Aniśmy się obejrzeli, a minęło 265 lat. Pardon, to ledwo trzy tygodnie. To właśnie wtedy dość sarkastycznie komentowałem stanowisko urzędników z jednostki pod szumną nazwą „Klimat-Energia-Gospodarka Wodna”, którzy przekonywali, że opady deszczu może i były obfite, ale takie to zdarzają się raz na 265 lat właśnie. Od tamtego czasu (czyli przez trzy tygodnie) podobny deszcz spadł co najmniej dwa razy, a więc norma została wyrobiona na ponad pół millenium.
Nie mam zamiaru dalej się wyśmiewać, bo straty po nawałnicy, która nawiedziła Kraków ze środy na czwartek, są bardzo poważne. Równie poważne są zaniedbania, jakie owa nawałnica nam unaoczniła. I tak mieszkańcy Górki Narodowej przekonali się, że gęsta zabudowa betonowymi blokami, brak odpowiedniej retencji, a także kontrowersyjnie prowadzona inwestycja - budowa linii tramwajowej wraz z pętlą - nie są przygotowane na załamanie pogody. - Wcześniej zieleń zatrzymywała wodę, ale wszystko zryli, zabetonowali, na górze deweloperzy budują osiedla, woda nie wsiąka już tam w ziemię, tylko płynie rwącą rzeką - mówili mieszkańcy.
To prawda. Filmy, na których widać rzekę błota płynącą między blokami, biły na stronie „Dziennika” rekordy oglądalności, trudno jednak nie mieć wrażenia, że może to być jedynie chwilowa ekscytacja widzów. Jeśli nie zmieni się systemowe podejście do kwestii klimatu, jeśli na poziomie ponadnarodowym, ale także rządu i samorządu (wspólnie!) nie będziemy mieli rozwiązań pozwalających reagować na podobne (wciąż jeszcze) anomalia, ale i takich, które powstrzymają zmiany, to niestety - obrazki jak z Górki Narodowej gotowe nam spowszednieć, a za 265 lat nie tylko nie będzie tu „wielkiego deszczu”, ale także nikogo, kto miałby w nim zmoknąć.
A skoro już jesteśmy przy Wielkich Planach, to może zamiast wymyślać opowieści o „historycznych deszczach” warto zaplanować regularne i interwencyjne przetykanie studzienek kanalizacyjnych?