Nazywali ją: polska Edith Piaf. Choć jeśli chodzi o tajemnicę jej zniknięcia, to Ewa Demarczyk bardziej jest polską Gretą Garbo. Czarny Anioł, najpiękniejszy - według wielu - polski głos, niedawno skończył 77 lat.
Był 1962 rok, Piwnica pod Baranami. Na scenę wyszła czarnowłosa, skromnie ubrana debiutantka o intrygujących oczach podkreślonych czarną, kocią kreską. Po pierwszych akordach wszyscy wiedzieli, że mają przed sobą prawdziwy diament.
Tylko że Czarny Anioł miał też swoją mroczną stronę. Ta druga część natury Demarczyk sprawiała, że piosenkarka stopniowo wikłała się w kłopoty, grymasiła, zamykała się w sobie. I powoli znikała ze sceny.
Ostatni raz przed publicznością zaśpiewała w 1999 roku. A potem niemal rozpłynęła się w powietrzu. Nie koncertuje, nie utrzymuje kontaktu z dawnymi przyjaciółmi, nawet z rodzoną siostrą. Nie odbiera telefonu, a jeżeli już - to przez swojego „pełnomocnika”. Mieszka w Wieliczce pod Krakowem, ale kto by miał pewność? Cała Polska chciałaby ją usłyszeć, ale ona milczy. Dlaczego?
Szósty zmysł
Ten diament znalazł Zygmunt Konieczny, kompozytor. Znalazł i szlifował, aż stał się brylantem.
Ktoś mu powiedział, że w klubie studenckim można usłyszeć dziewczynę o wielkim talencie.
Ewa miała w sobie coś na wskroś lirycznego; przejmujący głos i wyrazistą, choć jednocześnie skromną ekspresję. Konieczny poszedł na jej występ z Piotrem Skrzyneckim. Od razu wiedzieli, że chcą mieć ją w Piwnicy.
Czytaj więcej:
- Despotka czy równa babka?
- Kiedy Demarczyk rozstala się z Piwnicą pod Baranami?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień