Tadeuszowi Nalepie pierwszą gitarę kupił wuj ze Zgłobnia
Młode lata Tadeusz Nalepa generalnie spędził w Rzeszowie. Tutaj uczęszczał do szkoły muzycznej, tutaj odkrył w sobie fascynację gitarą, tu wreszcie założył zespół Blackout. Ale miejscem urodzenia Nalepy nie był Rzeszów, tylko Zgłobień - wioska, którą wzmiankowano już w XV wieku i która rozlokowała się pośród wybrzuszeń Pogórza Strzyżowskiego, nad potokiem Lubcza, kilkanaście kilometrów od centrum Rzeszowa.
Legendarny bluesman przyszedł na świat 26 sierpnia 1943 roku. Był zatem dzieckiem czasu wojny. - W przekazach rodzinnych krążyła opowieść o tym, jak przez wioskę przechodził front, ojciec z malutkim Tadziem uciekali przez pola do rodziny w Zgłobniu, kule tylko świstały, a jedna z nich przeleciała tuż-tuż obok Tadka… - relacjonuje Czesław Nalepa, młodszy brat Tadeusza.
Po zgłobieńskim domu, w którym Tadeusz wypowiadał pierwsze słowa i stawiał pierwsze w życiu kroki, nie ma już śladu. Ów dom, który stał rzut kamieniem od szosy, w pobliżu obecnego stadionu Iskry, pamięta mieszkający po sąsiedzku Antoni Antas.
- Był to mały, drewniany dom pod słomą - opisuje Antoni Antas. - Jedna izba, może na 5-6 metrów szeroka i kilkanaście metrów długa. Poza tym sień i stajenka, przedzielona na pół. Pamiętam też małego Tadka, chociaż sam byłem wtedy jeszcze dzieckiem.
Tadeusz nie był pierworodnym synem.
- Najpierw urodził się Kazimierz - mówi Czesław Nalepa. - Ponoć śliczny był jak aniołek. Dobrze się rozwijał, tylko że nabawił się zapalenia płuc. Trwała wojna, brakowało lekarstw i nie przeżył ten chłopczyk nawet roku. Zmarł przed narodzinami Tadka.
Nalepowie - muzyczna rodzina
Józef Nalepa, ojciec Tadeusza, w Zgłobniu trudnił się szewstwem. Matka, Helena, prowadziła dom.
- Rodzice nie byli muzykami, mimo to ojciec potrafił zrobić użytek z saksofonu, harmonii czy harmonijki ustnej. Nawet na grzebieniu umiał zagrać melodię. Mama natomiast ładnie, czysto śpiewała.
- przekazuje Czesław Nalepa.
Muzykantami przez nieco większe M byli dziadkowie Czesława i Tadeusza - Walenty (ze strony matki) oraz Michał. Oni także mieszkali w Zgłobniu. Muzykowali na weselach, potańcówkach. Michał Nalepa miał swoją kapelę, w której grywał i Walenty.
W książeczce dołączonej do wydanego w 2006 r. zestawu swoich płyt Tadeusz Nalepa wyznał: „Od dziecka byłem zakochany w muzyce. Moim wymarzonym prezentem na gwiazdkę była harmonijka ustna. W czwartej klasie zacząłem chodzić do szkoły muzycznej na skrzypce, gdzie uczył mnie profesor Dziedzic, który był związany z moją rodziną: grał u mojego dziadka Michała. (…) Pradziadek był skrzypkiem, grywali też moi wujkowie”.
- Tadeusz kiedyś też wspominał, że wujek Edward Bryła, brat matki, kupił mu pierwszą gitarę - mówi Krystyna Miłek, nauczycielka historii w Szkole Podstawowej w Zgłobniu.
Kiedy Nalepa był jeszcze nie tyle nawet - jak w swojej przebojowej kompozycji - „małym chłopcem”, ile wręcz dzieciną (miał mniej więcej 2 lata), przeniósł się z rodzicami do Rzeszowa. Ojciec dostał pracę na WSK i mieszkanie w bloku przy obecnej ul. Hetmańskiej (w PRL-u była to ul. Obrońców Stalingradu). Po ok. 10 latach Nalepowie zmienili mieszkanie, przy czym to drugie lokum było usytuowane przy tej samej ulicy. Czesław Nalepa mieszka w nim do tej pory.
Tadeusz Nalepa: pupil kolegów i dziadka Walentego
Mieszkańcem wioski nad Lubczą był więc Tadeusz Nalepa niedługo. W późniejszych latach wielokrotnie tam jednak bywał.
- W młodości regularnie jeździliśmy do Zgłobnia na wakacje - wspomina jego brat. - Ja tam zostawałem zwykle dłużej od Tadka, za to on miał więcej kolegów. Gdy się tylko pokazał we wsi, kumple nie odstępowali domu. Tadka forował także dziadek Walenty. Być może dlatego, że brat urodził się w Zgłobniu, podczas gdy ja - już w Rzeszowie.
- mówi Czesław Nalepa.
Na wakacjach w Zgłobniu bracia często chodzili nad rzeczkę, zażywali kąpieli. Aby zwiększyć poziom wody, budowali glinianą zaporę. Pomagali również dziadkowi i babci w gospodarstwie, na przykład pasąc krowy.
