Tak działał Kamil - autor „cudownych interesów” z Torunia
- Był w stanie poprosić o pieniądze nawet dziewczynę, którą poznał tego samego dnia - wspomina były pracodawca. Autor „cudownych interesów” z Torunia do tej pory nie doczekał się oskarżenia.
W prokuraturze są już dwie sprawy związane z Kamilem Malinowskim (nazwisko zmieniliśmy ze względu na toczące się postępowanie). Niebawem zapewne dołączą kolejne.
Pierwszym, który zwrócił się pomoc do śledczych, był Michał Lesiński. Lesiński od dłuższego czasu mieszka w Wielkiej Brytanii. Próbuje tam zarobić na spłatę długów, w które popadł za sprawą Kamila.
20 proc. w skali roku
- W 2011 roku zacząłem pracę w jednej z toruńskich firm, gdzie poznałem Kamila. Po kilku latach, mniej więcej w 2014 roku Kamil zaczął się mną bardziej interesować. Zwróciło jego uwagę, że lepiej się ubieram, noszę lepsze buty itp. Nawiązał ze mną bliski kontakt.
Zbyt bliski.
- Pewnego razu udało mu się nawet zajrzeć, ile pieniędzy miałem na własnym koncie, kiedy wszedłem w telefonicznej aplikacji na stronę banku - wspomina Michał.
Po pewnym czasie Kamil zaproponował koledze biznes. Wyjawił, że pożycza ludziom na wysoki procent. - Zapewniał, że bardzo mnie lubi, bo dostałem ostro po dupie od życia, może mi pomóc i odstąpi mi ten biznes.
Michał dał się przekonać. Co jakiś czas przekazywał Kamilowi około 1000 zł. - Po miesiącu miałem za to dostawać 1200.
I tak było, ale do czasu. - Później Malinowski zaproponował włożenie już przekazanych pieniędzy na jego nowy pomysł biznesowy. Opowiadał o znajomościach w Warszawie. Od 8 lat - jak twierdził - miał z tych biznesów ogromne sumy. I znowu chciał mi „pomóc”.
Tym razem chodziło już o wyższe kwoty. Pieniądze przekazane miały być na 5 lat w zamian za 20% w skali roku. Michał znowu połknął haczyk. Przekazał Kamilowi wszystkie pieniądze z wcześniejszego biznesu.
Gra na nosie
Ale tego było mało. - Zmotywowany przez Kamila dałem się namówić na wzięcie 2 kredytów w bankach. Na ten drugi biznes przekazałem również „procenty” z poprzednich pożyczek. Malinowski zaciągnął na mnie również pożyczki w parabankach podając moje dane w umowach przez internet.
Tym razem nadzwyczajne zdolności biznesowe Malinowskiego jakoś nie zadziałały.
Kamil wymyślił kilka historii o rzekomym zablokowaniu konta. Potem zapewniał, że spróbuje pożyczyć pieniądze od brata Romana Karkosika, z którym miał być w rzekomym dobrym kontakcie.
- Oczywiście nic z tego nie wyszło - dziś Michał potrafi już opowiadać o tamtych wydarzeniach bez emocji. - Wszystko było jego wymysłem. Dopóki nie zgłosiłem sprawy na policję, grał mi na nosie, a potem wprost szydził ze mnie i z mojej dziewczyny. Kazał nam „zapi...ć za granicą, a nie pożyczać pieniądze od innych”. Bezczelny złodziej i manipulator! Te biznesy to była oczywiście fikcja wymyślona przez Kamila tylko po to, aby wyciągnąć ode mnie jak najwięcej pieniędzy.
Michał wpadł w psychiczny dołek, ale w końcu zagryzł wargi i wyjechał do Anglii, żeby spłacać długi.
