Tajemnice Muszkieterów. Największa konspiracja w Europie?
Byli podziemną organizacją wywiadowczą, według niektórych historyków największą w okupowanej Europie. Jej założyciel, Stefan Witkowski, nie chciał się podporządkować Związkowi Walki Zbrojnej. Utrzymywał kontakty z Sowietami i Niemcami. Został za to skazany na śmierć.
Stefan Witkowski, przyszły dowódca Muszkieterów, urodził się w Moskwie w rodzinie polskich lekarzy. Po powrocie do kraju na ochotnika wstąpił do wojska i wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Potem studiował na Politechnice Warszawskiej i Politechnice Paryskiej, na której ukończył studia.
Zamieszkał w Szwajcarii i złożył tam firmę. Dał się poznać jako zdolny inżynier-wynalazca. Pracował m.in. nad szybką łodzią motorową, uniwersalnym silnikiem pracującym na paliwo każdego rodzaju i niewielkim akumulatorem o wielkim zasobie energii. W Szwajcarii uzyskał kilka patentów.
Wiadomo, że niektórymi jego wynalazkami zainteresowane było Wojsko Polskie (jego eksperymentalny motocykl zaprezentowano marszałkowi Rydzowi-Śmigłemu). Prawdopodobnie finansowało ono część badań Witkowskiego.
- Są przesłanki, że to polski wywiad płacił za naukę Witkowskiego we Francji, a potem za jego prace wynalazcze w Szwajcarii - mówi Jerzy Rostkowski, badacz historii Muszkieterów, autor książki „Świat Muszkieterów. Zapomnij albo zgiń”.
W drugiej połowie lat 30. Witkowski współpracował z Oddziałem II Sztabu Generalnego przekazując mu informacje na temat sytuacji politycznej w Szwajcarii.
Od Hiszpanii po Odessę
We wrześniu 1939 r. Witkowski wziął udział w obronie Warszawy, a potem w jakiś sposób przedostał się do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Kleeberga. Tam stworzył konny oddział dywersyjny działający na tyłach Niemców. Oddział uzbrojony był m.in. w długie karabiny przeciwpancerne UR, które żołnierzom przypominały XIX-wieczne muszkiety i dlatego oddział Witkowskiego nazywali Muszkieterami.
Po kapitulacji SGO Witkowski uniknął niewoli, wrócił do Warszawy i jesienią 1939 r. stworzył organizację konspiracyjną pod nazwą Muszkieterowie (wówczas używano formy Muszkieterzy). Oparł ją na znajomych oficerach służby czynnej i rezerwy, przedstawicielach sfer technicznych i arystokratach.
- To ostatnie środowisko było szczególnie cenne. Ci ludzie znali się, wiedzieli komu można zaufać i mieli znajomości w całej Europie - podkreśla Jerzy Rostkowski.
Muszkieterowie początkowo zajmowali się organizowaniem oficerom ucieczek z niewoli i przerzucaniem ich do Francji oraz dokumentowaniem pierwszych zbrodni niemieckich, potem zaś skupili się na działalności wywiadowczej.
Witkowski, używający m.in. pseudonimów „Kapitan” i „Tenczyński”, stworzył w tym celu dwie siatki zbierające informacje. Jedna działała na terenie Niemiec i obszarach okupowanych (tzw. Grupa „Reich”), druga na obszarze ZSRR (Grupa „Rosja”). Część historyków twierdzi, że Muszkieterowie byli największą organizacją wywiadowczą w Europie. Wymieniają liczbę 800 należących do niej osób.
- Ja mam przekazy, że mogło ich być nawet około 2 tys. - dodaje Jerzy Rostkowski. Muszkieterami byli m.in. Kazimierz Leski (późniejszy as wywiadu AK), Józef Garliński (późniejszy znany historyk i publicysta emigracyjny), płk Adam Epler (późniejszy generał) i inż. Antoni Kocjan (znany przedwojenny konstruktor szybowców).
Skarby czy plotki?
Pisze się też, że Muszkieterowie byli organizacją najskuteczniejszą. Siatka prócz struktur w Niemczech i ZSRR miała swoje odnogi m.in. także w Hiszpanii, Włoszech, Francji i Szwajcarii. We wspomnianym ZSRR stworzyła placówki w Wilnie, Białymstoku, Grodnie, Kowlu, Lwowie, a nawet podobno w Odessie.
Sam Witkowski miał w mundurze niemieckiego oficera pod nazwiskiem August von Thierbach objeżdżać placówki w Niemczech, Francji i Szwajcarii, a nawet odwiedzać w więzieniach aresztowanych członków swojej organizacji. Zinfiltrowanie ówczesnego ZSRR wobec izolacji i wszechobecności NKWD w tym kraju, nie było rzeczą łatwą, o czym boleśnie przekonał się Związek Walki Zbrojnej próbując tworzyć konspirację m.in. we Lwowie i Wilnie.
