Tęczowa aktywistka Małgorzata Linkiewicz: Polacy paradoksalnie dużo mówią o wolności, ale nie chcą jej dać drugiej osobie (ZDJĘCIA)
Tęczowi aktywiści wyszli na ulice Białegostoku. Solidarność naszą bronią! – krzyczeli, unosząc w górę tęczowe flagi. W ten sposób wspierają Margot, osobę niebinarną, o której mówi cała Polska. O niebinarności i proteście rozmawiamy z aktywistką Małgorzatą Linkiewicz.
To pierwsze, po ubiegłorocznym marszu równości tak duże zgromadzenie, kiedy społeczność LGBT i tęczowi aktywiści wyszli na ulice. Było spokojnie. To oznacza, że coś się zmieniło? A może to przypadek?
Małgorzata Linkiewicz, współorganizatorka protestu: To było spontaniczne zebranie. Spirala nienawiści i niechęci wobec tego spotkania, nie zdążyła się nakręcić. Może zabrakło mobilizacji wśród naszych przeciwników. A może się już trochę przyzwyczaili, że tęczowy aktywizm jest widoczny. Ostatnio przez dwa tygodnie w Białymstoku wisiały tęczowe flagi i bilbordy. Jako aktywiści staramy się wychodzić na ulice i być widoczni. Mieliśmy również zgromadzenie w lipcu („Ludzie nie ideologia”, przyp. red.) i przebiegło bez zakłóceń. Miejscowa policja stara się, by te wydarzenia przebiegały pokojowo.
Trzeba to oddać białostockim policjantom. Dyscyplinowali osoby z kontmanifestacji, m. in. członków Konfederacji. Do tęczowych osób nawet nie podchodzili.
Podlaska policja nie może pozwolić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. To byłby dla nich cios wizerunkowy, gdyby znowu w ich mieście powtórzyły się historie z marszu równości. Chyba nikt by nie chciał, żeby Białystok stawał się takim frontem walki pomiędzy społecznością i sojusznikami LGBT a osobami z konserwatywnych środowisk. To nie leży w interesie żadnej ze stron.
Wiele osób czuło stres przed poniedziałkowym protestem solidarnościowym. Nie było wiadomo co się stanie i czy znowu w kolorowy tłum nie polecą butelki.
Mieliśmy duże obawy. Marsz zostawił w nas taki lęk. Z jednej strony wiedzieliśmy, że takie spotkanie musi się odbyć, z drugiej była niepewność czy nikt nie dostanie w głowę kamieniem.
Dlaczego w Białymstoku ta demonstracja musiała się odbyć? Solidarność to słowo, które rozbrzmiewało najczęściej podczas protestu. Jak ją rozumieć?
Zawsze mniejszości potrzebują sojuszników, by móc walczyć o swoje prawa. Tylko jeśli za grupą, narażoną na dyskryminację, staną inne osoby, pojawia się szansa na nową, lepszą rzeczywistość. Bez wsparcia osób heteroseksualnych, osoby LGBT+ nie mogłyby się czuć bezpiecznie. Ta solidarność to nic innego jak przyjęcie pewnej postawy i walka o wartości: wolność, równość, sprawiedliwe traktowanie. To walka o podstawowe sprawy, jak możliwość bezpiecznego wyjścia na ulicę, bez lęku, że ktoś mnie pobije, bo ubrałem się kolorowo. To również walka o bezpieczeństwo we własnej rodzinie, ponieważ osoby LGBT+ często są wykluczane przez bliskich, nawet wyrzucane z domów. Kiedy te osoby nie mogą liczyć na krewnych, muszą mieć poczucie, że mogą liczyć na wiele osób, które staną za nimi murem. Aktywiści chcą stworzyć dla nich poczucie, że nie są sami, dlatego ta demonstracja w Białymstoku i innych miastach musiała się odbyć i jest bardzo ważna.
Demonstracja to pokłosie aresztowania Margot. Niebinarnej aktywistki kolektywu „Stop Bzdurom”. Przypomnijmy, że trafiła do męskiego aresztu przez bójkę i uszkodzenie furgonetki Pro „Prawo do życia”, która od miesięcy częstuje przechodniów homofobicznymi hasłami, m. in. stawiającymi znak równości między osobą LGBT a pedofilem. Margot jest więc ofiarą czy chuliganem?
