Tak powinna wyglądać dobra zmiana
Na awersie wyroku sądu administracyjnego w sprawie procedury konkursowej na nowego szefa Teatru Dramatycznego jest to, co było wiadomo już od wiosny.
Strach koalicji PSL-PO (chociaż w tym duecie w sprawach kultury to raczej politycy Platformy nadają ton) przed oddaniem teatru (jednostki samorządowej) w niepewne ręce - z punktu widzenia partyjnego - już na wstępie generował podrażnione ambicje, rodził zupełnie niepotrzebne konflikty polityczne. I w końcu zaprowadził na salę sądową. A przecież marszałkowie mogli sprawę odwrócić na swoją korzyść już po ogłoszeniu wyników konkursu. Zamiast brnąć w procedury prawne, wystarczyło tylko pomyśleć. Bo zgadzając się na Piotra Półtoraka (związanego z PiS) swoim adwersarzom zawiesiliby bardzo wysoko poprzeczkę z napisem: „Tak powinna wyglądać dobra zmiana. Nie nasz kandydat, ale go akceptujemy. Bo zna się na robocie.”
Władze województwa postanowiły brnąć jednak dalej. Licząc się z koniecznością (po przegranej w sądzie) powołania Piotra Półtoraka, de facto jeszcze przed tym aktem ubezwłasnowolnili go. Bo tak zmienili - jak pisze „Wyborcza” statut teatru, że bez ich zgody nowy szef nie może powołać swojego zastępcy. Powód: by polityk nie wziął na swojego zastępcę innego polityka, a teatr nie stał się miejscem politycznych przepychanek.
To prawda, że władze województwa miały do tego prawo, choć wizerunkowo znowu strzeliły sobie samobója. Bo powinny o to samo pokusić się w innych instytucjach kultury. Zwłaszcza w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury, gdzie partyjno-towarzyskie powiązania w dyrekcji są aż nadto widoczne.
Jeśli opozycja krytykuje rząd Prawa i Sprawiedliwości za zawłaszczanie kolejnych instytucji w kraju, to sama powinna uderzyć się w piersi. Bo na poletku samorządowych próbuje robić dokładnie to samo.