To Jaruzelskiemu i Kiszczakowi potrzebny był Mit Wałęsy
Sprawa domniemanej współpracy przywódcy „Solidarności” Lecha Wałęsy podzieliła Polaków. Wielu deklaruje chęć wybaczenia mu epizodu współpracy. Dawny lider związku z lat 80. Andrzej Rozpłochowski jest przekonany, że były prezydent to agent SB, a komunistyczna władza wykorzystała ten fakt, by zawrzeć układ z tzw. konstruktywną opozycją i zachować nadal swoje wpływy.
„Postawią ci szubienicę, a mi tron. Ciebie powieszą, a mnie będą wielbili”. Ten cytat z Lecha Wałęsy przekornie zamieścił pan jako motto swojej autobiografii. Pana nie powiesili, a Wałęsę zrzucają właśnie z tronu... za sprawą materiałów znalezionych w domu generała Kiszczaka.
Nie miałem wątpliwości, i to od wielu lat, że z Wałęsą jest coś nie tak. Wiem to od 1981 roku, jeszcze sprzed stanu wojennego. Właściwie od marca, od kryzysu bydgoskiego Wałęsa był dla mnie hamulcowym „Solidarności”, człowiekiem, który jako wódz nic nie wnosił, a tylko płynął na naszych plecach.
Dlatego, że był TW „Bolkiem”?
Teraz chyba nie ma już żadnych wątpliwości, że był kapusiem. Akta Kiszczaka postawiły „kropkę nad i”. Do zeszłego roku rządy miały w Polsce ograniczoną suwerenność. Pewne informacje były celowo ukrywane. Nie było wolności, jaką Polacy mogli cieszyć się w 1918 roku.
Przewrót majowy, kult wodza Piłsudskiego, Bereza Kartuska. To nie były chlubne przykłady.
Kto wie, czy nie dojdzie do powstania nowej Berezy Kartuskiej, bo jeśli będą eskalowane też wszystkie uliczne rokosze i marsze, hucpy, jeśli liderzy opozycji i całe lewactwo liberalne nie opamiętają się, to u wylotu ulic, gdzie maszerują, nie staną dla nich trony, ale nowa Bereza.
Przecież to pan walczył m.in. o wolność demonstrowania. PiS przez całe osiem lat w opozycji wychodziło na ulicę i nikt za to nikogo więzieniem nie straszył.
W warunkach wolności spory polityczne rozwiązuje się w wyniku wyborów, w debacie parlamentarnej. Histeria, jaka towarzyszy obronie Wałęsy, jest obroną karier i awansów tych, którzy zapewnili sobie w tzw. III RP dobre życie.
A może jest niezgodą tysięcy Polaków na wmawianie im, że historię ostatnich 25 lat napisała Służba Bezpieczeństwa?
Przede wszystkim Lech Wałęsa to nie „Solidarność”. Nie ma mojej zgody na to przywłaszczenie sobie tego wielkiego ruchu przez agenta. Ja porównuję siebie i jego. Nie byłem kunktatorem. Interesowało mnie uczciwe działanie. Nie jakieś układanie się z komunistami.
Miał pan opinię „pistoleta”, „ekstremisty”.
Byłem bezkompromisowy, i nie tylko ja. Wielu mógłbym wymienić takich żołnierzy niezłomnych „Solidarności”. Żołnierzy, chociaż bez broni. Ja nie pasowałem do scenariusza, który powstał w gabinetach partyjnych kacyków. Oni chcieli mieć ludzi takich jak Wałęsa, którzy mówili „socjalizm tak, ale wypaczenia nie”. Takich, którzy promowali ideę małych kroczków.
Trudno mi sobie wyobrazić w tamtych czasach, głębokiej komuny, solidarnościowe powstanie, walkę na ulicach, kolejne ofiary.
Co też pani mówi, nikt z nas nie planował walki zbrojnej. Prowadziliśmy pokojową walkę polityczną. Ale i tak do tych ofiar doszło, i tak zginęli górnicy. I tak Jaruzelski ze świtą wprowadził stan wojenny. Prze-prowadziłby ten plan bez względu na wszystko.
Czyli mimo wszystko historię ostatnich lat trzeba napisać od nowa?
Czy pani nie rozumie, że ta cała obrona TW „Bolka” to wielka manipulacja? Czemu jakoś w przypadku innych działań IPN nikt nie domagał się sprawdzenia wiarygodności materiałów, grafologa? Jakoś do tej pory nikt nie krzyczał w obronie innych kapusiów.
Moim zdaniem dlatego tak jest, bo chodzi właśnie o Lecha Wałęsę, jedynego obok Jana Pawła II tak rozpoznawalnego Polaka. Nie bierze pan pod uwagę, że mówi prawdę, albo po prostu złamał się w pewnym krytycznym momencie i coś tam podpisał?
