O końcu świata mówią media, politycy, urzędnicy z ONZ-u i eksperci NASA. Jedni twierdzą, że to już nastąpi za 15 lat inni, że za 30. Roztopią się lodowce, poziom wody się podniesie i nastąpi biblijny niemal potop.
W inny za nadchodzącą tragedię ma być węgiel, a rezygnacja z niego ma ocalić świat i nasz gatunek. Podobnie wrogiem ludzkości i największym zagrożeniem dla klimatu ma być rolnictwo. W raportach ONZ-u czytamy, że już 75 proc. naturalnego środowiska ziemskiego zostało „poważnie uszkodzone” poprzez ludzką działalność. W rezultacie ok. miliona gatunków fauny jest zagrożonych całkowitym wyginięciem w ciągu najbliższych dziesięcioleci”.
Niestety, niewielu jest tych, którzy widza, że zagrożeniem jest nie rolnictwo jako takie, a wielkoobszarowe plantacje w powiązaniu z chowem przemysłowym. Monokultury GMO chronione roundapem (lub podobnymi truciznami) sieją spustoszenie w owadziej, zwierzęcej i roślinnej bioróżnorodności, ale młodzież i nieliczni działacze z pod znaku kryzysu klimatycznego tej zależności nie rozumieją bądź rozumieć jej nie chcą. Apele o obronę klimatu nie idą w parze z protestem przeciwko masowemu wylesianiu bądź traktowaniu lasów jak zagonu marchewki.
Nie słychać też głosów wzywających do ukrócenia wszechwładzy koncernów i zmiany chorego wskaźnika rozwoju, czyli osławionego PKB, sprzecznego na ogół z myśleniem w kategoriach poszanowania dla bioróżnorodności czy bioregionalizmu, od których zależy bezpieczeństwo przyszłych pokoleń. Światem, skolonizowanym przez koncerny, rządzi zysk i to zysk jest dla nich jedynym celem.
Sprytnym pomysłem było rozkręcenie kampanii przeciw CO2 i wymuszenie udziału w protokole z Kioto. Wymusiło to przeniesienie dużej części europejskiego przemysłu do Chin i w efekcie skażenie środowiska planety wzrosło znacznie bardziej, bo Chiny nie tylko Kioto, ale wszelkie normy prośrodowiskowe mają w nosie. A my, jak gdyby nic, kupujemy wszystko co Chiny nam sprzedają.
Polska, mając własne zasoby węgla, z niezrozumiałych powodów kupuje brudny węgiel z Rosji, czy krwawy węgiel wydobywany przez dzieci w Kolumbii. Wytłumaczono nam, że węgiel jest zły i dlatego nie buduje się nowoczesnych elektrowni tylko korzysta ze starych, które trują kilka razy bardziej. Na skutek ubóstwa energetycznego w 2016 roku zmarło w naszym bogatym w węgiel kraju 35 tys. ludzi. Chodzi o tych, którzy nie koniecznie zmarli z powodów zamarznięcia, ale przez choroby, zatrucie organizmu wywołane np. mieszkaniem w zapleśniałych pomieszczaniach, z oszczędności nie wentylowanych, paleniem toksycznymi odpadami takimi, jak różnego typu sklejki, podkłady kolejowe, płyty pilśniowe, opony itd.
Połowa Polski leży na zasobach gorącej wody, lecz zainteresowanie geotermią jest znacznie mniejsze niż można by się tego spodziewać. Wciąż za mały nacisk państwo kładzie na rozwój urządzeń napędzanych wodorem, choć na zachodzie rola wodoru wyraźnie rośnie. Jeden akumulator do elektrycznego samochodu wymaga około 3000 kg wyprodukowanego CO2. Czy ktoś w imię przyszłych pokoleń zrezygnuje ze smartfona, Ipoda czy laptopa? Nie ma na to najmniejszych szans.
Tyle pustych słów o końcu świata i zero protestów przeciwko milionom ton plastiku otrzymanego z ropy i w sekundę po zakupie produktu (w ten plastik zapakowanego) zmieniającego się w toksyczny śmieć. Płoną składowiska odpadów, trują spalarnie. Na oceanach powstają śmieciowe wyspy. Jedzenie morskich ryb staje się niebezpieczne dla zdrowia. Powrót do powszechnych w czasie PRL-u szklanych butelek na mleko, jogurt czy śmietanę wydaje się w Polsce nierealny.
Realny jest jednak kryzys. Końca świata może nie będzie, lecz większość z nas żyć będzie w coraz gorszych warunkach, odżywiać się jeszcze bardziej zanieczyszczonym jedzeniem, cierpieć z braku wody.
Nie tak dawno temu szef koncernu Nestle zaapelował o sprywatyzowanie zasobów pitnej wody. Argumentował, że to taki sam produkt spożywczy, jak każdy inny.
Końca świata nie będzie, tylko biedni, a tych jest najwięcej, będą żyć i umierać w coraz straszniejszych warunkach.
Jarosław Dubiel ps. „Jarema” - polski publicysta, ekoaktywista, współzałożyciel i działacz Ruchu Wolność i Pokój (1985-1990), działacz opozycji demokratycznej w PRL.