Późniejszy lider formacji Blackout i Breakout już w młodości wykazywał smykałkę do „artystycznych” prac manualnych. Brat:
- Pamiętam, jak w Zgłobniu szukaliśmy grubszej kory drzewnej; Tadek potrafił robić z niej piękne stateczki. W Zgłobniu są górki, wzniesienia, po deszczu woda spływała wąwozami, więc było gdzie te statki puszczać. Zresztą nasz tata też miał dryg do rękodzieła. Po latach wykonał choćby makietę domu Tadka, który wtedy mieszkał już w Józefowie pod Warszawą.
Do Zgłobnia Tadeusz zabierał czasem Mirę Kubasińską, najpierw narzeczoną, a potem pierwszą żonę, z którą miał syna Piotra (jest gitarzystą) i która u boku Nalepy śpiewała takie szlagiery, jak „Gdybyś kochał, hej!” czy „Poszłabym za tobą”.
- Pamiętam, jak w czasie żniw zwoziliśmy zboże z pola, a Tadek woził Mirę… na taczkach - uśmiecha się kuzyn Nalepów, Czesław Wójtowicz.
Jak „uwięził” go… koń
Charyzmatyczny gitarzysta i kompozytor, który jutro skończyłby 74 lata, miał i pozamuzyczne pasje. Jedną z nich były konie. Kilka hodował w Józefowie. W młodych latach w Zgłobniu przeżył jednak przygodę, po której miał raczej prawo odczuwać awersję do tych zwierząt…
- Będąc na wakacjach, graliśmy w piłkę i ta wpadła pod stojącego niedaleko konia - wspomina brat. - Tadek chciał ją wyciągnąć i wtedy stało się coś niebywałego: ile razy próbował wyjść spod konia, ten nogą zastępował mu drogę, „uwięził” go. Przybiegła babcia Agata - nic nie wskórała. Pomogła dopiero perswazja dziadka Walentego. Tadkowi nic się nie stało, chociaż powiało grozą, bo ten koń był narowisty. Zdarzało się, że gdy zobaczył samochód, to wręcz „stawał dęba”.
Inną, weselszą historię z koniem w tle przypomina sobie żona Czesława Nalepy.
- Pewnego razu dziadek i babcia jechali furmanką. Dziadek Walenty był z natury spokojny, a babcia… lubiła dużo mówić. Jak usiadła na wozie i zaczęła „truć”, to dziadek nie wytrzymał, podciął konia, tak że ten zerwał się do galopu, a babcia… spadła z wozu. I została na drodze. Tadek nieraz wspominał to zdarzenie, a ja się zawsze śmiałam do łez.
- opowiada Halina Nalepa.
Tadeusz Nalepa chciał spocząć w Zgłobniu
Bywało, że muzyk wpadał do rodzinnej miejscowości, gdy akurat nikomu nie było do śmiechu. W 1985 r. przybył do Zgłobnia na pogrzeb matki, a w roku 2003 żegnał tu ojca. Helena i Józef Nalepowie spoczywają we wspólnej mogile z pierwszym synem Kazkiem. - Tadek swego czasu sfinansował renowację tego grobu - informuje brat.
Na cmentarzu w Zgłobniu widywała Tadeusza jego ciotka, Stefania Rzepka. „Zawsze wtedy przywitał mnie, wycałował, wypytywał: >>ciociu, co słychać<<. (…) To dobry i grzeczny chłopak” - mówiła w 2003 roku na łamach Nowin pani Stefania, która dzisiaj już nie żyje.
- Ilekroć Tadek odwiedzał rodzinne strony: Rzeszów i Zgłobień, zawsze powtarzał, że to piękna okolica. Mówił, że dopiero tutaj człowiek czuje, że żyje. Miał nawet marzenie, aby być pochowanym w Zgłobniu. Lubił te pagórki - równiny na Mazowszu mu się nie podobały. Pod urokiem Podkarpacia była też druga żona Tadka, Grażyna Dramowicz. W ostatnich latach życia, ze względu na pogarszający się stan zdrowia, brat przyjeżdżał tu jednak coraz rzadziej. - mówił Czesław Nalepa.
Pamiętają o słynnym ziomku
W marcu 2007 r. „odszedł w otchłań snu”, aby odtąd „grać z aniołami”, jak śpiewał w utworze „To mój blues”. Ostatnią drogę przebył jednak nie tam, gdzie wszystko się zaczęło, tylko na warszawskich Powązkach. Dziś idzie z gitarą przez centralny rzeszowski deptak i stał się ten pomnik istotnym punktem na mapie miasta. Pamięć o Nalepie żyje również w Zgłobniu i ościennych miejscowościach. W dziesiątą rocznicę śmierci kompozytora „Rzeki dzieciństwa” zorganizowano w Boguchwale (ma tam siedzibę gmina, do której należy Zgłobień) spotkanie „Ziemia dzieciństwa” z udziałem krewnych i przyjaciół artysty.
Ostatnio też grono mieszkańców Zgłobnia chciało, żeby „ojciec polskiego bluesa” został patronem tutejszej szkoły. Stanęło jednak na tym, że będzie nim kardynał Stefan Wyszyński. Z kolei parę lat temu uczniowie miejscowej szkoły, pod opieką Krystyny Miłek, szukali śladów Tadeusza Nalepy w Zgłobniu. Owocem tego jest filmik, który można znaleźć wpisując w wyszukiwarkę serwisu YouTube frazę „Słuchaj zawsze”.