Zakręceni
Niebawem okazało się, że Michał nie jest sam. - W lutym 2016 zadzwoniła do mnie ciotka Kamila - Agata, której syn również padł ofiarą Kamila. Pani Agata przyznała się do 85 tysięcy złotych. Ustalili, że w stosunku do kuzyna Kamil posłużył się tą samą metodą - obiecywał w miarę szybki i pewny zysk po wcześniejszej wpłacie pieniędzy. Agata Dunajska nie chce mówić o sprawie z pożyczką. Zasłania się bliskim pokrewieństwem.
Michał: - Z tego co wiem, w tamtym przypadku skończyło się jakimś porozumieniem i Kamil spłacił część pieniędzy. Ode mnie wyłudził ponad 77 tysięcy. Bez odsetek i kosztów kredytów, adwokata i innych.
Dla małżeństwa Dobrowolskich w ciągu ostatniego roku Kamil stał się głównym tematem rozmów. Wymienili z nim setki SMS-ów. Wcześniej nerwowych, dziś już w ironicznym tonie.
- Poznałem Kamila w firmie finansowej, w której obaj kiedyś pracowaliśmy - wspomina Tomasz Dobrowolski. - Nie mieliśmy szczególnie bliskich kontaktów. On, rocznik 1988, pochodzący z Torunia. Przebojowy, z biznesowym wyglądem i darem przekonywania. Ponieważ prowadzimy małą firmę odzieżową, odwiedził nas kiedyś w sprawie garnituru dla brata. Tydzień później odezwał się znowu.
Zapytał, czy Dobrowolscy mogliby pożyczyć mu trochę pieniędzy, bo jedzie za granicę po samochody. Oczywiście nic za darmo. Twierdził, że za pieniądze Dobrowolskich może wziąć na lawetę dodatkowe dwa auta, na których mogliby wspólnie zarobić.
- Zakręcił nas - przyznaje Anna Dobrowolska. - Akurat mieliśmy pieniądze. To wszystko działo się tak szybko, że nawet nie było czasu dobrze przemyśleć sprawy. Tyle że w ostatniej chwili wpadłam na to, żeby zabezpieczyć się karami umownymi za każdy dzień zwłoki. W efekcie dług urósł już do 100 tys. zł.
Żebyście się uspokoili
Na początku Kamil kontaktował się codziennie, przyjeżdżał i wymyślał nowe tłumaczenia. Że coś nie poszło w Niemczech, ale sprawa jest na dobrej drodze. Przez pierwszy miesiąc Dobrowolscy mieli jeszcze wobec Malinowskiego margines zaufania. Przełknęli wersję, że auta nie zostały jeszcze sprzedane, bo klient wycofał się z transakcji. Później samochody jakoby się sprzedały, ale Kamil potrzebował na chwilę pieniędzy na kolejną szybką inwestycję.
- Daliśmy się zwieść tak jak cała gromada ludzi - przyznaje Tomek. - Wszyscy są bliższymi lub dalszymi znajomymi.
Któregoś dnia zadzwonił (niby) z banku, że podpisuje umowę o kredyt i w powrotnej drodze podrzuci mi pieniądze.
Tomek: - Odetchnąłem głęboko.
Na próżno, bo Kamil zadzwonił, że musi tylko podjechać po jakieś zaświadczenie. Za chwilę kolejny telefon - że księgowa jest na urlopie.
Było też granie na emocjach. Przyjeżdżał, prawie płakał, że jest osaczony w całej rodzinie. Mówił: „Kłamałem, ale tylko po to, żebyście się uspokoili”. Wysyłał zdjęcia chorego dziecka. Dalej była opowieść, że pojechał do Krakowa, gdzie miał dostać pieniądze od szwagra, ale musi poczekać, bo szwagier podpisuje właśnie jakąś ważną umowę z Chińczykami.
Anna: - Z początku nie mieliśmy świadomości, że mamy do czynienia ze zwykłym oszustem, bo nie urywał kontaktu z nami. Myśleliśmy, że jeśli się nie zaszył, nie uciekł, to jednak prędzej czy później te pieniądze odda.