Można się złamać, to ludzkie, ale trzeba się umieć podnieść. Czym innym jest sprzedawanie ludzi za pieniądze i wieczne kłamanie. Niech pani to powie tym ludziom, na których donosił, którzy przez niego tracili pracę, a on pieniądze dostawał od SB i mógł swoim dzieciom zapewnić trochę lepsze życie, wmawiając, że wygrywa w totolotka. Obrońcy Wałęsy są ślepi. W czasie pierwszej „Solidarności” wiele rzeczy działo się nie dzięki Wałęsie, ale wbrew niemu.
Czy nie przemawia przez pana trochę żal, że w czasie wyborów na szefa regionu nie postawił na pana, ale na bardziej kompromisowego Leszka Waliszewskiego?
To tylko potwierdza teorię o tym, że Wałęsa był marionetką w rękach SB. SB też stawiało na każdego innego, byle nie wygrał Rozpłochowski. Przez cały okres festiwalu „Solidarności” mnóstwo ludzi narażało się, było prześladowanych. Aktem odwagi było w ogóle zapisanie się do związku.
Ale sam szef IPN chce teraz sprawdzać akta Kiszczaka?
Niepotrzebnie to robi. Chce zbyt miękko, delikatnie, kompromisowo, bo Wałęsa idzie w zaparte. Dziś jednak obrońcy mitu Lecha Wałęsy, który najpierw był potrzebny Jaruzelskiemu i Kiszczakowi, a potem innym, szkodzą Polsce. Wałęsa ma najmniejsze zasługi za ostatnie 25 lat. III RP została zbudowana na tajnych i złych ustaleniach w Magdalence, przyklepanych potem przez teatr, jakim były obrady Okrągłego Stołu.
Wyobraża pan sobie inną drogę niż kompromis?
O czym pani mówi? To Moskwa i przygotowujący się do pieriestrojki Gorbaczow zmusił polskich komunistów do kompromisu, a im była potrzebna „konstruktywna opozycja” i ludzie pokroju Wałęsy, Geremka, Kuronia, Michnika.
W Magdalence był też Lech Kaczyński, o którym teraz wielu polityków PiS mówi, że to on powinien być symbolem „Solidarności”.
Lech Kaczyński nie był aktywnym uczestnikiem tych rozmów. Nie fraternizował się z komunistami jak Wałęsa i Adam Michnik. Chyba wielu Polaków obejrzało odnalezione „cudownie” filmy z Magdalenki i scenę, gdy Stanisław Ciosek, potem współpracownik Wałęsy mówi, że ludzie ocenią te rozmowy po latach jak Targowicę, czyli po prostu narodową zdradę.
I wychodzi na to, że miał rację, bo pan tak m.in. myśli.
Na szczęście nie tylko ja. Obecne władze przystąpiły właśnie do budowy prawdziwie niepodległej, suwerennej Polski. Jest to możliwe dopiero teraz.
Ja nie uważam, że Polska przez ostatnich 25 lat nie była wolna.
Ludzie hołubiący III RP zachowują się tak, jak zwolennicy pozornego spokoju w PRL. Byle było co jeść i pracować, byle budować swoje kariery kosztem innych. Polska jest dziś na drodze odzyskiwania wolności, by wreszcie odrzucić PRL-bis. I tak trzeba patrzeć na program zmian przedstawiony przez obecny rząd.
Ludzie protestujący na ulicach uważają, że to PiS tworzy PRL-bis.
Bo liderzy tych protestów byli beneficjentami III RP. Dobrze im się powodziło. W minionym ćwierćwieczu Polska weszła na drogę wolności dopiero w październiku 1991 roku, gdy odbyły się pierwsze wolne wybory. Gdy powstał rząd Jana Olszewskiego. Ale, jak wiemy, na krótko.
A potem wygrał SLD, postkomuniści.
Wygrał układ.
Moim zdaniem ludzie tak po prostu zagłosowali.
To był układ. Umowa, bo żaden z komunistów nie poniósł odpowiedzialności, nie stracił majątku, nie został zdegradowany. Zamiast w więzieniu, siedział w telewizji i wygłaszał swoje „mądrości” w publicystycznych programach.
Kiedy pan pierwszy raz spotkał Wałęsę?
Zobaczyłem go w telewizji podczas podpisywania porozumień gdańskich, z tym wielkim, śmiesznym długopisem w ręku. Zaraz do Gdańska wysłałem delegację z Huty Katowice, by wyraziła poparcie od naszego komitetu. My od Wałęsy dostaliśmy w podziękowaniu drewnianą figurkę stoczniowca, która stała na słynnym stole negocjacyjnym i obok tego długopisu była drugim symbolem tych rozmów z delegacją rządową. Myśmy w hucie nie chcieli przerwać protestu, dopóki nie pokażą nam podpisania porozumień. Blokada informacji była tak duża, że do pewnego momentu nie wiedzieliśmy nawet o strajku w kopalniach na Śląsku. W hucie doszło do wymiany przewodniczącego Komitetu Strajkowego. Zostałem wybrany ja. Do poprzedniego załoga straciła zaufanie. Często zastanawiałem się, dlaczego do Dąbrowy nie chciała przyjechać delegacja rządu na odpowiednim szczeblu. Szybko to jednak zrozumiałem: zarówno w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu władza mogła liczyć na swoich ludzi. Ja byłem niesterowalny. W miarę upływu czasu moje rozczarowanie do Wałęsy rosło, zwłaszcza gdy nie odpowiedział na naszą propozycję stworzenia jednej ogólnopolskiej organizacji. Zgłosiliśmy ją już 6 września. Wałęsa chciał lokalnych struktur i dopiero, gdy podczas spotkania w Gdańsku 17 września większość delegatów z całego kraju poparła naszą koncepcję, to się przyłączył. Bo chciał być w grze, przejąć ruch.