Materiały zdobywane przez Muszkieterów miały być niezwykle cenne i obejmować dane o ruchach niemieckich jednostek, przemyśle zbrojeniowym i jego produkcji, dane techniczne sprzętu wojskowego, informacje o lotniskach, drogach, liniach kolejowych itp.
Sceptycy twierdzą natomiast, że ludzie Witkowskiego zdobywali plotki i rzeczy mało wartościowe, np. rozkład jazdy komunikacji miejskiej w Berlinie i ceny tamtejszych biletów...
Kontakt z Londynem
Dane pozyskiwane przez Muszkieterów musiały jednak mieć jakąś wartość, bo kontakt z nimi utrzymywał ZWZ, a jego dowództwo akceptowało (choć do czasu) samodzielność organizacji Witkowskiego.
Przydatność informacji potwierdza też fakt, że zainteresowani byli nimi Brytyjczycy. Inżynier nawiązał bowiem kontakty z wywiadem angielskim i przekazywał mu raporty za pośrednictwem pojawiającej się co jakiś czas w Polsce agentki SOE Krystyny Skarbek.
Nota bene wywoływało to protesty Oddziału II SG w Londynie, który chciał mieć monopol na kontakty z Anglikami. Tak pisał o tym do gen. Stefana Roweckiego gen. Kazimierz Sosnkowski: „Wymiana materiałów z Anglikami należy tylko do Centrali. Witkowski nie może wysyłać własnych kurierów. Winniście ukrócić tę samowolę”.
Na początku okupacji Witkowski zarejestrował w Warszawie jedną ze swoich szwajcarskich firm. Jej działalność (produkowała gazogeneratory do samochodów, żeliwne piecyki do ogrzewania i galanterię skórzaną) dawała przykrywkę dla aktywności inżyniera oraz dostarczała pieniędzy na potrzeby organizacji.
Pieniędzy na działalność było jednak ciągle za mało, dlatego Witkowski nieustannie szukał dodatkowych źródeł. W tym też celu w 1940 r. wszedł w relacje z wywiadem sowieckim, którego przedstawicielowi, płk. Krotoszynowi, zaproponował informacje na temat rozlokowania jednostek niemieckich w Generalnym Gubernatorstwie. Współpraca została nawiązania i Witkowski kilkakrotnie przekazywał Sowietom dane wywiadowcze.
Po ataku Niemiec na ZSRR i rozpoczęciu tam formowania armii polskiej, Witkowski postanowił - zgodnie ze swoim zwyczajem - nawiązać bezpośrednią łączność z gen. Andersem. W tym celu przeprowadził jedną z najdziwniejszych tajnych operacji II wojny światowej. Operacji, której celowość do dziś trudno zrozumieć.
Otóż w 1941 r. Witkowski skontaktował się ze współpracującymi z Niemcami w Warszawie przedstawicielami białej emigracji rosyjskiej. Za ich pośrednictwem nawiązał relacje z Abwehrą i zaproponował jej dostarczanie informacji z terenu ZSRR. Niemcy przyjęli ofertę i w grudniu 1941 r. wyprawili za linię frontu wysłanników Witkowskiego. Byli to: dowódca por. Czesław Szadkowski, ppor. Czesław Wasilewski, por. Kazimierz Rutkowski oraz ppor. Antoni Pohorski.
Inżynier zaopatrzył ich w listy do gen. Andersa, które zmikrofilmowano i ukryto w mydle do golenia Szadkowskiego. Abwehra dostarczyła Polaków na linię frontu i umożliwiła im jej przekroczenie. Po sowieckiej stronie wysłannicy natychmiast ujawnili się Rosjanom, twierdząc, że są polskimi inżynierami budującymi mosty na Donie i chcą się dostać do armii Andersa. Przewieziono ich na Łubiankę, przesłuchano, a następnie przekazano do polskiego wojska.
Z bohatera - więzień
W Buzułuku zostali przyjęci jak bohaterowie. Gdy jednak Szadkowski przekazał gen. Andersowi mikrofilm z listem od Witkowskiego, okazało się, że „Kapitan” wzywa w nim generała do… uderzenia na tyły Sowietów, gdy tylko ten przyprowadzi swoją armię na front. Treść była kompromitująca, w dodatku zaś mikrofilm był wywołany, a list niezaszyfrowany.
Było oczywiste, że z jego treścią zapoznało się w Moskwie NKWD, które wypuściło emisariuszy, a teraz czeka na reakcję gen. Andersa. Por. Szadkowski - który nie wiedział, co jest w liście - został aresztowany i skazany na karę śmierci za zdradę i współpracę z Niemcami.
Na szczęście wyroku nie zatwierdził gen. Sikorski, a Szadkowski po dwóch latach, już na Bliskim Wschodzie, wyszedł na wolność. Jak wytłumaczyć dziwne zachowanie Stefana Witkowskiego?