Dlatego nie wykonywali żadnych ruchów prawnych. Żyli nadzieją, że takie kroki zmniejszyłyby prawdopodobieństwo odzyskania pieniędzy.
- W którymś momencie Kamil zaproponował, że dopóki nie zwróci pieniędzy, przekaże nam swojego dodge’a - Anne śmieje się dziś z własnej naiwności. - Podpisaliśmy umowę, ale samochód zniknął, a poza tym jego właścicielem okazał się nie Kamil, ale jego ojciec.
Dobrowolscy cały czas prowadzą korespondencję ze swoim dłużnikiem.
Anna: - Dzisiaj gubi się już w tych SMS-ach. Powtarza te same historie, które próbował nam wciskać przed kilkoma miesiącami.
Tomek Dobrowolski dotarł do Wiesława Przybylskiego, właściciela firmy K. handlującej artykułami fryzjerskimi. - Pracował u mnie i przywłaszczył sobie pieniądze - mówi Przybylski. - Sprzedał towar za gotówkę i pieniądze wziął do kieszeni. Jakby tego było mało, rozbił mi auto służbowe, używając go do celów prywatnych, bez mojej wiedzy. Od dziewczyny, która pracuje w mojej firmie, którą widział pierwszy raz w życiu, usiłował pożyczyć 4,800 zł. Niektórzy podpisali z nim umowę cywilnoprawną i będą mogli go skarżyć. Ale obawiam się, że niewiele z tego wyjdzie, bo długi będą nieściągalne.
Na służbowy telefon firmy K. do dziś przychodzą SMS-y z pogróżkami od innych oszukanych.
Kompleks czy uraz
Anna Dobrowolska: - Zastanawiam się, czy on działa na zlecenie. Niemożliwe, żeby te wszystkie pieniądze wykorzystywał na swoje potrzeby.
Zorganizowana grupa? Cynizm? A może problemy psychiczne? - Wydaje mi się, że on ma problem ze sobą - mówi Michał Lesiński. - Może to kompleks lub uraz z dzieciństwa. W każdym razie facet ma poczucie, że można skłamać w każdej kwestii i nie ponieść za to konsekwencji.
Ciotka Kamila: - Nic mi nie wiadomo, żeby Kamil miał problemy psychiczne.
Dziś w sprawie Kamila toczą się na razie dwie osobne sprawy w prokuraturze. W najbliższym czasie dołączy do nich trzeci wątek (Dobrowolskich). - Podczas przesłuchania zeznał nieprawdę - denerwuje się Michał. - Z początku, po wkroczeniu do sprawy prokuratora, podpisał umowę o zwrot pieniędzy i miał spłacać swój dług w ratach miesięcznych. Błagał telefonicznie o rozłożenie na raty twierdząc ze nie ma pieniędzy. Oczywiście po pewnym czasie przestał płacić regularnie, a teraz nie płaci już nic. Pojawiły się za to nowe poszkodowane osoby. Wiem, że Kamil jest w posiadaniu dużych pieniędzy. Wiem, że handluje autami, mimo że nie prowadzi działalności gospodarczej. Mieszkanie, które użytkuje jest formalnie zapisane na ojca jego żony.
Próbowaliśmy się skontaktować z Kamilem na wszystkie 6 numerów telefonicznych, które uzyskaliśmy od jego wierzycieli. Bez skutku.
Dla prokuratora Andrzeja Kukawskiego, rzecznika toruńskiej Prokuratury Okręgowej, wyczyny Malinowskiego nie są niczym niezwykłym: - Każdego miesiąca trafia do nas kilkanaście podobnych spraw. Są dla nas codziennością.
Michał Lesiński: - To jest małe Amber Gold, bo mechanizm wyłudzeń był przecież podobny. Ale nas nikt nie traktuje równie poważnie jak poszkodowanych z gdańskiej firmy.
P.S. Wszystkie nazwiska osób, które straciły pieniądze, zostały na ich prośbę zmienione.