Tej porażki nie da się racjonalnie wytłumaczyć
Fatalny dwa dni zaliczył Stelmet.Najpierw poniósł klęskę w Atenach z Panathinaikosem, potem przegrał w fatalnym stylu z jedną z najsłabszych ekip w naszej lidze.
Zapowiadając mecz ze Startem pisaliśmy, że gospodarze mają kłopoty
Zwolnili ostatnio trenera. Wspominaliśmy, że mimo iż ten zespół tworzą zawodnicy, którzy w lepszych zespołach mogliby pełnić tylko rolę zmienników, ale także oni mogą mieć ,,dzień konia” a jeśli na to nałoży się nasza słabość, albo lekceważenie rywala, może być niespodzianka. I tak się, niestety, stało.
W trakcie meczu gospodarze jakby ośmieleni naszą słabością grali coraz lepiej, zaczęło im wszystko wpadać, zbierali, dzielili się piłkami. Nasi odwrotnie.
Trener Saso Filipovski brał czas, tłumaczył, zmieniał, próbował inaczej ustawiać. Niestety, po kolejnych pudłach zostało mu tylko łapanie się za głowę. To jak słabo w końcówce tego meczu grali zielonogórzanie nie można racjonalnie wytłumaczyć. Nawet zmęczeni wyjazdem do Aten czy osłabieni brakiem dwóch zawodników powinni pokazać coś znacznie lepszego i nie dać się ograć Startowi.
Miejmy nadzieję, że to nie jest początek jakiegoś kryzysu.
Naszą niemoc obrazują statystyki
Mieliśmy 40 proc. celności rzutów z gry (24 celnych na 60 prób), a Start 50,8 (31/61). Za dwa zaledwie 44,4 (16/36), Start 62,2 (23/37). Za trzy też było słabo, ale po równo bo oba zespoły miały 33,3 proc. (8/24). Z wolnych byliśmy lepsi 81,5 (22/27), przy 70,6 (12/17) lublinian.
Warto jednak wspomnieć że do pewnego momentu mieliśmy stuprocentową skuteczność z wolnych, a te pięć niecelnych rzutów zaliczyliśmy w końcówce, wówczas kiedy punkty były nam bardzo potrzebne. Start wygrał zbiórki 38:29 i jest to z pewnością powód do wstydu. Gorsi byliśmy też jeśli chodzi o asysty, bo gospodarze mieli ich 18, a goście 13.
Mieliśmy mniej strat, bo sześć przy 10 Startu, ale to niewielka pociecha. Słabo też wyglądają osiągnięcia indywidualne.
Gorszy dzień mieli Mateusz Ponitka i Łukasz Koszarek. Wprawdzie celownik dobrze miał ustawiony Dee Bost, ale to nie wystarczyło. Karol Gruszecki miał 25 proc. skuteczności (dwa celne na osiem prób), kolejny raz słabo spisał się Przemysław Zamojski 20 proc. (jeden na pięć), nic dobrego pod tym względem nie można powiedzieć o Adamie Hrycaniuku - 28,6 (2/7). Jeśli więc tak się prezentują reprezentanci kraju, to czy można się dziwić, że Start wykorzystał szansę. Co ciekawe tę ekipę poprowadził tymczasowy trener Michał Sikora, asystent Pawła Turkiewicza, którego z uwagi na serię porażek zwolniono w ubiegły poniedziałek. Nowy szkoleniowiec ma być w Lublinie zaprezentowany jutro. Tymczasem asystent prowadził tę ekipę w dwóch meczach i odniósł historyczny dla niej sukces.
- Nie ma racjonalnego wytłumaczenia dla tej porażki - tak w rozmowie z Radiem Zielona Góra powiedział Łukasz Koszarek - Ona bardziej boli niż ta w Atenach.
- Nie mieliśmy właściwej Energii. Przykro i trochę wstyd. Trzeba przyznać że Start wytrzymał presję do końca, grał bardzo dobrze i zasłużenie zwyciężył. Mecz trwa 40 minut, a my graliśmy falami. Łatwo traciliśmy punkty, nasza obrona nie funkcjonowała tak jak powinna. W końcówce prowadziliśmy dwoma punktami i powinniśmy to utrzymać. Myślę że nie zlekceważyliśmy Startu, chcieliśmy jednak wygrać najmniejszym nakładem sił. Nie udało się. Zostaliśmy bardzo mocno pokarani - mówił Koszarek.
Rzeczywiście był to fatalny weekend dla Stelmetu
W piątkowy wieczór, 11 grudnia rozgromił nas w Eurolidze Panathinaikos, przy czym zdobywając cztery punkty w ostatniej kwarcie pobiliśmy chyba niechlubny rekord tych rozgrywek. W niedzielne popołudnie pokonał nas jeden z najsłabszych zespołów ekstraklasy. Miejmy nadzieję, że to nie jest początek jakiegoś kryzysu. Wprawdzie w piątek w ostatnim spotkaniu Euroligi gramy już bez szans na awans z Pinyarem Karsyiaka, ale już w niedzielę podejmujemy Anwil Włocławek, zespół niewątpliwie znacznie silniejszy niż Start Lublin.