Te filmy mogą być pomostem między pokoleniami [ROZMOWA]
- Stworzenie filmu o czerwcu 1956 r. uważam za trudne zadanie. Ale filmy o współczesnej historii bez wątpienia tworzyć należy - mówi Andrzej Maleszka, reżyser filmów dla dzieci i młodzieży, autor książek i juror konkursu Poznań 56".
Kiedy w Poznaniu wybuchły wydarzenia czerwcowe, miał Pan rok. Nie może więc Pan bezpośrednio ich pamiętać. Czy jednak wracano do nich w domu, w późniejszych latach?
Z tak maleńkim dzieckiem, jakim wtedy byłem nikt oczywiście nie rozmawiał o tych zdarzeniach. Jednak poczucie, że dzieje się coś niezwykłego, groźnego i ja i moja siostra chyba mieliśmy. Szczególnie, że mieszkaliśmy na Wildzie, na rogu obecnej Górnej Wildy. Wtedy ta ulica nazywała się Feliksa Dzierżyńskiego i blisko naszego domu rozegrała się część zdarzeń z Czerwca '56. Mam takie wspomnienie z najgłębszego dzieciństwa, że cała rodzina stoi na balkonie i widzi coś ważnego. Ja także chcę tam być, ale mama krzyczy na mnie, nie pozwala mi wyjść na balkon. Miałem cudowną mamę, która nigdy na nas nie krzyczała, więc musiało dziać się coś naprawdę dramatycznego. Prawdopodobnie wtedy trwały walki na ulicach, gdzieś blisko naszego domu.
Oczywiście o tych zdarzeniach się w domu rozmawiało. Pamiętam też z najmłodszych lat rytuał rodzinnego słuchania radia Wolna Europa. Mieliśmy radio z dorobioną skomplikowaną anteną i stale trzeba było chodzić po mieszkaniu, by łapać sygnał, bo audycje Wolnej Europy zagłuszano.
Poznański Czerwiec to – podobnie jak powstanie wielkopolskie – stosunkowo rzadko podejmowany temat w polskim kinie fabularnym. Jest film Filipa Bajona, powstało kilka dokumentów, znanych raczej wąskiemu gronu odbiorców. Z czego, Pana zdaniem, to wynika?
Pewnie z tego, że po tych zdarzeniach były kolejne - grudniowe, sierpniowe… Bliższe nam w czasie, które odcisnęły silniejszy ślad w zbiorowej świadomości. Poza tym lata pięćdziesiąte to był czas, kiedy aparaty fotograficzne czy kamery były niemal niedostępne zwykłym ludziom. Stąd zdarzenia Czerwcowe zostawiły stosunkowo mały ślad wizualny. A może jest też w tym syndrom myślenia o „solidnej Wielkopolsce”? Ten region nie kojarzy się ze zrywami i rewolucjami. Stąd niewiele jest filmów o takich zdarzeniach dziejących się w naszym mieście. Prawdę mówiąc, w ogóle niewiele jest filmów, których akcja dzieje się w Poznaniu, nie tylko tych historycznych.
Jak w ogóle należy opowiadać o takich wydarzeniach na ekranie, by nie tylko zainteresować, ale przede wszystkim – nie zniechęcić widza?
Nie sadzę, aby był jeden sposób. Nigdy osobiście nie reżyserowałem filmów historycznych, ale myślę, że jest wielka różnica w robieniu filmu o historii dawnej i o tej współczesnej, w której braliśmy udział my czy nasi rodzice. Wbrew pozorom chyba łatwiej zrobić współczesny i uniwersalny film o np. czasach Chrobrego. Dlaczego? Bo akceptujemy, że nie będzie on zbyt realistyczny. Na ekranie rycerze nie mówią średniowieczną polszczyzną, bo nikt by ich nie zrozumiał. Przeżycia bohaterów najczęściej także są współczesne i uniwersalne. Po prostu akceptujemy to, że odległa historia jest tłem do mówienia o nas, o obecnym świecie. A gdy film dotyka współczesnej historii, to instynktownie oczekujemy realizmu i podobieństwa do naszych doświadczeń. A są one zależne od wieku widza czy regionu w jakim się urodził. Stąd myślę, że stworzenie dobrego, uniwersalnego filmu o takim zdarzeniu jak Czerwiec '56 jest trudnym zadaniem. Ale bez wątpienia powinno się tworzyć filmy o współczesnej historii. To jest budowanie mostów między pokoleniami. I jest to niezbędne.
