Tajemnice partyjnych sondaży
Polityka. Wszystkie partie na własny użytek zamawiają badania poparcia, ale ich wyników zwykle nie ujawniają.
Liderzy partyjni budują taktykę i strategię swoich ugrupowań pod dyktando sondaży. Ale nie tylko takich, których wyniki są powszechnie znane. Nie ma liczącego się stronnictwa, które nie zlecałoby badań wyłącznie na swój użytek. O ich metodologii politycy nie informują. Ani o tym, kto je przeprowadził. Nie dzielą się też ich wynikami. Z jednym wyjątkiem.
Ten wyjątek to PiS, ale i politycy tej partii ograniczają się właściwie do chwalenia się, że w sondażach zleconych przez partię cieszy się ona znacznie wyższym poparciem niż ogłaszane oficjalnie. Zresztą Jarosław Kaczyński już raz sparzył się na badaniach zleconych przez PiS. Było to w 2007 r. Wskazywały, że jego partia wyraźnie wygra wybory, dlatego przystał na samorozwiązanie Sejmu. Potem jednak przegrał.
Teraz, zdaniem prezesa, oficjalnie publikowane sondaże bardzo zaniżają rzeczywiste poparcie dla PiS. Badania ze stycznia, wykonane przez IBRiS, CBOS i Pollster, wykazują poparcie dla partii rządzącej na poziomie 34-38 proc. Te zrobione na zlecenie PiS mają być dużo korzystniejsze.
- Jakość badania zależy od prawidłowości jego wykonania. Ten mechanizm dotyczy każdego sondażu, w tym politycznego - mówi Urszula Krassowska, dyrektor Zespołu Badań Społecznych Kantar Public (do niedawna TNS). Radzi, by analizując sondaż, zwracać uwagę na to, jaką metodą został zrealizowany, jaka była wielkość próby, w jakich dniach go przeprowadzono. Ponadto ważne jest, na czyje zlecenie został wykonany i przez jaką firmę.
Krassowska zwraca uwagę, że wyniki mogą się różnić dlatego, że respondenci odpowiadali na różnie sformułowane pytania. Inny wynik otrzymamy, gdy ankieter wymieni nazwy partii i za każdym razem poda nazwisko lidera. Inny, gdy padną tylko nazwy partii. A jeszcze inny, jeżeli zapyta: „Na jaką partię Pan/Pani zamierza oddać głos?” i zaczeka na odpowiedź.
Podając nazwisko lidera, ułatwia się pytanemu zidentyfikowanie danej partii. Nielubiany przywódca działa na niekorzyść ugrupowania i odwrotnie, czyli zmniejsza lub zwiększa jego poparcie w sondażu. Prosząc zaś o odpowiedź, na jaką partię zamierza się głosować, bez podania nazw i nazwisk liderów, trzeba się liczyć z faktem, że część respondentów, zwłaszcza słabo zorientowanych w meandrach polityki, odpowie „jeszcze nie wiem”.
- Jest wiele czynników, które mogą wpływać na wynik badania, np. sposób, w jaki jest realizowane: przez telefon, internet czy za pomocą wywiadów osobistych - dodaje Krassowska.
Na pytanie o to, dlaczego tylko PiS chwali się sondażami przeprowadzonymi na swoje zlecenie i użytek, a inne formacje tego nie robią, ekspertka odpowiada: - Wyniki sondaży budzą emocje, a podawanie rezultatów badań własnych, różniących się od wyników będących w publicznym obiegu, może prowadzić do dezorientacji opinii publicznej.
- Niechęć do brania udziału w sondażach trwa od lat. W dużych miastach odmawia odpowiedzi nawet 80 proc. osób - zauważa dr Jacek Chołoniewski, szef Estymatora, firmy zajmującej się badaniami społecznymi. Dyrektorka z Kantar Public przyznaje, że to zjawisko pogłębia się. Ale eksperci zgodni są, że temu procesowi nie można się dziwić. Badań jest coraz więcej, a ludzie cenią swój czas, dbają o prywatność. Do tego dochodzi zniechęcenie polityką, co przekłada się na niechęć do odpowiedzi na takie pytania.
- Nie zapominajmy również, że wielu wyborców decyzje podejmuje dopiero w lokalu wyborczym - przypomina Paweł Grzelak, politolog i matematyk, przez lata związany z Instytutem Studiów Politycznych PAN.
W TNS, jeśli chodzi o zgodność wyników badań i rezultatów wyborów, najlepiej sprawdzały się badania telefoniczne. Istotne jest to, że można je wykonać nawet na dzień przed ciszą wyborczą. Świat zachodni zmierza jednak ku badaniom internetowym. - W Polsce one nadal nieco zawodzą, bo szczególnie ludzie ze starszych grup wiekowych nie są w nich należycie reprezentowani - twierdzi Krassowska.
Fachowcy przypominają, że sondaże są tylko przybliżeniem rzeczywistości. - Patrząc na ich wyniki, powinniśmy brać pod uwagę długofalowy trend, a nie pojedyncze badania - mówi Grzelak. Ważne są tzw. widełki. W badaniach na reprezentatywnej próbie nie są one większe niż plus/minus 3 punkty procentowe. Jeżeli np. notowania PiS wynoszą 37 proc., to równie dobrze partia może liczyć na 40-procentowe, jak i 34-procentowe poparcie.