To będzie bardzo smutna Barbórka w naszym zagłębiu miedziowym
Chciałem napisać felieton o wesołym świętowaniu w zagłębiu miedziowym. Bo przecież w niedzielę przypada Barbórka. O tym, co śpiewają w tym roku, co piją, którego sztygara, kierownika i dyrektora chwalą, a którego obśmiewają górnicy przy biesiadnym stole. Bo na tym polega karczma gwarecka. A jak pikantnie i ostro tam czasem bywa... Zapewne nie chciałaby tego usłyszeć patronka - Święta Barbara. No i oczywiście o tym, jak wesoło bawią się górniczki na babskim combrze. Ale nie da rady. Nie ten czas, nie ta atmosfera, nie ten klimat. Tego nie czuje Wrocław czy Oława, ale na „miedziowym” kawałku Dolnego Śląska ludzie o tym mówią i zastanawiają się: dlaczego tak dużo jest wypadków i ofiar?
We wtorek w Zakładach Górniczych Rudna koło Polkowic, gdy już szykowano barbórkowe uczty, zginęło ośmiu górników. Dwa potężne wstrząsy spowodowały osypanie się ścian i przysypanie ludzi. Mija najbardziej tragiczny rok w dziejach przemysłu miedziowego - w naszych kopalniach śmierć poniosło w sumie siedemnastu pracowników. Ten bilans zmienia statystykę najcięższych wypadków polskiego górnictwa w ogóle. W 2016 roku chyba po raz pierwszy miedź „wyprzedziła” węgiel, bo w kopalniach węglowych zginęło w tym roku dziesięć osób.
Tragedie pod ziemią nie są u nas czymś nieznanym. Ludzie giną co roku, od sześćdziesięciu lat. Bo człowiek nie wszystko przewidzi i nie wszystkiemu zapobiegnie fedrując kilometr pod ziemią. Żeby nie wiem jak nowoczesnej używał techniki. To prawda, że w budownictwie, rolnictwie czy na drogach też giną ludzie. Jednak nigdzie tam nie muszą się aż w tak poważnym stopniu mierzyć z naturą i żywiołem.
Szokujący jest zwłaszcza wzrost liczby górniczych wypadków. Bo w 2014 roku w naszych kopalniach zginęło pięć osób (na 30 w Polsce), a w 2015 roku tylko dwie (na 19). Być może niektórzy doszli do wniosku, że już nic złego się u nas nie stanie? Pojedyncze wypadki śmiertelne notowano od stycznia. Natomiast we wrześniu zginęło trzech ludzi montujących podziemny wentylator w ZG Polkowice-Sierszowice. Spadł na nich płat skały o wymiarach 2,5 na 1,8 m. A w październiku sześć osób zostało rannych na Rudnej po wstrząsie górotworu.
Dolny Śląsk górnictwem stoi od wieków, największe katastrofy zdarzyły się przed II wojną światową. Wówczas w kopalniach węgla zagłębia wałbrzyskiego ludzie ginęli dziesiątkami i setkami. Do najbardziej tragicznego wypadku po wojnie doszło w 1976 roku w kopalni Nowa Ruda. Z powodu wyrzutu skał zginęło 19 górników.
Dziś na porządku dziennym staje sprawa wyjaśnienia serii wypadków w zakładach miedziowych i ustalenia, ile było zaniedbania i winy człowieka, a w jakim stopniu zawinił po prostu żywioł (samoistny wstrząs górotworu).
Na koniec cisną się na usta słowa: Cześć pamięci Tych, którzy odeszli na „wieczną szychtę”.