Wokół pana kręciło się mnóstwo agentów...
W materiałach zgromadzonych przez IPN dotąd znalazłem stu konfidentów. Odtajniono mi 30. Ale ja większości tych ludzi nie pamiętam. Nie kojarzę.
Esbecja nie przebierała w środkach, jeśli chodzi o pana.
Byłem w szoku, gdy w 1980 i 1981 roku w wielu miastach Zagłębia stale pojawiało się tysiące ulotek, z których wynikało, że jestem złodziejem, pijakiem i dziwkarzem. Pod każdym względem starano się podważyć moją wiarygodność. Sięgnięto nawet do nieznanej mi przeszłości mojego ojca, #który kiedyś pracował w UB i chciano go zmusić przeciwko mnie do współpracy. Z materiałów widzę, że nie powiedział niczego, co mogłoby mi zaszkodzić.
A pana żona Barbara, w materiałach IPN figurująca jako TW „Marta”? Miała na pana donosić...
To było jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń mojego życia. Myśmy się z Basią spotkali w Wielkanoc 1981. Przyjechała do MKZ Katowice, bo szukała pomocy. Mocno działała w „Solidarności”; założyła związek w swoim zakładzie pracy w Wojewódzkiej Spółdzielni Ogrodniczej i zakładała MKK Katowice, robiła gazetki w swoim zakładzie pracy. To była od początku wielka miłość. Na początku długie narzeczeństwo, bo po pierwsze jeszcze nie zakończyłem pierwszego małżeństwa, z którego mam syna, a po drugie narodziny „Solidarności” to okres, w którym w życiu chyba najkrócej spałem. Cały czas zebrania, prowokacje, wyjazdy, dyskusje, a po wprowadzeniu stanu wojennego - trzy lata w więzieniu, m.in. na Mokotowie. Przez cały ten okres ona do mnie przyjeżdżała, przywoziła, co mogła, do jedzenia, wspierała. Nawet mojej pierwszej żonie wysyłała pieniądze na utrzymanie mojego syna, żeby nie wykorzystali przeciwko mnie, że alimentów nie płacę. A jak mogłem płacić, skoro siedziałem w więzieniu? W 1984 roku odzyskałem wolność i zawarliśmy związek małżeński, a cztery lata później, w dramatycznej sytuacji bez wyjścia, zdecydowaliśmy się z Basią na emigrację. Była ciężko chora, a tylko wyjazd dawał szansę na to, że w ogóle przeżyje.
W jakich okolicznościach dowiedział się pan o roli żony jako agentki SB?
Po około 20 latach. W czasie świąt Bożego Narodzenia dostałem telefon z Polski, od Jadwigi Chmielowskiej, działaczki „S”, która zupełnie bez żadnego przygotowania, bo taka informacja to przecież może zabić, powiedziała mi: „Słuchaj, twoja Baśka była agentką. Donosiła na ciebie”. I... odłożyła słuchawkę. Byłem zdruzgotany. Od razu porozmawiałem z żoną. Nie kluczyła, nie wypierała się, nie zarzekała, jak teraz robi to Wałęsa. Tylko powiedziała, że ją złamali w stanie wojennym, że chciała mi powiedzieć, ale bała się, że się rozejdziemy, że rozsypie się nasze życie. Chciałem dowiedzieć się całej prawdy i poprosiłem znajomych z Polski o przysłanie mi zawartości jej teczki. Nie miałem pojęcia, co w niej znajdę. Jaki będzie rozmiar jej winy.
I?
Znalazłem kilka notatek, np. relację z nielegalnego złożenia kwiatów pod pomnikiem górników z „Wujka”. Te materiały nikogo nie skrzywdziły w tym sensie, że nikt nie poszedł siedzieć, nie stracił pracy. Poza tym były dokumenty, które świadczyły, że bardzo konkretnie odmawiała wykonywania zleconych jej zadań oddziaływania na mnie i donoszenia na ludzi. Przemyślałem sobie wówczas całe nasze wspólne wieloletnie życie i wybaczyłem jej. Bo, gdy na szali położyć, co zrobiła w życiu dobrego, to tego było więcej.
Ale Wałęsie nie jest pan w stanie przebaczyć?
Już jest na to za późno. Jak dla mnie o wiele za późno.