To już jest wojna? Spółki górnicze kuszą klientów cenami. Sięgają też po donosy [MAPA, LINIA CZASU]
Nikt jej oficjalnie nie wypowiedział, ale ona trwa. Można ją dyplomatycznie nazwać ostrą konkurencją, lecz nie brakuje takich, którzy już mówią o wojnie jaką toczą ze sobą polskie spółki górnicze. Wojnie na ceny, donosy i złośliwości, jakie prawią pod swoim adresem ich zarządy.
Szef Kompanii mówi jasno: nadal będziemy agresywni
- Niech każdy zajmie się swoją spółką - tak właśnie kilka dni temu Krzysztof Sędzikowski, prezes Kompanii Węglowej odpowiedział tym wszystkim, którzy zarzucali, że kierowany przez niego koncern wyprzedaje węgiel ze zwałów poniżej kosztów jego wydobycia i tym samym psuje cały rynek tego surowca w Polsce. A lista skarżących się była długa: znalazła się na niej lubelska Bogdanka, Katowicki Holding Węglowy i należąca do czeskiego właściciela "Silesia" w Czechowicach-Dziedzicach. Skargi na politykę cenową Kompanii trafiły do Ministerstwa Skarbu, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, a prezes Bogdanki odgrażał się nawet, że będzie interweniować w Brukseli, gdzie ważą się losy zgody na udzielenie pomocy publicznej dla restrukturyzowanych kopalń KW. Przedstawiciele Kompanii długo ograniczali się do "biernego oporu", zaprzeczając jedynie zarzutom o stosowanie cen dumpingowych, ale w końcu uznali, że miarka się przebrała.
- My walczymy o życie i trzeba to zrozumieć. Dlatego nadal zamierzamy być przyjaźni wobec naszych klientów i agresywni względem konkurencji - nie pozostawił złudzeń Krzysztof Sędzikowski.
- Ja to rozumiem. Trwa walka o przetrwanie i Kompania stara się ją wygrać. Tyle, że na dłuższą metę taka polityka cenowa jest nie do utrzymania, bo ona może wpędzić w kłopoty nową Kompanię Węglową - komentuje Adam Gorszan, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
Węgla na rynku jest za dużo. A zapotrzebowanie maleje
Napięte relacje między spółkami górniczymi są efektem tego, że węgla na rynku jest po prostu zbyt dużo - polskie koncerny wydobywają go ponad 70 mln. ton rocznie. Do tego trzeba doliczyć jeszcze ok. 10 mln ton sprowadzanych zza granicy (przeważnie tej wschodniej). Tymczasem zapotrzebowanie na ten surowiec spada i dziś nie przekracza 65 mln ton rocznie. Co gorsza, w kolejnych latach trend nie ulegnie zmianie - prognozy mówią, że pod koniec dekady Polska będzie potrzebować ok. 50 mln. ton tego surowca. A spółki wydobycia ograniczać nie zamierzają. Ba, na rynku mogą za kilka lat pojawić się nowi gracze - niemiecki koncernu HMS Bergbau AG przymierza się do budowy kopalni w Orzeszu, zaś specjalizująca się w budowie maszyn górniczych katowicka firma Kopex planuje sięgnąć po złoża węgla w rejonie Przeciszowa i Zatora w zachodniej Małopolsce.
- Nie widzę sensu w budowie nowych kopalń - ocenił te plany podczas swego niedawnego wystąpienia prezes Kompanii.
- Nie ma racji. To samo mówiło się, kiedy budowano "Bogdankę" i "Budryka". Polska nie ma pieniędzy na modernizację swoich kopalń, a zatem trzeba je budować za pieniądze z takich źródeł, jakie udaje się pozyskać, bo węgiel będzie nam potrzebny przez najbliższe 40 lat - odpowiada na to Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, który właśnie na zlecenie HMS Bergbau AG pilotuje inwestycje w Orzeszu. Przedstawiciele Kopexu w medialne polemiki z szefem Kompanii wchodzić nie chca (trudno się dziwić - firma prowadzi interesy z górniczym koncernem), ale dyplomatycznie stwierdzają, że mają "inne zdanie" aniżeli szef Kompanii.
- My już nie zastanawiamy się czy, ale ile na tym zarobimy - dodają.
Ktoś tu straci. Importerzy? Oby nie nasi górnicy
Pytanie jednak, czy aby ów zarobek nie będzie odbywał się kosztem innych działających na rynku spółek? Przeciwnicy inwestycji Kopexu chętnie grają tą kartą przekonując, że wydobycie z kopalni w Przeciszowie 4 mln ton węgla rocznie w praktyce oznacza wyparcie z rynku takiej samej ilości węgla fedrowanego przez innych producentów. Istotnie, kosztami wydobycia żadna obecnie działająca "gruba" nie może rywalizować z kopalnią Kopexu, gdzie urobek będzie odstawiany na powierzchnię systemem tzw. upadówek: szybko i tanio. Przedstawiciele spółki starają się dystansować od roli konkurenta dla Kompanii.
- My stawiamy na gruby węgiel, Jeśli ktoś powinien się martwić, to importerzy i zagraniczni producenci - przekonują. Podobnie skutki uruchomienia nowych kopalń ocenia Jerzy Markowski.
- Węgiel z nich nie wyprze z rynku polskiego węgla, ale ten, który dziś jest sprowadzany zza granicy - mówi Markowski.
W takie prognozy nie wierzy jednak Adam Gorszanów. Jego zdaniem ograniczenie importu węgla do Polski jest mało prawdopodobne. Zwłaszcza, że - jak wskazuje - niski kurs rubla sprawia, że stało się to jeszcze bardziej opłacalne niż było chociażby rok temu. A jeżeli napływ węgla ze wschodu nie ustanie i nadpodaż tego surowca na polskim rynku nadal będzie tak olbrzymia, to walka (pardon: konkurencja) między polskimi producentami jeszcze się zaostrzy.