Przeciwnicy: Co to za segregacja narodowościowa, jesteśmy przecież w Polsce! I niszczą naturę Zwolennicy: Wziąć udział może każdy, a impreza jest naprawdę ekologiczna
Festiwal muzyki techno w Gar-biczu odbył się już po raz trzeci. Bez wielkich ogłoszeń, reklam w mediach. Jak komentuje nasz Czytelnik, na dobrą sprawę nikt o nim nie słyszał, tak jakby była to impreza tylko dla wtajemniczonych. Bilet kosztował od 250 do 300 euro. Czyli impreza tylko dla bogatych, przynajmniej według polskich standardów. W tym roku organizatorzy zgłosili 5,5 tys. uczestników. Na tylu zgodziły się władze gminy. Jednak świadkowie wydarzeń uważają, że było ich znacznie więcej.
– Zarezerwowanych było 120 pełnych autobusów, a gdzie ci, którzy przyjechali własnymi samochodami? My naliczyliśmy grubo ponad 10 tysięcy
– mówią przeciwnicy festiwalu.
Jednak nie na liczbę uczestników narzekają niektórzy miejscowi. Pierwszy problem jest natury... patriotycznej.
– Nie zauważyliście czegoś? – pyta jeden z niezadowolonych. – Przecież tutaj byli sami Niemcy, których przywożą autokarami. Polaka nie uświadczysz. Czy to nie skandal, jakaś segregacja? Co oni, robią sobie niemieckie spędy na polskiej ziemi?
– To bzdura – mówi Zibi (prosi, aby tak go przedstawiać), jeden z organizatorów festiwalu. – Sam rozdałem 900 biletów, a kolejny tysiąc kupili Polacy z całego kraju. Dlaczego proporcjonalnie niewielu? Nie wiem, może sprawia to cena, ale uważam, że za pięć dni pobytu z dojazdem, wyżywieniem i alkoholem to nie jest jakaś wygórowana kwota... Na naszej stronie internetowej zapraszamy gości w trzech językach: po polsku, niemiecku i angielsku... Niemcy najszybciej wykupują uczestnictwo.
Okazuje się, że festiwal to owoc spotkania właściciela klubu muzycznego w Berlinie i właściciela ziemi w Garbiczu. Postanowili razem coś zrobić.
Wieś korzysta
Garbicz to maleńka popege¬erowska wioska – ma raptem dwustu mieszkańców i piękne otoczenie.
– Jak jest festiwal, to coś się dzieje, jest wesoło. Mamy pracę. Ja tam obierałam ziemniaki, pieczarki, cebulę. Pracowałam sześć dni za stawkę 10 zł za godzinę– mówi Magdalena Nowicka. – Tutaj jest lepiej niż na Woodstocku. Większość z uczestników to Niemcy, ale widziałem też Szwedów i innych. Polaków też nie brakuje. Mieszkańcy mają pracę, sklepy zarabiają. Jednym słowem, wieś ma same korzyści – dodaje Mariusz Sobczak.
Nawet na festiwal mieszkańcy mają wejście darmowe. Jednak te bonusy nie sprawiły, że cała wieś pokochała techno. Bo jest także problem ekologiczny. – Włożyłem wszystkie oszczędności w to miejsce. Kupiłem dom, zainwestowałem w agroturystykę. Jeziora, lasy, cisza… Pięknie jest. A tu nagle wyskakuje festiwal techno. Przecież odbywa na obszarze Natura 2000. To jest impreza masowa. Gdzie jest ekologia? Nie chcą rozgłosu, nie zapraszają mediów, wszystko ma być po cichu. O co chodzi? – pyta Zbigniew Smoliński, który od dziesięciu lat mieszka przy samym festiwalowym terenie. – Niemcy chętnie tutaj przyjadą, bo u nich nikt by na to nie pozwolił – dodaje.
– A co przeżywają żyjące tu ptaki? To jest obszar, który stanowi miejsce lęgów cennych gatunków. Dla nich ta muzyka jest jak wojna. Nie odlecą, bo tu jest ich dom – mówi pasjonat ptaków Tomasz, przyjaciel pana Smolińskiego.
Burmistrz decyduje
Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie musi wystawiać oceny oddziaływania festiwalu na naturę. – Jeżeli burmistrz na podstawie przepisów stwierdzi, że nie ma szkodliwego wpływu na środowisko, wydaje zezwolenie na jego organizację – mówi Wincenty Piworun, zastępca RDOŚ i regionalny konserwator przyrody.
Organizator festiwalu początkowo nie chciał z nami roz-mawiać, twierdząc, że media słuchają tylko przeciwników festiwalu i stawiają imprezę w złym świetle...
– Teren, na którym odbywa się festiwal, został objęty planem zagospodarowania przestrzennego – tłumaczy Zibi.
– Chcieliśmy zbudować tu kilkanaście domów i hoteli, ale zmieniła się koniunktura. Po kilku latach obszar ten, mimo naszego sprzeciwu i sprzeciwu gminy, został objęty obszarem Natura 2000. Wszystko to stało się w zadziwiających okolicznościach – dodaje. Festiwal odbywa się na 27 hektarach należących do spółki. I jak zapewniają organizatorzy, robią wszystko, aby festiwal był prawdziwie ekologiczny. Nad-zorują to właściwe służby.
Oficjalnie podczas międzynarodowej imprezy w Garbiczu bawiło się 5,5 tys. gości
– Przeciwników festiwalu jest kilku, a ich głównym argumentem jest to, że ptaki nie są szczęśliwe – dodaje organizator. – Ale festiwal trwa kilka dni w roku, daje pracę kilkudziesięciu osobom, współpracujemy z wieloma dostawcami i producentami. Teren jest już posprzątany, a na przysłowiowej łące nadal rośnie trawa.
Odlotowa impreza
W tym roku sołectwu w Garbiczu organizatorzy przekazali 4 tys. zł. Gmina twierdzi, że nie korzysta finansowo z festiwalu.
I na zakończenie... W trakcie kontroli autokarów, które wiozły uczestników na festiwal, polscy celnicy znaleźli znaczną ilość środków odurzających. Celnicy niemieccy nie pozostali w tyle, również przeprowadzili kontrolę. Jak pisze niemiecka prasa, u 467 osób znaleziono łącznie kilogram marihuany, 270 gramów haszyszu i znaczne ilości amfetaminy, tzw. kryształu, LSD i kokainy.
– Nie możemy sprawdzać, czy uczestnik ma narkotyki. Od tego jest policja, z którą ściśle współpracujemy. Narkomania to problem globalny. Sam działam lokalnie przeciw narkomanii. Tutaj, w regionie, też jest z tym problem. I nie ma znaczenia, czy jest to festiwal, czy zwykły festyn na wsi. Narkotyki pojawiają się wszędzie... – kończy Zibi.