Tancerz z Suchedniowa robi karierę w Austrii
Paweł Żołądek, 23 - letni tancerz opowiada o swojej pasji i drodze do teatru w Linz
ZOBACZ ZAPIS RELACJI Z GALI
Życie poświęcił pan tańcowi. Jak to się zaczęło?
Miałem wtedy sześć lat, chyba przypadkiem trafiłem na feryjne zajęcia taneczne w domu kultury „Kuźnica” w Suchedniowie. Wtedy powstawał zespół „Akcent” - obecnie „Axis” i zacząłem w nim występować. Kilka lat później przeniosłem się do działającej przy Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach Świętokrzyskiej Szkoły Tańca „Trzpioty”. Szkoda, że już nie istnieje. Przez dwa lata byłem tam solistą. Kolejnym krokiem było zapisanie się do liceum teatralno - tanecznego w Krakowie. Z rodzinnego miasta wyjechałem w wieku 15 lat. W tym czasie udało mi się występować w krakowskim Teatrze Ludowym, „Bagateli” i teatrze Witkacego w Zakopanem.
Cały czas szedł pan w jednym kierunku...
Po liceum zdobyłem dyplom choreografa scenicznego i przyszedł czas na studia. Podjąłem je w austriackim Li nz, w prywatnej uczelni tańca współczesnego. Tydzień temu ukończyłem studia. Wielką radością jest dla mnie stała współpraca z Landes Musik Theater w Linz, brałem udział w dziesięciu operach, operetkach, musicalach. W niedzielę mieliśmy premierę kolejnej opery. Występuję tam jako tancerz - solista.
Do Polski pana nie ciągnie?
Ależ tak! W kwietniu przyjeżdżam na pięć miesięcy. Bywam w Kielcach, podczas Festiwali Harcerskich jestem specjalistą do spraw tańca współczesnego. To fajna impreza, a jej efektem dla mnie są prośby o tworzenie choreografii dla różnych zespołów. Przygotowałem ich już 12. Cieszę się, że mam okazję w rodzinnym kraju przekazywać umiejętności, jakie zdobyłem za granicą. Na Zachodzie choreografia jest inna, niż u nas. My za to mamy fantastyczny potencjał - jest u nas wielu znakomitych tancerzy.
Co chciałby pan robić w kraju?
Połączyć nasz folklor z tańcem współczesnym. Polska kultura ludowa jest niesamowita i wyjątkowo bogata. Te korzenie warto ukazać w nowej formie. Jestem przekonany, że to da się zrobić. Zresztą, już raz się udało. Z zespołem z Biłgoraja stworzyliśmy krótką formę, opartą o motywy lufowe „Kasieńka szuka Jasieńka”.
W rodzinnym mieście mało osób wie, że ich krajan robi karierę za granicą.
Faktycznie, chyba częściej pokazywałem się w innych stronach. Mam nadzieję, że to się zmieni, w czym pomoże wyróżnienie, jakie otrzymałem w konkursie Echa Dnia. Bardzo za nie dziękuję.
Wiele osób sądzi, że jesli ktoś pochodzi z prowincji, nie ma szans się wybić.
Chyba mogę być przykładem, że to nieprawda. To, że się pochodzi z małego miasteczka, nie zamyka żadnej drogi. Jeśli ma się jakiś cel w życiu i włoży naprawdę dużo pracy, można go osiągnąć.
Ma pan jakieś pasje oprócz tańca?
Moją największą pasją i miłością jest... scena.