Tatuś z Żor chce zostać gwiazdą muzyki disco polo [ZDJĘCIA]
Łukasz Porada z Żor chce zostać gwiazdą muzyki disco polo. Bierze udział w trzeciej edycji programu "Disco Star". Jego śpiew oczarował już Shazzę i Marcina Millera z zespołu Boys.
Łukasz - z zawodu geodeta, obecnie przebywa na urlopie wychowawczym, w 2013 r. był na "tacierzyńskim". Mimo obowiązków w opiece nad 1,5-rocznym synem nie zapomina o muzyce. W weekendy śpiewa na imprezach tanecznych, a pasję do muzyki odziedziczył po dziadkach, którzy występowali w chórze kościelnym w Odolanowie. Tam pierwsze kroki stawiał też nasz bohater. Ma na koncie występy solowe na przeglądach dziecięcych, potem z chórem Państwowej Szkoły Muzycznej w Ostrowie Wielkopolskim.
Chore gardło, a jury pod wrażeniem
Na katowicki precasting programu Disco Star, nadawanego na antenie Polo TV, który ma wyłonić nową gwiazdę polskiej sceny disco polo, pan Łukasz pojechał spontanicznie, jak mówi – nieprzygotowany. Udało się mu jednak oczarować jurorów, podobnie jak na właściwym castingu w Warszawie.
- Informację o precastingu w Katowicach znalazła dzień wcześniej w internecie moja żona Monika. Stwierdziła, że powinienem spróbować, bo jak powiedziała – to idealny program dla mnie. Żona wierzy we mnie i w moje możliwości. Do Katowic pojechałem praktycznie bez przygotowania i bez jakiegokolwiek podkładu muzycznego. Na miejscu okazało się, że teoretycznie przesłuchania się już zakończyły, ale w drodze wyjątku dano mi szansę i tak zostałem ostatnim uczestnikiem precastingu w Katowicach do programu Disco Star. - wspomina Łukasz Porada z Żor.
W Katowicach Łukasza oceniał sam Marcin Miller z grupy Boys, który miał decydujący głos w wyborze ścisłej czołówki uczestników programu. Żorzanin dobrze wspomina swój występ. W Katowicach zaśpiewał a capella piosenkę „Sąsiadka” grupy Toples. - Marcin Miller po wysłuchaniu mnie stwierdził, że będę jedyną osobą śpiewającą bez podkładu muzycznego, która dostała się do castingu głównego w Warszawie. Niestety mój występ w Katowicach nie został wyemitowany w programie, ale już moje wykonanie piosenki „Szalona Ruda” na castingu w Warszawie trafiło do programu Disco Star.
Mimo że Bartek Padyasek z grupy D-Bomb widziałby mnie bardziej na Festiwalu Piosenki Kabaretowej, to już Shazza i Patryk Pegza z zespołu After Party byli pod wrażeniem i dali mi „tak”. Marcin Miller również podtrzymał swoje zdanie z Katowic – cieszy się Łukasz. Nie przypuszczał jednak, że będzie walczyć dalej. Podczas występu miał chore gardło, zmagał się z przeziębieniem. Postanowił jednak dać z siebie wszystko. Trema zniknęła, a występ wyszedł koncertowo. Łukasz zakwalifikował się do 36 najlepszych uczestników programu – będą oni rywalizować między sobą w sześciu odcinkach eliminacyjnych o wejście do półfinału, w którym ocenie jury i publiczności podda się już tylko sześć osób. Trójka z nich będzie mogła zaśpiewać na żywo w finale programu, który zostanie wyemitowany 30 maja.
ZOBACZ TEŻ: Zobacz występ pana Łukasza - od 17.55!
ZOBACZ TEŻ: PROFIL Łukasza Porady w Polo TV
Marzenia z dzieciństwa spełniają się
Dlaczego postawił na udział w talent-show z gatunku disco polo? - Śpiewaniem zajmuję się głównie dla przyjemności, a wcześniej nie myślałem, żeby zająć się tym „na poważnie”. Muzyka disco polo jednak była mi zawsze bliska. Jestem z pokolenia, które bardzo dobrze pamięta programy typu Disco Relax w niedzielnym, porannym paśmie telewizyjnym. Ponadto utwory disco polo były pierwszymi, które grałem na moim pierwszym keyboardzie. Wtedy chyba bardziej chciałem zostać gwiazdą disco polo, ale kto nie chciał nią być jako nastolatek. Wtedy wydawało się to nieosiągalne, a dziś okazuje się być na wyciągnięcie ręki. Oczywiste, że w obecnej sytuacji marzenia z dzieciństwa powracają – przyznaje pan Łukasz.
Ale przecież na początku był rock
Trudno uwierzyć, ale pan Łukasz wcześniej, bo na studiach był zafascynowany muzyką rockową. - Przez krótki etap mojego życia, będąc jeszcze na studiach we Wrocławiu, grałem na gitarze basowej w zespole rockowym. Powstało nawet kilka piosenek. To już jednak historia - utwory leżą zapomniane gdzieś na dnie szuflady.
