiązania podsuwają nam reklamy, a my im wierzymy. Bo tak jest łatwiej i szybciej. Ale czy zdrowiej?
Jak być pięknym i szczęśliwym
Suplementów zażywamy w Polsce dużo, chętnie i często. GUS podaje, że w 2013 r. w 98,5 procent gospodarstw domowych w Polsce kupiono przynajmniej raz lek lub suplement diety. Z ubiegłorocznych badań firmy IRCenter, przeprowadzonych na internautach, wynika zaś, że różnego rodzaju „wspomagacze” w tabletkach, kroplach czy w proszku stosuje 69 procent z nich. - Presja społeczna, żeby być cały czas sprawnym, gotowym, zdrowym i uśmiechniętym, jest dziś ogromna. Taki obraz kształtuje m.in. reklama - mówi dr Joanna Chwaszcz z Instytutu Psychologii KUL. - Mama nie może być chora i powiedzieć dziecku - teraz nie będziemy się bawić, odpocznę, poleżę w łóżku, musisz to zrozumieć. Mama musi wziąć tabletkę, stanąć na nogi i biec z dzieckiem na karuzelę. Spoty promujące suplementy kształtują obraz, w którym po ich zażyciu wszyscy stają się uśmiechnięci, piękni i szczęśliwi. Coś jak coca-cola na święta. To kusząca wizja, zwłaszcza że, zgodnie z reklamą, jej realizacja nie wymaga wielkiego wysiłku - dodaje.
Do zażywania suplementów popycha również pęd współczesnego życia. - Wszystko dzieje się w zwiększonym tempie, więc także szybko trzeba pozbyć się bólu, schudnąć, zyskać lepszy wygląd. To prowadzi do pójścia na skróty - zamiast podjąć wysiłek np. stosowania zdrowej, zbilansowanej diety, sięgamy po tabletki - wyjaśnia psycholog z KUL.
Ładnie zapakowane marzenia
Pierwszy z brzegu suplement mający ograniczać nadmierne pocenie. W składzie - wyciąg z liści szałwii, ziela pokrzywy, skrzypu i melisy. Syrop na apetyt dla dzieci, a na ulotce wyciąg z owoców kopru, korzenia cykorii, liści mięty, nasion anyżu. Środek wspomagający kontrolę oddawania moczu u kobiet, a w wykazie składników m.in. ekstrakt z pestek dyni, z nasion soi oraz witamina C. Czy to może być skuteczne? Czasami pewnie tak. Ale zdaniem specjalistów jest wiele suplementów, które, choć obiecują cuda, nie działają i działać nie mogą.
- Np. preparaty stosowane w terapii otyłości, zawierające ekstrakty zielonej herbaty czy wyciągi z grapefruita zawierają często tak niską zawartość związków czynnych, że nie ma możliwości, aby przyniosły oczekiwany efekt. To tylko ładnie zapakowane „marzenia”, a ich działanie sprowadza się jedynie do efektu placebo - ocenia dr Marcin Mandryk, farmakolog, adiunkt na Wydziale Nauk Społecznych i Nauk Medycznych WSNS w Lublinie.
- Ogólnie rzecz biorąc zdrowa osoba, prowadząca higieniczny tryb życia, stosująca zróżnicowaną dietę, uprawiająca jakiś sport, nie potrzebuje żadnej suplementacji - dodaje dr Agnieszka Marzec z Zakładu Dietetyki Klinicznej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
Katarzyna Wójcicka, przewodnicząca Rady Eksperckiej Krajowej Rady Suplementów i Odżywek, przekonuje jednak, że takie założenie to utopijny obraz. - Nasza dieta zazwyczaj jest niedostosowana do naszych potrzeb, a przyzwyczajenie do wygód i małej aktywności sprawia, że ilość kalorii przyjmowanych wraz z posiłkiem nie jest na bieżąco zużywana. Konieczność ograniczania kalorii to często również konieczność uzupełniania ważnych składników poprzez suplementację - tłumaczy. - Suplementacja diety witaminą D, kwasem foliowym, kwasami omega-3 wydają się być w pełni uzasadnione. Badania pokazują również potrzebę stosowania składników mineralnych, takich jak magnez, wapń, selen, cynk, a także antyoksydantów, prebiotyków, probiotyków i wielu innych substancji o udowodnionym naukowo znaczeniu dla zdrowia - podkreśla Wójcicka.
Lekarze i farmaceuci częściowo się zgadzają. - Suplementy są oczywiście dla ludzi - pod warunkiem, że zażywa się je z głową. Dla niektórych grup osób istnieją nawet wskazania do ich zażywania. Mam na myśli np. kwas foliowy u kobiet planujących dziecko i w ciąży, zmniejszający ryzyko wystąpienia wad rdzenia kręgowego u noworodków, wapń i witamina D u kobiet po menopauzie jako profilaktyka osteoporozy czy witamina D3 u niemowląt karmionych piersią - wylicza dr Agnieszka Marzec.
