Tematy ślubnych sesji weszły na poziom ekstremalny
Jeżdżą na kładach, wspinają się po zmroku po górach i odwiedzają ruiny - dobry fotograf uwieczni wszystkie pasje nowożeńców.
Uśmiechnięta para młoda na tle malowniczego parku i starówki to już przeszłość. Współczesne fotografie ślubne są bardziej dynamiczne, a młodzi coraz częściej nie boją się pobrudzić.
Wojciech Balczewski z Włocławka odkrywa magię zapomnianych i opuszczonych miejsc. I to właśnie stare fabryki i zrujnowane budynki są jego ulubionym tłem. - Wykonywałem już sesje ślubne w Stoczni Gdańskiej i opuszczonym zakładzie naprawy pociągów w Łodzi - opisuje fotograf. - Wszystko zależy od tego jak odważna jest młoda para. Jednak przy takich ujęciach najważniejsze jest bezpieczeństwo. Dlatego najpierw dokładnie sprawdzam teren, a wszystko odbywa się za zgodą zarządcy obiektu. Robiłem też zdjęcia w starej żwirowni i składzie makulatury.
Doskonałym planem zdjęciowym jest również remiza strażacka, balon i wesołe miasteczko. - Jedną z sesji zorganizowaliśmy w Tatrach, ponieważ to właśnie góry połączyły młodą parę - wspomina Anna Baryła ze studia Dream White. - Wspinaliśmy się z całym sprzętem do Doliny Pięciu Stawów. Ale dzięki temu powstały niesamowite ujęcia, które wiele mówiły o nowożeńcach. Fotografowaliśmy również w nocy. Łącznie spędziliśmy w górach 33 godziny.
Inną sesję zorganizowali na kładach. Wszyscy brnęli w błocie, a po chwili śnieżnobiała suknia panny młodej była cała brudna. - W ten sposób udało nam się pokazać przebojowość tych ludzi - uważa Baryła. - Jeżeli chodzi o temat, to wszystko zależy od otwartości młodej pary. Zawsze staramy się opowiedzieć ich wspólną historię.
Niektórzy nowożeńcy zabierają fotografów w zagraniczne podróże. Wbrew pozorom wcale nie kosztuje to majątku. - Teraz nie ma problemu z tanimi biletami - wyjaśnia Kamila Mądrzyńska, fotograf z Bydgoszczy. - Dwa lata temu polecieliśmy na sesję do Paryża. Wyszło dużo taniej niż jak byliśmy na plenerze w Bieszczadach. Ale ten wyjazd też miło wspominam. Panna młoda zapomniała butów, więc nocą wspinała się po szlaku w japonkach. Pamiętam też inne zdjęcia na dachu budynku. Aby się tam dostać, musieliśmy przeciąć łańcuch zabezpieczający drzwi.
W tym roku prawdopodobnie czekają ją wycieczki do Rzymu i w polskie góry.
- Szykuje mi się ekstremalna sesja - mówi Mądrzyńska. - Będę robiła zdjęcia parze, która uwielbia rowery. Ona jest mistrzynią szosową, a on kolarzem wyczynowym.
Wybór odpowiedniej scenerii czasami nasuwa się sam. W przypadku Marty Nalewalskiej było oczywiste, że będzie dotyczył jej największej pasji. - Z jeździectwem jestem związana od dziecka - opowiada. - Ze znalezieniem wierzchowca nie było problemu, ponieważ wykorzystałam swojego konia. Znamy się dobrze, wiem na co mogę sobie z nim pozwolić i przede wszystkim mamy do siebie zaufanie. Suknia w ogóle nie przeszkadzała w jeździe. Była rozłożysta i mogłam ułożyć ją jak derkę.