Zespół, z którym teraz występuję, stworzyłem mieszkając już na Śląsku. Zajmujemy się obsługą muzyczną imprez okolicznościowych. Gramy na weselach, balach karnawałowych. Przez ten czas zmieniały się miejsca występów, zmieniali się członkowie zespołu, jednak muzyka się nie zmieniała – wciąż gramy i śpiewamy największe hity muzyki rozrywkowej i disco polo. Mimo że nurt disco polo zniknął z mediów na wiele lat, z parkietów imprez tanecznych nie zszedł nigdy, dlatego zawsze był, jest i będzie w moim repertuarze – mówi Łukasz, który obecnie śpiewa w zespole Kampersi. Skąd taka nazwa? - Ogromna ilość sprzętu, który zabieramy ze sobą na każdy występ, powoduje problemy z jego przewożeniem. Odkąd zaczęliśmy na imprezy jeździć kamperem, żeby to wszystko pomieścić, stało się to naszym znakiem rozpoznawczym, stąd też nasza nazwa – Kampersi – wyjaśnia artysta.
Talent muzyczny po dziadkach
Łukasz talent muzyczny odziedziczył po dziadkach - jego babcia i tata należeli do chóru kościelnego. Razem z nimi chodził na próby. Najpierw był chór, później szkoła muzyczna i pierwsze występy publiczne z kolegami z liceum. - Odkąd pamiętam moja babcia wraz z moim tatą śpiewali w chórze kościelnym w Odolanowie – to Wielkopolska, stamtąd pochodzę. Jednocześnie mój dziadek grywał namiętnie w domu na akordeonie, śpiewając przy tym piosenki ze śpiewnika żołnierskiego. Najpierw śpiewałem z dziadkiem, potem nauczył mnie grać, potem poszedłem z babcią na pierwszą próbę chóru, a następnie przez wiele lat byłem w nim solistą. Najpierw jako nastolatek, śpiewając jeszcze falsetem, potem już jako pełnoprawny tenor. Z czasem przyszły lekcje gry na fortepianie, pod koniec szkoły podstawowej szkoła muzyczna i klarnet. Jednocześnie już wtedy pojawiły się pierwsze imprezy taneczne. Wtedy jeszcze z kolegami z podstawówki, na zmontowanym sprzęcie, z repertuarem 80 utworów zagraliśmy pierwsze imprezy. Proszę sobie wyobrazić czworo 15-latków na scenie, zabawiających muzycznie na imprezie ponad 100 dorosłych gości, wśród których byli nasi rodzice i nauczyciele. Wtedy poczułem, że muzyka to nie tylko żmudne ćwiczenia, czy też występy chóralne, ale też dawanie ludziom przyjemności - wspomina Łukasz.
Ach ta fotografia i modele samolotów
Poza muzyką nasz bohater interesuje się fotografią i modelarstwem – buduje latające modele samolotów. - Mimo wszechobecnej fotografii cyfrowej ja dalej lubię swojego starego Zenita, w którym ciągle gości świeża rolka filmu. Na skończenie czeka też ciemnia fotograficzna, ale póki co wszystko leży i czeka – niestety doba jest dla mnie trochę za krótka. A modelarstwo to takie hobby, które pojawiło się z fascynacji lotnictwem. Latający model jest taką namiastką marzeń o lataniu, jednocześnie jego bezpieczniejszą wersją, bo stoi się twardo na ziemi. Zbliżają się cieplejsze dni, więc już wszystko przygotowane do lotów – mówi Łukasz. Aktualnie wszystkie swoje zainteresowania odstawił na boczny tor, bo całą swoją uwagę koncentruje na wychowaniu synka Igorka. Dlatego pan Łukasz jest na urlopie wychowawczym, a jego żona Monika pracuje – prowadzi gabinet dentystyczny.
Opieka nad synem to wyzwanie i radość
- Decydując się na ten urlop brałem pod uwagę moją przynajmniej chwilową rezygnację z wykonywania pracy zawodowej i całkowite poświęcenie się dziecku. Również z racji mojego wykształcenia: geodezja, budownictwo, i jednoczesnym kryzysem w branży budowlanej decyzja ta w zasadzie podjęła się sama. Żona jest lekarzem dentystą, a w jej zawodzie wymagany jest ciągły kontakt z pacjentem, stąd też chęć powrotu do pracy. Nie chcąc pozostawiać dziecka z opiekunką, albo w żłobku Igor jest ze mną w domu. Obecnie zdecydowałem się przejść na urlop wychowawczy i dalej zajmuję się synem i domem – wyjaśnia Łukasz, któremu na początku było trudno oswoić się z nową sytuacją. - Uważam, że okres opieki nad synem to najpiękniejszy czas w moim życiu. Jak się okazuje nie jest łatwo jednocześnie zajmować się dzieckiem, sprzątać dom, gotować obiady i być w kontakcie ze światem. Moja żona zazdrości mi trochę tego, że mogę przebywać z naszym synem niemal bez przerwy, a ona idzie do pracy – dodaje pan Łukasz.
- Moją żonę Monikę, rodowitą żorzankę, poznałem na studiach we Wrocławiu. Po studiach i odbytych stażach przeprowadziliśmy się do Żor, gdzie mieszkamy od 2010 roku. Tutaj też mieszkają rodzice Moniki, dziadkowie Igora. Chcieliśmy, aby nasze dzieci miały swoich dziadków blisko - mówi pan Łukasz.