Jest jednak pewne „ale” - najlepiej robić to pod kontrolą lekarza lub chociaż po zasięgnięciu porady farmaceuty czy dietetyka. - Konsultacja jest natomiast konieczna, jeśli na coś chorujemy i zażywamy leki. Np. w przypadku nadciśnienia trzeba uważać na wapń i magnez. Nie zażywajmy suplementu tylko dlatego, że sąsiadka powiedziała, że jej pomógł na kolano. Nadmiar witamin i składników mineralnych jest bowiem tak samo niekorzystny jak niedobór. Jeśli więc będziemy łykać codziennie różne preparaty na witalność, stawy, włosy, paznokcie, to jest duże prawdopodobieństwo, że bardziej sobie zaszkodzimy niż pomożemy - tłumaczy dr Marzec.
Suplement, czyli co?
Ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia definiuje suplement jako „środek spożywczy, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety, będący skoncentrowanym źródłem witamin lub składników mineralnych lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy lub inny fizjologiczny”. Czym różni się on od leku?
- Przede wszystkim suplementy nie mają właściwości leczniczych, służą uzupełnianiu niedoborów, jeżeli się takie pojawią. Niestety, często ta różnica jest zatarta i wiele osób przypisuje suplementom właściwości lecznicze - podkreśla dr Marcin Mandryk.
- Należy też pamiętać o tym, że suplementy diety wprowadzane są na rynek bez konieczności badań klinicznych oceniających ich skuteczność oraz bezpieczeństwo. Podmiot, który wprowadza lub ma zamiar wprowadzić po raz pierwszy do obrotu suplementy diety, jest obowiązany powiadomić o tym głównego inspektora sanitarnego. Nie ma jednoznacznych przepisów prawnych regulujących zawartości substancji czynnych w suplementach. Nie znamy więc ich dokładnego składu. Dany preparat może nam zaszkodzić albo w ogóle nie działać - dodaje farmakolog.
Reklama czyni cuda
Do popularyzacji suplementów w Polsce przyczynia się oczywiście reklama. Z telewizji i radia co chwilę możemy usłyszeć, co trzeba wziąć, kiedy „konar nie chce zapłonąć” a co, kiedy marzną stopy i dłonie.
- Takie przekazy czynią cuda. Mam wielu znajomych farmaceutów, którzy opowiadają, że kiedy tylko w telewizji czy w prasie pojawia się promocja nowego suplementu, ludzie natychmiast idą do apteki i proszą właśnie o niego. Nawet jeśli jest droższy od innych preparatów o podobnym czy tym samym składzie - mówi dr Agnieszka Marzec.
Tymczasem, zdaniem psychologów, od suplementów można się uzależnić.
- Można to porównać do uzależnienia od diet czy leków. Nie ma co prawda badań wykazujących, że suplementy prowadzą do uzależnienia fizycznego takiego, jak narkotyki czy nikotyna. Ale na pewno mogą prowadzić do psychicznego przymusu ich zażywania - wyjaśnia dr Chwaszcz. - Często jest to powiązane z ortoreksją, czyli obsesją zdrowego odżywiania. W skrajnych przypadkach prowadzi ona do głodówki, bo osoby dotknięte tym zaburzeniem dochodzą do wniosku, że niewiele mogą jeść, bo wszystko jest naszpikowane nawozami, antybiotykami, hormonami etc. I tutaj wchodzi suplementacja - składniki naturalne zaczyna się zastępować tabletkami. To oczywiście paradoks, bo ludzie, którzy z jednej strony analizują dokładnie każdy składnik na etykietach produktów spożywczych, wykluczając wiele z nich, z drugiej strony zażywają sztuczne suplementy. Ale w takiej sytuacji racjonalne myślenie zostaje wyłączone - zaznacza dr Joanna Chwaszcz.
Coraz częściej pojawiają się więc głosy, że należy ograniczyć lub nawet zakazać możliwości reklamowania suplementów diety. Kilka miesięcy temu mówił o tym m.in. główny inspektor farmaceutyczny. Czy zatem nie usłyszymy już z ekranu cudownych recept na piękną sylwetkę, bezsenność i efekty starzenia? Taki krok oznaczałby nie tylko rewolucję w sprzedaży suplementów, ale też wywrócenie do góry nogami rynku reklamy. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wyliczyła na początku tego roku, że telewizyjne spoty suplementów i leków bez recepty stanowią aż 25 proc. wszystkich reklam. Dlatego do wprowadzenia ograniczeń jest raczej jeszcze długa droga.