To opowieść o matkach chrzestnych statków
Rozmowa z Krystyną Pohl, autorką książki „Matki i statki”, dziennikarką „Głosu Szczecińskiego”.
Jutro, podczas Dni Morza, na pokładzie żaglowca „Dar Młodzieży” odbędzie się chrzest i wodowanie twojej najnowszej książki „Matki i Statki”. Skąd taki pomysł?
Chrzty i wodowania książek, to ciekawa morska tradycja. Zapoczątkowana została wiele lat temu na Malcie. W Polsce ceremonia pierwszy raz odbyła się w 1991 roku w Gdyni, na pokładzie żaglowca-muzeum „Dar Pomorza”. Chrzczono i wodowano książkę Karola Burchardta. Od tamtego czasu w Trójmieście podobnie postępuje się z każdą morską książką.
A w Szczecinie kiedy to się zaczęło?
W 2005 roku, również w trakcie Dni Morza. Na pokładzie zabytkowego lodołamacza „Kuna” została ochrzczona i zwodowana książka Romana Czejarka „Szczecińskie czterofajkowce”. Miałam zaszczyt być matką chrzestną. Od tego pierwszego chrztu wszystko się zaczęło i teraz w Szczecinie chrzcimy i wodujemy każdą morską książkę.
Jak wygląda taki chrzest książki?
Mama chrzestna czerwoną różą umoczoną w morskiej wodzie skrapia książkę i wypowiada specjalną formułkę, coś w stylu „podążaj książko do Czytelników”. Potem za burtę wyrzuca butelkę z aktem chrztu, skanem kolorowym okładki książki i informacją dla znalazcy.
Ktoś później te butelki znajduje, zgłasza się do autorów?
Oczywiście. Czasem towarzyszą temu wzruszające historie. Mi się coś takiego zdarzyło parę razy, ale najbardziej pamiętam historię sprzed trzech lat. W 2013 roku, w Szczecinie, na pokładzie żaglowca „Fryderyk Chopin” odbył się chrzest mojej książki „Żeglarze”. Wyrzuconą butelkę od razu odnalazła w Odrze szczecinianka. Dostała ode mnie książkę z dedykacją. Następnego dnia ta pani promem „Polonia” płynęła do Szwecji i butelkę wrzuciła do morza. Chciała, by kolejna osoba miała taką frajdę jak ona. Po miesiącu zadzwonił do mnie górnik z Jastrzębia Zdroju z informacją, że na plaży w Pobierowie znalazł butelkę. W Pobierowie był z żoną na wczasach. Butelkę znalazł na brzegu w ostatni dzień pobytu. Nie rozbił jej od razu tylko dopiero po powrocie do domu. I jak zobaczył co tam jest w środku to ogromnie się ucieszyli z niespodzianki. On też dostał książkę.
Fajna historia!
Tak, bardzo sympatyczna. I to chyba jedyny raz się zdarzyło, aby ta sama butelka została odnaleziona dwukrotnie.
A jak to będzie teraz z twoją książką? Kto jest matką chrzestną?
Matką chrzestną mojej książki jest pani Beata Zalewska dyrektor ds. morskich Zachodniopomorskiego Centrum Edukacji Morskiej i Politechnicznej w Szczecinie. Laudację wygłosi kpt. ż. w. Jerzy Hajduk, dziekan Wydziału Nawigacji AM. A ja mam nadzieję, że ktoś szybko znajdzie butelkę z aktem chrztu.
Powiedz coś więcej o tej swojej książce.
Jest to opowieść o matkach chrzestnych statków PŻM, szczecińskiego armatora, który w tym roku obchodzi 65-lecie. Prezentuję matki statków, które aktualnie są w eksploatacji. Piszę też o ich stalowych chrześniakach.
Jak dotarłaś do tych pań?
Wszystkie są zrzeszone w klubie, który istnieje już ponad 40 lat. W Polsce są dwa takie kluby matek chrzestnych statków, jeden w Szczecinie, drugi w Trójmieście. Statki chrzci się na całym świecie, na całym świecie są matki chrzestne, ale tylko w Polsce mają swoje kluby, monografie, zjazdy i prowadzą aktywną działalność.
Czyli co robią?
Propagują morskie tradycje, morską kulturę szczególnie wśród dzieci i młodzieży. Organizują spotkania, konkursy. Utrzymują stały kontakt z kapitanami i załogami swoich stalowych chrześniaków, odwiedzają statki, gdy te przypływają do krajowych portów.