Testosteron a seksizm, czyli fala oskarżeń o dyskryminację
Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) chce wprowadzić przepis mający zakończyć dyskusje o podwyższonym poziomie testosteronu wśród sportsmenek. Najpierw musi jednak zmierzyć się z falą oskarżeń o dyskryminację.
Zmiany norm testosteronu mają zostać wprowadzone w życie 1 listopada, ale nadal nie jest to stuprocentowo pewne. Kilka lat temu organizacja przegrała w Międzynarodowym Trybunale Arbitrażowym (CAS) w sprawie indyjskiej sprinterki Dutee Chand. Tym razem kontrowersje skupiają się wokół dużo bardziej utytułowanej zawodniczki - Caster Semenyi.
Południowoafrykańska lekkoatletka od wielu lat jest symbolem żartów, ale i hejtu za sprawą wyglądu i zawyżonego poziomu testosteronu. Potwierdzono u niej hermafrodytyzm (posiadanie cech obu płci), co dla krytyków jest jednym z argumentów za tym, by wykluczyć ją ze startów. W oddaleniu zarzutów nie pomaga jej też tubalny głos, ogromna przewaga fizyczna nad rywalkami i męska muskulatura. Dziennik „Australian Daily Telegraph” ujawnił tajne badania, z których wynika, że u Semenyi wykryto wewnętrzne jądra i brak macicy.
Seksizm i rasizm
Chęć wprowadzenia regulacji dotyczących poziomu testosteronu przez IAAF szybko zbiegła się z zaskarżeniem ze strony Semenyi do CAS. Głosy zadowolenia ze strony rywalek mieszają się z masowymi protestami organizacji broniących praw człowieka.
- Ma zostać ukarana tylko za bycie zbyt szybką i muskularną. Tego typu oskarżenia to zwykły seksizm - twierdzi Katrina Karkazis, bioetyczka z Uniwersytetu Stanforda. Oprócz tego pojawiały się jeszcze zarzuty o rasizm wobec czarnoskórej lekkoatletki. Głos zabrał także Dainius Puras, litewski psychiatra i obrońca praw człowieka, który stwierdził, że nie ma wystarczających dowodów klinicznych potwierdzających wyższość nad rywalkami za sprawą podwyższonego poziomu testosteronu.
Niektórzy oskarżają IAAF o ograniczanie wyboru identyfikacji płci, ale wielu pragnie po prostu uczciwej rywalizacji. - Sport już nie jest taki sam, jeśli na igrzyskach wygrywa kobieta, która aż tak dominuje nad przeciwniczkami - mówiła maratonka Paula Radcliffe na antenie radia BBC. Uzupełniła później, że nawet najcięższy trening nie sprawi, że będzie można wygrywać z taką siłą i możliwością regeneracji, jak dzięki testosteronowi. - To apokalipsa gender - słychać było niedługo po kontrowersyjnym zwycięstwie na olimpijskiej arenie w Rio di Janeiro przed dwoma laty.
Gdy bieg na 800 metrów zdominowały potężnie zbudowane Afrykanki z Semenyą na czele - Joanna Jóźwik przerwała milczenie jako pierwsza. Polka zajęła piąte miejsce ze stratą ponad dwóch sekund do zwyciężczyni. - Jest nie do pobicia. Jeśli władze nic z tym nie zrobią, będzie tak do końca - wypaliła. Wkrótce przeprosiła za swoje słowa, ale nie była to ostatnia bitwa w lekkoatletycznej wojnie o testosteron.
Wsparcie żony i krytyków
Po wytoczeniu ciężkich dział ze strony IAAF biegaczkę najzacieklej broni Human Rights Watch, organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka. „Dyskryminacja sportsmenek z cechami płci męskiej narusza ochronę podstawowych praw” - można przeczytać w oświadczeniu. W liście skierowanym do prezydenta IAAF Sebastiana Coe mowa jeszcze o „odbieraniu Semenyi prawa do identyfikacji płciowej”.
Sekretarz generalny organizacji Pierre Weiss powiedział kilka lat temu, gdy o lekkoatletce zaczęło być głośno nie tylko za sprawą sukcesów, że „jest kobietą, ale nie w stu procentach”. Emocjonalna dyskusja toczy się po dziś dzień, ale im bliżej 1 listopada, tym bardziej przybierać ona będzie na sile.
- To byłoby niesprawiedliwe wobec Caster, gdyby jej powiedzieć - przykro nam, nie możesz wystartować na igrzyskach, bo taką się urodziłaś. Nikt poważny nie podchodzi do tej sprawy zerojedynkowo - grzmi Jeré Longman, reporter sportowy „The New York Timesa”.
- Jestem dumna z tego, jaka jestem. Chciałabym podkreślić wsparcie ze strony żony Violet, ale również podziękować krytykom. Dzięki nim staję się lepszą osobą i gdyby nie oni, nie byłabym dzisiaj lepszym człowiekiem - ripostuje Caster Semenya.