Osoby LGBT doświadczają przemocy. Psychicznej, symbolicznej, fizycznej. Na ulicy, własnym domu, w szkole. Badania wskazują, że 70 proc. nastolatków LGBT+ ma myśli samobójcze. Część popełnia samobójstwo. Od roku po ulicach polskich miast jeździ furgonetka, która szkaluje tych ludzi. Osobami LGBT straszy się przechodniów. Zupełnie jak niegdyś w Niemczech straszono społeczność przed Żydami czy Romami, podając podobne argumenty, że są rozwiąźli seksualnie i czyhają na polskie dzieci czy rodziny. Ten mechanizm, dobrze znamy z historii, powtarza się dziś. Nie wiem na ile osoby, które widzą furgonetkę, wiedzą, że to bzdury. Te furgonetki nie powinny mieć miejsca na ulicy. Mogą przyczynić się do zrodzenia ogromnej nienawiści w stosunku do osób LGBT+. Podczas gdy takie osoby zawsze w społeczeństwie były, są i będą. Nie krzywdząc tym innych.
Niewykluczone, że na ulicach Białegostoku ponownie pojawi się furgonetka Pro „Prawo do życia”. Co można wtedy zrobić, w granicach prawa?
Proponuję zgłosić się do organizacji, która ma pomysł jak to powstrzymać. Przykładowo do Tęczowego Białegostoku. Bardzo zachęcam, by podejmować działania, ale rozsądnie. Może będzie petycja do podpisania, może będzie potrzebne obywatelskie zatrzymanie. Warto wysłać sygnał, że nie zgadzamy się na nienawiść, która płynie z banerów tej furgonetki. To kampania, która zbiera żniwo i trzeba temu przeciwdziałać.
Temat LGBT+ niemal na stałe wcisnął się w debatę publiczną. Tęczowa społeczność i jej sojusznicy wychodzą na ulice częściej niż kiedykolwiek w historii naszego kraju. Niektórzy komentują: „mogli siedzieć cicho i wszystko byłoby w porządku”. Dlaczego już nie siedzą?
Osoby LGBT+ i ich sojusznicy zaczęli być bardziej aktywni, bo pojawiły się pewne szanse. Ta społeczność ma dość siedzenia w szafie i niepewności. Oni chcą mieć równe prawa, chcą być sobą. Chcą móc powiedzieć w pracy kim są i nie musieć się bać zwolnienia, chcą mieć rodzinę, nie chcą za to doznawać przemocy i być ofiarami. Okazuje się, że to ma znaczenie, że to niebinarna Margot zatrzymała furgonetkę szczującą na osoby LGBT. Takie obywatelskie zatrzymania zdarzyły się wcześniej i nie było wielkiego szumu. To ma znaczenie kto wiesza flagę. Kiedy robi to heteroseksualna pani profesor, to nikt jej nie wyciąga bez butów, zakutej do policyjnego wozu. Margot oberwało się mocniej za to kim jest.
Kontrowersje budzi jej tożsamość płciowa. Dla policji jest Michałem Sz. choć sama przedstawia się jako Małgorzata i czuje się kobietą. Dla wielu osób to niezrozumiałe, gdy mężczyzna utrzymuje, że jest kobietą. Z drugiej strony to, że Margot trafiła do męskiego aresztu i jest określana jako mężczyzna, jest uznane za przemoc. Dlaczego?
Niebinarość istniała zawsze. To wymykanie się prostemu podziałowi na dwie płcie. W kulturach Indian Amerykańskich określało się to jako trzecią płeć. W bardzo tadycyjnej Albani są mężczyźni, którzy żyją w społeczeństwie spełniając rolę kobiety. W afrykańskich społecznościach też mówi się o osobach żyjących poza płciami. Nasza kultura wyparła, że jest taka mniejszość seksualna, choć w innych częściach świata ludzie świetnie sobie z tym radzą. Nikt tych osób nie krzywdzi i nie muszą się dostosowywać do innych, żyć tak, jak ktoś chce. My Polacy paradoksalnie dużo mówimy o wolności, ale nie chcemy jej dać drugiej osobie. Zabraniamy tej osobie definiować własną tożsamość. Margot trafiając do męskiego aresztu doświadczyła przemocy. W sieci natychmiast pojawiły się komentarze, m. in. radnego z Legnicy i osób związanych z policją, sugerujące, że Margot może nie być traktowana przez współwięźniów jak mężczyzna. To publiczne śmianie się z gwałtu i molestowania seksualnego, na które narażona jest Margot. Jak można ironizować i żartować z tak bardzo poważnego problemu? Jak można sugerować, że dziewczyna zostanie zgwałcona? To pokazuje nietolerancję, nienawiść i dyskryminację na wielu płaszczyznach.
Wiem, że tęczowi aktywiści nadal będą działać na rzecz społeczności LGBT. Macie jakieś plany na najbliższy czas?
Jako Tęczowy Białystok planujemy rozpocząć działania mające na celu wsparcie i pomoc psychologiczną dla osób LGBT, a także wydarzenia kulturalne i publikację. O wszystkim na bieżąco informować będziemy na stronie Tęczowego Białegostoku, na którą serdecznie zapraszam!