56-letni pacjent w nocy z 20 na 21 sierpnia wypadł z okna w słupskim szpitalu
Józef M., pracownik leśny z Dębnicy Kaszubskiej, trafił do szpitala w nocy z 18 na 19 sierpnia. Zawiozło go tam pogotowie, bo się źle czuł i bolała go klatka piersiowa.
– Następnego dnia dowiedziałam się od szpitalnego lekarza, że tata ma obustronne zapalenie płuc i że wykryto na jego płucach guzy. Poprosiłam lekarza, aby ojcu na razie o tym nie mówić – opowiada jego córka.
Ostatecznie chory trafił na oddział chorób wewnętrznych. W niedzielę córka zawiozła ojcu uprane ubranie. – Był w dobrym nastroju, nie miał depresji, a w poniedziałek po godz. 4 z komórki taty zadzwoniono ze szpitala z informacją, że wyskoczył przez okno i że jest w bardzo złym stanie. Po godz. 6 byłam już w szpitalu. Wtedy zwłoki taty wieziono już do prosektorium, choć na karcie zgonu, którą dostałam ze szpitala, napisano, że tata zmarł o godz. 7.15 – relacjonuje córka.
Później odkryła, że jeszcze wcześniej ojciec dzwonił z komórki do żony oraz na telefon alarmowy 112. – Mam wrażenie, że tato mógł leżeć na ziemi dość długo, zanim go znaleziono – uważa córka Józefa M.
Od lekarzy usłyszała także sprzeczne informacje o tym, jak długo trwała akcja ratownicza. – Jeden mówił, że ratowano go godzinę, a drugi – dwie godziny – dodaje nasza rozmówczyni. Od lekarza usłyszała, że ojciec nie był przytomny, gdy go znaleziono, ale są także inne relacje. Tak samo usłyszała, że ojciec wyskoczył przez okno z sali, gdzie nikt go nie widział, bo pacjenci spali albo byli nieprzytomni.
– Niestety, to wszystko nie wygląda dobrze. Mam wrażenie, że coś się przede mną ukrywa. Sugeruje się natomiast, że tata był agresywny. A może ktoś go przestraszył, bo mu powiedział, że ma raka? – zastanawia się córka zmarłego.
W piątek o wyjaśnienia w sprawie samobójstwa Józefa M. poprosiliśmy Andrzeja Sapińskiego, prezesa Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku, ale powiedział, że jeszcze nie zna szczegółów tej sprawy, bo w tej placówce zbyt dużo się dzieje, aby prezes był o wszystkim informowany. Potem dodał, że dopiero się spotka z lekarzami, z którymi będzie o tej tragedii rozmawiał. Na koniec odesłał „Głos” do rzecznika prasowego szpitala.
Elżbieta Gryko, rzecznik szpitala, przysłała do naszej redakcji pisemne stanowisko placówki, w którym czytamy:
„Pomoc pacjentowi została udzielona natychmiast po zdarzeniu. Personel medyczny szpitala od razu udał się na miejsce zdarzenia, co zostało potwierdzone w dokumentacji medycznej. Natomiast policję powiadamia się, gdy są niejasne przyczyny zgonu i jednocześnie występuje podejrzenie o możliwości popełnienia przestępstwa. Lekarze w pierwszej kolejności walczyli o życie pacjenta. Pacjent do godziny 4 był przytomny, zabezpieczano jego czynności życiowe i walczono o jego życie. Jednak ze względu na rozległe i wielonarządowe obrażenia lekarzom nie udało się uratować pacjenta. Zmarł na Bloku Operacyjnym. Po zgonie, personel medyczny poinformował policję o zdarzeniu”.
O to, kto poinformował o samobójstwie, zapytaliśmy także Sebastiana Cistowskiego, p.o. rzecznika prasowego słupskiej policji. – O zgonie mężczyzny został poinformowany oficer dyżurny. Dzwoniono do niego z SOR-u – mówi Cistowski. O szczegółach dotyczących godziny, kiedy to zgłoszono, nie chciał mówić , bo nie dysponuje takimi dokumentami.
Córka zmarłego ma nadzieję, że uda się jej poznać szczegóły dotyczące śmierci ojca podczas postępowania prokuratorskiego.
– W prokuraturze dowiedziałam się , że będzie wniosek o zwolnienie lekarzy z tajemnicy lekarskiej. Może wtedy dowiem się tyle nowego, uda się wyjaśnić wszystkie sprzeczne informacje – uważa. Liczy, że pomoże jej w tym adwokat, którego już wynajęła.