- Moim zdaniem była to precyzyjna gra wywiadowcza, której celem było nawiązanie kontaktu z armią Andersa. Misja miała też pokazać, że jest droga do bezpośredniego przekazywania informacji i meldunków na Wschód i ze Wschodu. Nie mogło być mowy o jakimś namawianiu Andersa do przejścia na stronę Niemców - mówi Jerzy Rostkowski.
Inaczej podchodził do tego świadek wydarzeń płk Klemens Rudnicki, który stwierdził, że „cała sprawa nie miała żadnego poważnego znaczenia. Nie była ani szpiegowska, ani proniemiecka. Był to po prostu jeden z nieobliczalnych i nieodpowiedzialnych wyczynów Witkowskiego, tak bardzo charakterystycznych dla jego chorobliwych ambicji.
Zbyt dobrze znałem Witkowskiego, ażeby nie mieć pewności, iż jedynym celem całej wyprawy było zabłysnąć swą wszechmocą konspiratora, zdolnego wysłać emisariuszy nawet w głąb Rosji i to przez dwa fronty bojowe”.
Tajemice inżyniera
Inne tajemnicze działania inżyniera to jego kontakty z marsz. Edwardem Rydzem-Śmigłym. Gdy Śmigły uciekł z internowania i przedostał się do Polski, na dworcu w Krakowie miał go witać nie kto inny, jak inż. Witkowski właśnie. „Kapitan” przydzielił swoich ludzi do ochrony marszałka. Według mało wiarygodnych powojennych relacji miał pomagać Śmigłemu w planowaniu zamachu stanu i przejęciu kierownictwa w polskim podziemiu.
Jeszcze inny wątek to rzekome próby nawiązania współpracy politycznej z Niemcami. Z Rydzem miał się spotkać potajemnie były premier Leon Kozłowski, którego podejrzewano o prowadzenie rozmów z okupantem mających na celu stworzenie kolaboracyjnego rządu. Podobno też Witkowski miał jesienią 1941 r. jeździć do Berlina na rokowania z dygnitarzami hitlerowskimi.
Te i inne działania Muszkieterów budziły coraz większe wątpliwości dowódcy ZWZ gen. Stefana Roweckiego, a także nadzorującego podziemie w kraju gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Witkowski nie chciał podporządkować swojej organizacji ZWZ i prowadził własną, jak widać niekiedy dość ryzykowną działalność.
Nie chciał porozumiewać się z Londynem za pośrednictwem KG ZWZ i starał się przez swych wysłanników docierać bezpośrednio do gen. Sikorskiego. Domagał się też większego dofinansowania, a nawet podporządkowania mu całej działalności wywiadowczej polskiego podziemia.
- Moim zdaniem niechęć do podporządkowania się ZWZ wynikała także z jego świadomości, że Związek został do dna spenetrowany przez obce służby - mówi Jerzy Rostkowski.
Koniec Muszkieterów
Posunięcia Witkowskiego - zwłaszcza zaś współpraca najpierw z Sowietami, a potem Niemcami - nie podobała się też wielu członkom Muszkieterów. Witkowski uspokajał swoich ludzi, tłumacząc im, że wszystko to odbywa się z korzyścią dla organizacji, dając jej większe możliwości działania.
Realizując akcję zjednoczeniową gen. Stefan Rowecki naciskał na włączenie Muszkieterów do ZWZ. Długo opierający się temu Witkowski poddał się wreszcie i 6 grudnia 1941 r. podpisano umowę scaleniową.
Inżynier nie chciał jednak całkowicie zrezygnować z niezależności i odmówił przekazania ZWZ swoich agentów głębokiego wywiadu. To ostatecznie zirytowało gen. Roweckiego, który zdjął Witkowskiego z dowództwa Muszkieterów, wcielił ich członków do ZWZ, a sprawę inżyniera przekazał Wojskowemu Sądowi Specjalnemu.
Sąd ten złożony z pułkowników Tadeusza Bora-Komorowskiego, Kazimierza Pluty--Czachowskiego i Jana Rzepeckiego skazał Witkowskiego na karę śmierci za współpracę z okupantem.
Wyrok został wykonany przez żołnierzy ZWZ przebranych w mundury niemieckich żandarmów 18 września 1942 r. na klatce schodowej domu przy ulicy Wareckiej 9. Tych członków Muszkieterów, którzy wcześniej nie weszli do ZWZ zadziwiająco szybko wyaresztowało gestapo, a zatrzymania zaczęły się nazajutrz po zabiciu Inżyniera.
Ciało Witkowskiego wykupiła za blisko 500 tys. zł należąca do Muszkieterów aktorka Mieczysława Ćwiklińska, następnie zaś zorganizowała pogrzeb i jako jedyna w nim uczestniczyła...