W konkursie Poznań 56”, którego jest Pan jurorem biorą udział twórcy w różnym wieku, jednak można przypuszczać, że spora część z nich to ludzie urodzeni po przemianach ustrojowych 1989 r., znający tematykę Czerwca co najwyżej z lekcji historii lub z rodzinnych przekazów. Jak podszedłby Pan na ich miejscu do tej tematyki?
Są chyba dwie drogi. Albo spojrzymy na tamte zdarzenia z dystansu, oczyma człowieka współczesnego i powiemy co my, teraz, z nich rozumiany. Albo spróbujemy się wcielić w człowieka z tamtej epoki. Spojrzymy na Czerwiec '56 oczyma osoby, która żyła w latach pięćdziesiątych. Oba sposoby są ciekawe. Dla twórców czasem trudne jest zrozumienie, gdzie biegnie linia oddzielająca w naszej głowie „historię” i „współczesność”. Ja piszę i reżyseruję dla młodej widowni. Większość moich odbiorców urodziła się w XXI wieku. Dla tych widzów film dziejący się np. w latach osiemdziesiątych to już film historyczny. Dzieciom trudno choćby pojąć, czym są budki telefoniczne i czemu nocą w mieście było tak ciemno. Więc tworzący filmy o historii współczesnej muszą zawsze pamiętać, że nasza „dorosła” współczesność to dla najmłodszych widzów historia, której tło trzeba często wyjaśnić.
Uczestnicy konkursu mają ściśle narzucone ramy czasowe swoich produkcji. Każda z nich musi trwać 56 sekund. Wyobraża sobie Pan sprawne opowiedzenie historii w tak wąskich ramach czasowych?
Jeden z bohaterów mojej powieści „Magiczne drzewo” mówi tak: „Kłamcy mówią długo, a prawdomówni krótko”. Wierzę, że tak jest. Pomysł, by konkursowe filmy trwały 56 sekund jest świetny. Media są obecnie straszliwie przegadane. Internet zalany jest terabajtami danych, filmów, wypowiedzi. Dlatego bardzo dobrze, jeśli zmobilizujemy artystów do opowiadania zwartego i krótkiego.
Mój poprzedni rozmówca, operator i montażysta Arthur Reinhart, twierdzi, że powodzenie całego przedsięwzięcia zależy od pomysłu. Zapytam zatem Pana – jako reżysera – jak nad tym pomysłem pracować. Jak go szlifować? Rzucać się w wir spontanicznych rozwiązań, czy poddawać krytycznej ocenie na każdym kroku?
Pomysł oczywiście jest kluczowy, ale nie pomysł formalny. Taki film to jakby wiadomość wysłana z przeszłości do przyszłości. Można myśleć na przykład tak: w dramatycznej sytuacji muszę napisać lub nagrać list. Może ostatni list w życiu. Wiadomość dla kogoś bliskiego albo dla następnych pokoleń. Mam na to 56 sekund. W takiej chwili nikt nie myśli o tym, by pisać pięknie. Chodzi o to by mówić ważne rzeczy. Najważniejsze.
Na co Pan, jako juror, zwracał będzie szczególną uwagę przy ocenie filmów konkursowych?
Chyba nie mogę tego zdradzić, żeby twórcy nie próbowali się „dostosować”. Myślę, że jest wiele sposobów, by mówić o Czerwcu '56. Liczę, że konkursowe filmy będą różnorodne. Wiele różnych spojrzeń.