Partie w II Rzeczypospolitej nie cieszyły się poważaniem. System partyjny III RP wykazuje też inne podobieństwa z międzywojniem. Rozmawiamy z prof. Tomaszem Gąsowskim kierownikiem Zakładu Historii Polski Nowoczesnej w UJ, wybitnym znawcą XIX i XX stulecia.
- Czy system polityczny II RP w czymkolwiek przypominał realia partyjne III RP?
- Systemy polityczne II i III RP miały cechy wspólne. Należy do nich zaliczyć to, że zarówno po roku 1918, jak i po 1989 elity sięgnęły po wzorce zachodnie. Na progu II RP funkcjonowanie systemu partyjnego oparto na rozwiązaniach obowiązujących w III Republice Francuskiej. Wydawały się one idealne, ale w praktyce zawiodły.
- Dlaczego?
- Przyczyna i wtedy, i po 1989 r. jest w zasadzie taka sama. Jest nią słabość kultury politycznej obywateli, w tym tych, którzy aktywnie uczestniczą na scenie politycznej. W II RP zawiodły nie tyle partie, system wyborczy, przywódcy, politycy, co nieumiejętność współdziałania, szukania kompromisu, poszanowania konkurenta, myślenia kategoriami - jak byśmy dziś to ujęli - dobra wspólnego. Skutek był taki, że kryzysy były permanentne, by wymienić zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza, zamach majowy, rozprawę obozu władzy z opozycją, a potem zmierzanie w kierunku umiarkowanego, lecz jednak autorytaryzmu. Łatwo zauważyć, że w III RP sytuacja na wielu polach jest podobna. Tylko realnego autorytaryzmu nie mamy. Kto myśli inaczej, nie ma pojęcia, kim był Józef Piłsudski i jak na jego tle wypadają ci politycy w III RP, których o zapędy autorytarne posądzano w czasie przeszłym i teraźniejszym.
- W III RP najsilniejsze partie utożsamiane są z przywódcami. W II RP było inaczej.
- Wtedy stronnictwa miały raczej patronów, których hołubiono jako autorytety, legendy. Dla PPS taką postacią byli Bolesław Limanowski i Ignacy Daszyński. Na prawicy wielkim kreatorem do śmierci był Roman Dmowski. Dla nurtu chłopskiego podobną rolę odgrywał Wincenty Witos. Należy pamiętać, że partie międzywojnia międzywojnia były o wiele mniej zbiurokratyzowane.
- Czy stosunek obywateli II RP do partii był podobny jak dziś, czyli nieufny.
- Pod tym względem było podobnie jak teraz. Oliwy do ognia w pierwszej połowie lat 20. dolewali Piłsudski i jego ekipa. Ostro, nie bacząc na słowa, atakowali system partyjny, partyjniactwo. Na polityków większość wyborców patrzyła podobnie, jak to ma miejsce dzisiaj. Postrzegani byli jako ci, dla których ważny jest interes osobisty i partyjny. Zwracam uwagę, że w międzywojniu samo słowo „partia” było rzadko używane w odniesieniu do nazw ugrupowań. W zamian sięgano po inne terminy, np. stronnictwo, obóz, blok, związek, organizacja. Z liczących się sił politycznych w swojej nazwie określenie „partia” miała tylko PPS.
- Którym partiom sprzyjał Kościół katolicki?
- Duchowieństwo było podzielone, choć większość hierarchów sympatyzowała z ruchem narodowo-katolickim. Z obozem sanacyjnym księża na ogół nie chcieli zadzierać, wychodząc z założenia, że władza może wiele. Duchowieństwu katolickiemu nie mogło się jednak podobać, że część elit sanacyjnych należała do masonerii albo o związki z nią była posądzana.
- W II RP nie było partii liberalnej. Dlaczego?
- Trzeba pamiętać, że ugrupowania nie wyrosły znikąd, gdy narodziła się niepodległa Polska. Już przed I wojną światową system partyjny na ziemiach polskich miał się dobrze. Zanim powstała II RP, nie pojawił się nurt liberalny. Po 1918 r. jego zwolennicy byli rozproszeni po różnych środowiskach politycznych. Można ich było spotkać m.in. na lewicy, w obozie sanacji. Ale faktem jest, że ta orientacja pojawiła się dopiero w III RP.
- Jak przedstawiał się system partyjny w II RP na tle innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej?
- Poza Czechosłowacją, która do 1938 r. miała stabilny system demokracji parlamentarnej, w pozostałych krajach, w tym w Polsce, regułą były przesunięcia w kierunku autorytaryzmu. W części państw tego regionu system polityczno-partyjny szedł w kierunku systemu faszystowskiego. W Polsce od lat 30. tendencje autorytarne były obecne w większości liczących się stronnictw, a precyzyjniej mówiąc - nurtów. W Polsce międzywojennej mieliśmy bowiem do czynienia ze zjawiskiem istnienia nurtów, w skład których wchodziło często po kilka, a nawet kilkanaście partii. Był nurt chłopski, narodowy, konserwatywny, lewicowy, nurt władzy, a w szczątkowej formie chadecki.
- W II RP istniały też stronnictwa tworzone przez mniejszości narodowe. Jaką miały pozycję?
- Na początku radziły sobie całkiem dobrze. W pierwszych wyborach (1922 r.) stronnictwa ukraińskie, białoruskie, żydowskie i niemieckie utworzyły Blok Mniejszości Narodowych. Uzyskał on ponad 15 proc. głosów (66 mandatów) i przyczynił się do wyboru Gabriela Narutowicza na prezydenta Polski. Również w 1928 r. BMN wystąpił wspólnie i uzyskał niemal 13 proc. głosów (55 mandatów), ale na tym wspólne działania stronnictw mniejszości narodowych zakończyły się. Udziału we władzy partie mniejszości nie miały jednak w całym okresie istnienia II RP.