
Paweł Okoński, reżyser sztuki „Nic nie gra”, która jest przygotowywana we Wrocławskim Teatrze Komedia, opowiada o przedstawieniu, które pokochał Londyn i które ma szansę podbić Wrocław.
Najnowszą premierę w Komedii, do której trwają właśnie intensywne próby, przywiózł Pan prosto z Londynu.
Grana jest tam trzeci sezon pod nazwą „The Play That Goes Wrong”. Ale hasło „nic nie gra” pada w tym spektaklu, więc nasz polski tytuł się broni.
Tytuł, jak na spektakl, trochę…
… złowieszczy (śmiech). Myślę, że z tym tytułem jest trochę jak ze snami. Trzeba czytać je na opak. Poza tym ten tytuł jest prowokujący jak na teatr i może przyciągnąć widzów. Zwłaszcza w naszym teatrze, tfu tfu, w którym zawsze wszystko „grało”.
Sztuka została po raz pierwszy zagrana w Anglii, w Mischief Theatre.
To był teatr peryferyjny, założony przez studentów, mieli swoją scenę gdzieś pod Londynem, prawie że w garażu. I zrobili fajną sztukę - jeden z autorów prowadzi szkołę improwizacji aktorskiej, warsztaty, z którymi jeździ po całym świecie, a improwizacja w sztuce „Nic nie gra” jest szalenie ważna. Aktorzy muszą umieć się znaleźć w niespodziewanych sytuacjach, zachowywać bardzo inteligentnie, umieć przebrnąć pragmatycznie pewne okoliczności, które ich zaskakują na scenie i pójść dalej. Zespół Mischief pewnego dnia zaryzykował i wynajął budynek na prawie 500 miejsc. Stary, piękny Duchess Theatre, z lat 30., na londyńskim West Endzie, w otoczeniu innych teatrów, i zaczął wystawiać „The Play That Goes Wrong”. I tak ta sztuka zaczęła im „żreć”, że w drugim sezonie grania dostali nagrodę dla najlepszej komedii na West Endzie, przyznaną przez krytyków teatralnych. A potem dostali prestiżową Laurence Olivier Award, nagrodę, o której marzą twórcy teatralni w Londynie - taki Oscar teatralny. I ta farsa, wydawałoby się gorszy gatunek, dostała taaaaką nagrodę.
Na czym polega jej fenomen?
Widziałem tę sztukę w Londynie już trzy razy. To jest świetnie napisane, w Londynie było świetnie zagrane - każdy moment, każda intonacja głosu. Oczywiście na polską scenę nie mogliśmy przenieść tego przedstawienia żywcem - trzeba było je trochę dostosować do polskich realiów, bo nie zawsze to, co śmieszy Anglików, jest zrozumiałe dla Polaków. Ale po tych kosmetycznych przeróbkach spektakl nie utracił - proszę mi wierzyć - ani grama ze swojej angielskiej atrakcyjności. Poza tym mamy doświadczenie w „lekkich przeróbkach”, ba, mamy już nawet taką tradycję spolszczania zagranicznych spektakli w Komedii, za zgodą autorów oczywiście. „Kolację dla głupca” przerobiliśmy na Wrocław, „Szalone nożyczki” też i nic te przedstawienia nie straciły.
We Wrocławiu będzie na scenie czysta improwizacja, puszczona na żywioł, czy też taka wyreżyserowana, pod kontrolą.
W większości będzie kontrolowana przez reżysera, czyli przeze mnie, ale oczywiście będą sytuacje, których się nie da do końca przewidzieć i trzeba będzie improwizować. Ta sztuka to duże pole do popisu dla aktorów, którzy znajdują się na scenie i poza nią, za kulisami. Bo tam też będą grać - choć ich nie będzie widać, to będzie… słychać.
O czym opowiada „Nic nie gra”?
O amatorskim zespole teatralnym działającym współcześnie przy jednej z politechnik, który próbuje zrealizować premierę przedwojennego dreszczowca. Mimo usilnych starań zespołu, przedstawienie, z powodu przeróżnych, zabawnych kłopotów technicznych, nie przebiega w zamierzony sposób. Im bardziej wykonawcy starają się te problemy ominąć, tym są one coraz większe, aż do… niespodziewanego zakończenia. W skrócie - to połączenie kryminału Agathy Christie z kabaretem „Monty Python”. To angielski humor w najlepszym wydaniu. Sztuka opowiada o amatorskim teatrze, o jego kulisach, o aktorach tego teatru, którzy każdy spektakl traktują jak premierę, grają prawdziwie, żarliwie, ale nagle występują sytuacje, które nie są od nich zależne i które psują im robotę. I nagle nic nie gra… Ale co nie gra, tego nie mogę zdradzić, bo by nie było zabawy.
Ile trwa spektakl?
Godzinę i 50 minut, z jedną przerwą. Jazda będzie bez trzymanki. Zwłaszcza że na scenie występują wspaniali aktorzy: Tomasz Lulek, słynny Tonio z naszych „Szalonych nożyczek”, Agnieszka Wielgosz i Rafał Kwietniewski, znani z polsatowskiego serialu „Pierwsza miłość”, oraz inni aktorzy, dobrze znani widowni za sceny Wrocławskiego Teatru Komedia: Jurek Mularczyk, Kinga Zabokrzycka, Marzena Kopczyńska, Marian Czerski, Radek Kasiukiewicz…
Oraz Pan: który i gra, i reżyseruje tę sztukę. Trudno Wam się gra, jako zawodowym, doświadczonym aktorom, rolę kogoś, kto jest amatorem kompletnym?
To jest o wiele trudniejsze, niż zwykła rola, którą się trzeba nauczyć i zagrać najlepiej, jak się umie. A w „Nic nie gra” trzeba najlepiej, jak się umie, pokazać, że się umie grać słabo. Poza tym ta sztuka wymaga ogromnego skupienia, bo spektakl idzie w bardzo szybkim tempie.
Rozmawiał Robert Migdał