Taśmy gorszego sortu - co wynika z nagrań prezesa PiS
Czy taśmy Kaczyńskiego są w stanie przebić taśmy Morawieckiego, a tym bardziej ośmiorniczki? Na razie nic na to nie wskazuje, ale dwie rzeczy są zastanawiajace...
Nieważne co jest na taśmach, ważne, że są taśmy. Taki markowy produkt regionalny polskiej polityki. Na pierwszy rzut oka zawartość „taśm Kaczyńskiego” upubliczniona przez „Gazetę Wyborczą”, z nóg nie zwala. Niezależnie od tego, jakie wyjaśnienia przyniosą najbliższe dni, istotne są dwa pytania: jak to możliwe, że taki szczwany lis jak prezes PiS dał się nagrać? Stracił czujność? I drugie: czy termin „taśmy Kaczyńskiego” na trwałe przylepi się do tej partii w roku wyborczym? Bo ludzie żyją dziś sloganami, nie mając czasu na analizowanie, co się za nimi kryje.
Taśmy dotyka dziś jednak syndrom zużycia, taki sam jak sejmowe komisje śledcze. Najważniejsze i najgłośniejsze były te pierwsze. Każde kolejne są jak kompot do obiadu. Stają się zwyczajnym składnikiem menu. Jakiż to musiałby być kompot, żeby ludzie po jego wypiciu chcieli wyrzucić szefa kuchni.